11/2024

Filip Memches

Testament Michelstaedtera

To było w Roku Pańskim 2022 i nieprzypadkowo w Wielki Piątek, bo – jak powszechnie wiadomo – nie ma przypadków, są tylko znaki. Tego dnia odbyłem najważniejszą spowiedź mojego życia. Usłyszałem wtedy w konfesjonale coś, czego ani wcześniej, ani później nikt mi nie powiedział.

Spowiednik, wysłuchawszy mnie, skonstatował, że nie godzę się na przemijanie, na upływ czasu, na kruchość doczesnej egzystencji. I rzeczywiście – niedawno odkryłem, że po przekroczeniu pięćdziesiątki coraz bardziej prześladują mnie – momentami już wręcz obsesyjnie – myśli o skończoności: mojej własnej, moich krewnych i bliskich. Ale owa skończoność dotyczy też przedmiotów, do których jestem przywiązany.

To wszystko oznacza, że w głębi duszy po prostu nie godzę się na swoją kondycję i w rezultacie opieram się woli Bożej, ponieważ jako ostateczność jawi mi się nicość. Gdy zaś mam przejść sprawdzian wiary katolickiej – od krzyża na Golgocie odwracam wzrok.

*
Często przypominam sobie tamtą spowiedź. Tak też się stało niedawno po śmierci Zbigniewa Mikołejki. Wspominam tego filozofa z dużą dozą sympatii (miałem przyjemność z nim kilka razy rozmawiać), choć dzieliły nas kwestie fundamentalne. Gdy odszedł, sięgnąłem znów po jego książkę, która niegdyś – ponad ćwierć wieku temu – była dla mnie ważną lekturą. Chodzi o Mity tradycjonalizmu integralnego. Julius Evola i kultura religijno‑filozoficzna prawicy.

Tytułowy włoski XX‑wieczny myśliciel był ekscentrykiem pozującym na arystokratę. Przy czym do jego wyborów ideologicznych i politycznych zdeklarowany liberał Mikołejko, jak sam przyznał, odnosił się – „najoględniej mówiąc – z absolutną dezaprobatą”. Evola popierał – choć z zastrzeżeniami – faszystowską dyktaturę Benita Mussoliniego. Opiewał wielkość antycznego Rzymu. Był zwolennikiem elitarno‑hierarchicznych porządków społecznych. Roztaczał historiozoficzną wizję, w której Europa od późnego średniowiecza chyliła się ku upadkowi. Przyczyn tego stanu rzeczy upatrywał w egalitarnym hołdowaniu miernotom i słabeuszom. To był zarzut stawiany zarówno chrześcijaństwu, jak i nowożytnym, przenikniętym humanizmem, prądom światopoglądowym.

Mikołejko pisał o trzech filozofach epoki modernizmu, którzy w istotnym stopniu wpłynęli na Evolę. To Friedrich Nietzsche, Otto Weininger i Carlo Michelstaedter (w pracy są oni wymienieni w odwrotnej kolejności).

Pierwszego z nich przedstawiać nie trzeba. W czasach fin de siecle’u jego pisma siały ferment również w kulturze polskiej. I całe szczęście nie udało się go potem Polakom obrzydzić (zwłaszcza za Peerelu), przyprawiając mu gębę prekursora narodowo‑socjalistycznej ideologii, którym przecież nie był.

Drugi z wymienionej trójki – Weininger – jest w Polsce dużo mniej znany. Ale nie brak Polaków, którzy czytali jego głośną książkę Płeć i charakter. Uchodzi ona za manifest mizoginizmu i antysemityzmu. Zawiera tezę, że rasa aryjska wiąże się z archetypową męskością, a Żydzi – z archetypową kobiecością. Według Weiningera wyróżnikami pierwiastka męskiego (aryjskiego) są duchowość, twardość, aktywność, stałość, indywidualizm, logiczność, moralność, pierwiastka kobiecego (żydowskiego) zaś – cielesność, miękkość, bierność, płynność, postawa stadna, alogiczność, amoralność.

Skądinąd ów podział jest echem nietzscheańskiej dychotomii „dobry – lichy”. W tym kontekście smaczku dodaje fakt, że Weininger miał korzenie żydowskie – wywodził się z rodziny wyznającej judaizm. Można byłoby go więc określić mianem selfhating Jew. Ale krótko przed śmiercią przeszedł na protestantyzm.

