Dziś AI odpowiada na zamówienie całych grup społecznych. Analizuje pewien, umieszczony w internecie, zbiór literatury i produkuje to, czego pragnie odbiorca. Na ogół literaturę popularną: kryminały, romanse. Odbiorca jest klientem – trzeba się wczuć w jego kompleksy, urojenia, marzenia. Zestaw narzędzi AI rośnie z miesiąca na miesiąc. Możliwa jest analiza struktury historii, fabuły, rekomendacja zmian i decyzji. Rozwój AI w tej sferze staje się niepokojący.
Możliwości, jakie stwarza AI, wychodzą naprzeciw odbiorcy – ludzie w dzisiejszym świecie głupieją i obojętnieją, wiotczeją ich myśli, a sztuczna inteligencja zwykle ten proces przyśpiesza. Jeśli stan ignorancji ludzkiego umysłu oznaczyć rosnącą krzywą, to znajdujemy się w czasach, kiedy ta krzywa przecina się z drugą, także rosnącą – powszechną dostępnością AI. „Żyjemy w epoce straszliwej, jakiej dotąd nie znała historia ludzkości, a tak zamaskowanej pewnymi ideami, że człowiek dzisiejszy nie zna siebie, w kłamstwie się rodzi, żyje i umiera i nie zna głębi swego upadku” – pisał już Stanisław Ignacy Witkiewicz.
„Dotąd byliśmy skazani głównie na język i pismo przekazujące symbole przeżyć. Jednak technologie bezpośredniego transferu wrażeń zmysłowych pozwalają przekazywać same przeżycia. Przeżycia zyskują autonomię i stają się podmiotami, a człowiek ich igraszką” – twierdzi Jacek Dukaj, dodając: „Nadchodzi epoka postpiśmienna […]. Życie żyje się poza nami, tylko od czasu do czasu przepływając przez nasze mózgi […]. Kim będą ludzie całkowicie wyzwoleni z pisma i jego tworów: z logiki, idei, prawa, racjonalności? Czy człowiek stanie się szczęśliwą maszyną do przeżywania? Jakie wartości będą go zajmowały?”.
Wraz z „człowiekiem postpiśmiennym”, jak uważa Dukaj, „zmienia się świat: religia (która traci swoją prawomocność opartą na piśmie i Piśmie), filozofia (która tracąc podmiotowość fundowaną przez pismo, staje się swoim przedmiotem – praktykuje się ją poprzez bycie), polityka (która opiera się na postpiśmiennym równouprawnieniu prawdy i fałszu), ekonomia (która kreuje gospodarkę opartą na nośnikach przeżyć zamiast na wytwarzaniu dóbr materialnych). W tym świecie człowiek jest tylko „uniwersalnym przeżywaczem” – pozbawioną tożsamości, odpodmiotowioną „maszyną do przeżywania”.
„Zdewaluowaniu ulegają kontakty międzyludzkie. Wiele powołań wymaga ludzkiego czasu i właśnie one ulegają odczłowieczeniu przez sieciowe automatyzmy. Myszą komputerową nie można odżywiać dziecka ani otoczyć opieką umierającego” – ostrzegał Lem.
„Homo deus” – ogłasza w transhumanistycznym manifeście Juval Noach Harari. A jeśli ten bóg jest ułomny? Zwiększenie technologicznych mocy nie świadczy o poziomie etycznym i moralności kreatora. Ponoć cywilizacyjnym eksperymentem kierują najbardziej odpowiedzialni: nauczyciele, eksperci, mędrcy. Naprawdę?
Czy więc AI wieszczy koniec krytyki? Nie. Batalie krytyczne są odwieczne, a teraz rodzi się nowe napięcie między autorem a krytykiem. Aprioryczne założenie nieufności: autor chce przechytrzyć krytyka, bo cóż łatwiejszego niż pójść na łatwiznę i posłużyć się AI, zamiast spłodzić kolejny artefakt literacki. A krytyk musi się mieć na baczności, bo może się okazać, że to, co okrzyknął dziełem sztuki, było jedynie maszynowym falsyfikatem. Tego w dziejach krytyki nie było. Nie było bowiem interakcji, która polega na włączeniu do tego procesu „bytu nieludzkiego”, choć (może na razie) stworzonego z ludzkiego świata komputerowej informacji. To etyczne napięcie „kreacji – odczytania” jest od początku lektury „podszyte strachem”. Jak trudna będzie rola krytyka, który będzie musiał sprostać weryfikacji i wartościowaniu dzieła sztuki. O ile takie dzieła będą, w ogólnym otępieniu kulturowym, powstawały.
Nawiasem mówiąc, czy ktoś z autorów będzie ubolewał nad kruchością egzystencji, zatraceniem drogowskazów moralnych czy „rozsypaniem świadomości”? Czy odważy się odpowiedzieć na augustiańskie pytanie „unde malum”, wskazując – być może – na człowieka jako jedynego sprawcę zła? Czy będzie kontynuował spór o naturę cierpienia, jaki prowadzi od dziesiątków lat literatura w utworach Camusa czy Dostojewskiego w sytuacji wyboru między alternatywnymi decyzjami, z których każda jest obciążona krzywdą? Złem w czystej postaci, które zagraża życiu jako najwyższemu aktowi stworzenia. Bo takie zło ma tylko twarz człowieka.
„Literatura poważna nie jest po to, by uławiać życie, ale by je utrudniać” – czy to spostrzeżenie Witolda Gombrowicza będzie miało sens? Silne dawki trucizny, jaką bywa prawda, wymagają pewnej odporności organizmu… Odporności? Przecież dzieła literackie to tylko słowa. Po co tracić czas na budowanie zawikłanych fabuł? Wystarczy napisać kilka tysięcy słów, dodać kilkadziesiąt obrazów stworzonych przez AI i mamy literaturę. Tak czy… nie?
„Jesteśmy tworami chorej kultury opartej na odwołaniu się do Boga, ale jego nie ma już w naszym świecie – pisał Nietzsche. – […] przestaliśmy odczuwać sacrum, a nie potrafimy bez niego żyć, bo jedynym z fałszywie interpretowanych wytworów kultury opartej o to, jest wolność bez wszelkiego niepokoju, stąd bierze się nihilizm, udawanie, że nic się nie stało, że istnieją jakiekolwiek problemy, to akceptacja pozorów, uznanie za wartość tego, co nie jest już wartością, łatwe i przyjemne życie pozbawione napięcia, przyjemne wpasowanie się w obowiązujący system norm oparty na moralności niewolniczej”.
[…]
[Dalszy ciąg można przeczytać w numerze.]