Są w nas pokłady i miejsca domagające się słownej interwencji, ale nie wszystkie one zostaną odpowiednio nazwane. Musi to rodzić stan pogodnej melancholii, poczucia, że wiele istotnych spraw pozostanie poza wysłowieniem. A jednak poeta próbuje ten stan rzeczy odwrócić. Pyta: gdzie swój początek bierze mowa? Z jakich źródeł czerpie zapasy do wyrażania emocji, szkicowania stanów natchnienia, dawania świadectwa formom rzeczywistości? Językowe uniwersum to kosmos, o którym nie przestaje się tu myśleć. To ono jest podstawowym punktem odniesienia. Całe życie funkcjonujemy w słowach, od rana do wieczora komunikujemy się, szukamy przyjaznych kontekstów dla własnych rozważań. Nie ma mowy, aby poeta z tej świadomości kiedykolwiek rezygnował. To słowa pozwalają nam nieustannie zaczynać od nowa. Mowa może też komplikować sensy, determinować nasze wybory. Słowniki wydają się przecież nieskończone. Uzgadniamy ich aktualność każdego dnia. Życie słów jest nie mniej tajemnicze niż nasze. Wzory tkane ze słów, terra incognita zdań, kombinacje i możliwości, z których budujemy jednoosobowe wizje, niepowtarzalne, choć odmieniane przez te same przypadki, choć wykorzystujące wciąż te same części mowy.
W wierszu Uchodźca czytamy: „Wziąłeś się z jakiegoś stamtąd, masz za sobą jakieś / wymykające się wyobraźni przedtem”. Pozostaje wciąż wracać do chwili przed wierszem. Do momentu, kiedy słowa zaczną krzepnąć, wyobraźnia zacznie się składać w jawne protokoły, skanalizuje się w końcu w szyku syntaksy. Wiersze wszak mogą być sumą doświadczeń, a jednocześnie ich początkiem. W wierszach Balcerzana spotyka się bogactwo brzmień i znaczeń polszczyzny. Odnosimy wrażenie, że wiele z nich zostało gęsto zorkiestrowanych, a ich intonację budują liczne współbrzmienia, epitety, elipsy, paronomazje. Poezja bierze swój początek z dotkliwości, z braku, z poczucia niepełności, jakby zmysły, którymi dysponujemy, i aparat mowy, będący centralnym punktem translacji dla wszelkich doznań i doświadczeń, nie wystarczały w starciu z bogactwem rzeczy i spraw do wysłowienia. Nie może dziwić taki fragment: „A że każdego z nas jest mniej / niż świata, stąd – /literatura”.
Literatura będzie próbowała sprostać ambicji zrozumienia wszystkiego, co spotykamy na naszej ziemskiej drodze. Jednak, choć słów przybywa, świat wymyka się kompletnemu opisowi. Żywego jest więcej niż słów, którymi możemy je nazwać. Książki dają chwilowe poczucie spełnienia, złapania sensu w potrzask puenty, metafory, cytatu – musimy sobie nimi rekompensować nienasycony głód poznawczy, wytyczający dla swoich pragnień nowe terytoria słów. Laboratorium lingwisty stale pozostaje otwarte. Testuje w nim Balcerzan wiązania i pokrewieństwa słów. Pozostaje wierny intertekstualnym inklinacjom, pozwalającym widzieć tradycję języka jako żywy zbiór, którego mnogość może się stale dopełniać i uzupełniać. W szkicu Pochwała poezji czytamy:
Również o tej pracy, o wiązaniu wszystkich tych potencji i sposobów bycia języka w jeden spójny życiorys traktują domysły. Słusznie pisał Dariusz Pawelec:
I wreszcie, jak czytamy w końcówce wiersza Gruzy: „docieramy tam, / gdzie milkną / hymny”.
Piotr Michałowski trafnie konstatuje w posłowiu do tomu: „[…] nowa poezja harmonijnie splata się ze znacznie większym dorobkiem metapoetyckim (krytycznoliterackim i naukowym), osiągając stan dojrzałej synergii, a nawet zrasta się z nim w organiczną całość”. Musimy pamiętać, że dla autora Przygód człowieka książkowego pisanie wierszy było zajęciem pierwszym.
W kolejnych tekstach poeta przedstawia własne reakcje na wibracje i rezonowanie języka. Temat ten wydaje się wyjątkowo ważny. Całą swoją drogą twórczą autor Podwójnych interlinii daje świadectwo temu, co język może zrobić z wyobraźnią – po to, by przeżywać istnienie mocniej i intensywniej. Egzystencja oparta na pogłębianiu życia słów to także ćwiczenie się w budowaniu zrębów własnej biografii i twórczości (poprzez inne światy przedstawione, poprzez inne strategie liryczne). Metapoetyka staje się sposobem mówienia o „ja”, wpisanym w liczne konteksty i przesłania, któremu ostateczny kształt może nadać drugi człowiek, podejmujący myśli i artystyczne gesty, kontynuujący ich wyraz. Własnej genealogii i tożsamości szuka się w genologicznych indeksach i suplementach, dających nadzieję na wgląd w siebie, na ciągłość przekazu, na integrację tekstu i osoby. W ostateczności jednak to uczucia biorą górę, zwycięża skromne liryczne wyznanie, w którym do głosu dochodzi niepowtarzalna, jednostkowa wrażliwość:
że teraz równa się zawsze.
Że każdym wiatrem
wierzy się inaczej.