Natomiast trzeci spośród tych, których Mikołejko wymienił – Michelstaedter – jest nad Wisłą w ogóle nieznany. I właśnie on się okazał dla mnie odkryciem.

Weininger i Michelstaedter należeli do tego samego kręgu kulturowego. Obydwaj byli poddanymi monarchii Habsburgów i wyszli z rodzin aszkenazyjskich. Tyle że Weininger – wiedeńczyk – tworzył po niemiecku. Natomiast językiem Michelstaedtera był włoski. Filozof ten mieszkał w położonej dziś w granicach Włoch Gorycji. Miasto to za jego życia należało do Austro‑Węgier i stanowiło typowe dla cesarsko‑królewskiej Europy Środkowej pogranicze kultur. Zaludniali je Niemcy, Słoweńcy, Włosi i Żydzi.

Tym, co łączyło Weiningera i Michelstaedtera, było nie tylko pochodzenie etniczne i powinowactwo kulturowe, lecz także wzbudzająca grozę przyczyna zgonu. Obydwaj popełnili samobójstwo z broni palnej, i to w dodatku w tym samym młodym wieku – dwudziestu trzech lat.

*
Czytając o Carlu Michelstaedterze w książce Zbigniewa Mikołejki oraz w innych miejscach, a także zmagając się (nie kryję, że przy pomocy internetowego translatora) z fragmentami głównego dzieła włoskojęzycznego filozofa La persuasione e la rettorica – Appendici critiche (Przekonanie i retoryka – dodatki krytyczne), dochodzę do wniosku, że owa tragiczna postać nazwała po imieniu trapiące mnie lęki i troski, które ujawniły się w trakcie mojej pamiętnej spowiedzi w Wielki Piątek Roku Pańskiego 2022. Przyszło mi nawet do głowy, że w tej sprawie nikt nie dał tak trafnie rzeczy słowa jak właśnie on.

W opinii Michelstaedtera każdego człowieka uwiera dojmujące napięcie między jednostką a społeczeństwem. Jesteśmy zniewoleni przez konwencje. Kształtują one nasze relacje z innymi ludźmi. I to stoi na przeszkodzie naszej autentyczności. Jesteśmy wyobcowani wobec świata, a świadomość każdego z nas cechuje fałsz.

Takie rozważania brzmią bardzo znajomo. W XX stuleciu snuli je filozofowie egzystencjaliści, a wśród nich Jean‑Paul Sartre. W jego dramacie Przy drzwiach zamkniętych jedna z postaci oznajmia: „Piekło to inni”.

I faktycznie, myśl Michelstaedtera zwiastowała egzystencjalizm, zwłaszcza w wydaniu Martina Heideggera. Chodzi przede wszystkim o ten jej wątek, który mnie ujął szczególnie. Dotyczy on napięcia między teraźniejszością a przyszłością.

Można go streścić następująco: nieustannie zastanawiamy się nad tym, co będzie, a jesteśmy pewni tylko tego, co aktualne. To nasze ugruntowanie w teraźniejszości Michelstaedter nazywa „przekonaniem”. Tyle że nie żyjemy nim, ponieważ nasza uwaga skierowana jest gdzie indziej. Pozwalamy warunkować się czemuś, czego tak naprawdę jeszcze nie ma i co stanowi naszą projekcję. W nomenklaturze filozofa z Gorycji tym czymś jest „retoryka”. Życie ludzkie to nieustanne dążenie do jakiegoś celu, a więc wybieganie w czasie do przodu.

W przyszłości jednak każdego człowieka ostatecznie czeka śmierć. I nie jest to przedmiot naszych spekulacji. Swojego końca możemy być pewni (możemy być o nim „przekonani”). Tyle że przecież każdy z nas swojej śmierci się boi i dlatego myśli na jej temat odruchowo odsuwa jak najdalej od siebie. Nie chce się o niej „przekonywać”.

Zdaniem Michelstaedtera, przyjmując taką – przecież naturalną – postawę, już jesteśmy martwi. Próbujemy bowiem zadać kłam temu, w czym tkwimy, rozmaitymi „retorycznymi” strategiami – takimi jak choćby religie, które mają być naszymi marnymi pocieszeniami. Tymczasem rzeczywistość (konfrontacja z perspektywą nicości) nas i tak dopadnie (czy może raczej – dopada).

Wydaje się, że Michelstaedter, zabijając siebie, doprowadził swoje wywody do skrajnej konsekwencji. Jednocześnie – jak możemy przeczytać w książce Zbigniewa Mikołejki – włoski filozof Michele Federico Sciacca uważał owo targnięcie się młodego mężczyzny na swoje życie za znak czasu. Miałoby ono oznaczać – u progu epoki, w której wybuchły wielkie wojny masowe i na arenę dziejów wkroczyły systemy totalitarne – „początek drogi usłanej trupami”. Wypada zatem przy okazji odnotować, że gdy niemieccy narodowi socjaliści wdrażali Endlösung, matka i siostra Michelstaedtera zapłaciły za swoją żydowskość cenę najwyższą. Trafiły do Auschwitz i już stamtąd nie wróciły.

*
Jeśli Boga nie ma, to trudno się filozofowi z Gorycji dziwić, że w taki, a nie inny sposób położył kres swojemu życiu. Tak na marginesie wyznam, że już jako nastolatek żywiłem słabość do przywalonych ciężarem doczesnej egzystencji samobójców. Byłem fanem depresyjnych klimatów w muzyce rockowej. Słuchałem albumów zespołu Joy Division, którego charyzmatyczny wokalista Ian Curtis powiesił się w wieku dwudziestu czterech lat. Wtedy jednak funkcjonowałem poza Kościołem katolickim.

Ale może mamy szansę się „przekonać”, że chrześcijaństwo to nie jest abstrakcja. Aby jednak tak się stało, trzeba uprzytomnić sobie, że zniewalają nas konwencje – choćby te, które strzegą rozmaitych stref komfortu jako podstaw społeczeństwa mieszczańskiego. A to właśnie przeciw niemu się buntowali w czasach belle époque moderniści, w tym Michelstaedter. I choć on sam był mieszczuchem, to kontestując społeczeństwo mieszczańskie, wykraczał mentalnie poza granice swojej przynależności do niego.

Podzielam tę postawę autora La persuasione e la rettorica – Appendici critiche. Jestem bowiem również mieszczuchem świadomym swoich wynikających z tego ograniczeń. Podążam więc przetartym przez Michelstaedtera szlakiem krytycznej refleksji nad deprawującymi mnie efektami mieszczańskiej tresury. Odkrywam, że mam „retorycznie” wpojone przeświadczenie, iż w życiu najważniejszy jest święty spokój, który można osiągnąć, zabezpieczając się przed wszelkimi niedogodnościami. Tyle że taka pedagogika nikogo nie przygotowuje do mierzenia się z rzeczywistością. Utrzymuje ona człowieka w fałszywej świadomości.

Inna rzecz, że Michelstaedter głosił treści, które podpadają pod bluźnierstwo. Ktoś może zatem mnie spytać, jak godzę ten przekaz z moją wiarą katolicką. Odpowiedź na takie pytanie brzmi: chrześcijaństwo odziera nas ze złudzeń (zwłaszcza wobec samych siebie). Zostało przecież w Ewangelii świętego Jana powiedziane: „I poznacie prawdę, a prawda was wyzwoli”.

Dlatego nie chcę traktować chrześcijaństwa jako kolejnej pocieszającej, odklejonej od rzeczywistości, „retorycznej” opowieści o nagrodzie w niebie za dobre sprawowanie. Szukam „przekonania”, żeby przekroczyć swoje lęki i troski.

Tym samym staram się w Kościele zrobić coś nieoczywistego – wypełnić intelektualny testament Michelstaedtera. Tyle że przecież do zbawienia nie jest to konieczne. Wystarczy naśladować świętych i błogosławionych. A człowiek nawraca się – „przekonuje” – przede wszystkim nie umysłem, lecz bebechami.

WYDAWCA:
WSZELKIE PRAWA ZASTRZEŻONE
©2017-2022 | Twórczość
Deklaracja dostępności
error: Treść niedostępna do kopiowania.