4/2025

Bartosz Suwiński

Transmisje polisemii

1. Edward Balcerzan to poeta, który kolejne książki z wierszami publikuje równolegle do swoich analiz i dociekań akademickich. Perspektywy całożyciowego zaangażowania w czytanie, wytyczania ścieżek dla poezji awangardowej, niezwykłego słuchu językowego nie da się pominąć w kontekście twórczości literackiej, sygnowanej przez tego zasłużonego badacza. Nierozstrzygniętym pytaniem pozostaje, czy erudycja pomaga mu w pisaniu wierszy, czy może przytłacza nadmiarem inspiracji, wzorców, natchnień. Przede wszystkim jest bowiem Balcerzan apologetą czytania i teoretykiem literatury, stanowiącej najważniejsze źródło jego pasji i egzystencjalnego doświadczenia. Już w pierwszym wierszu z tomu domysły zawarł jego autor pochwałę czytania. Z przygód człowieka książkowego to bowiem hołd złożony lekturze, która stale podsyca poznawcze ciągoty, wyostrza widzenie spraw istotnych, nadaje ostrość spojrzeniu, wreszcie składa się na głębię pojedynczego istnienia, wpisanego w prawdziwe i zmyślone życiorysy, podsuwając mu co rusz nowe logarytmy myśli. Poeta żyje dla słów i dzięki nim, traktuje ich możliwości z najwyższą powagą, ma do nich stosunek osobowy i osobisty. Dlatego w wierszu Coraz częściej wyznaje: „Coraz częściej / bolą mnie słowa”. Autor Pochwały poezji deliberuje nad ich desygnacyjnymi możliwościami, nad trudem nazywania tego, co jest. Jednak jest świadom, a wiedza to bolesna, że pomimo najlepszych chęci piszącego zachwyt musi pozostać niewysłowiony, prawda nieodkryta, piękno ledwie muśnięte, a opis rzeczywistości niewystarczający. Żyjąc przez tyle lat w asyście słów, doskonale zdaje sobie sprawę, że zjawiają się one zawsze po czasie – taka już natura pisma, próbującego sprostać naporom widzialnego świata.

Są w nas pokłady i miejsca domagające się słownej interwencji, ale nie wszystkie one zostaną odpowiednio nazwane. Musi to rodzić stan pogodnej melancholii, poczucia, że wiele istotnych spraw pozostanie poza wysłowieniem. A jednak poeta próbuje ten stan rzeczy odwrócić. Pyta: gdzie swój początek bierze mowa? Z jakich źródeł czerpie zapasy do wyrażania emocji, szkicowania stanów natchnienia, dawania świadectwa formom rzeczywistości? Językowe uniwersum to kosmos, o którym nie przestaje się tu myśleć. To ono jest podstawowym punktem odniesienia. Całe życie funkcjonujemy w słowach, od rana do wieczora komunikujemy się, szukamy przyjaznych kontekstów dla własnych rozważań. Nie ma mowy, aby poeta z tej świadomości kiedykolwiek rezygnował. To słowa pozwalają nam nieustannie zaczynać od nowa. Mowa może też komplikować sensy, determinować nasze wybory. Słowniki wydają się przecież nieskończone. Uzgadniamy ich aktualność każdego dnia. Życie słów jest nie mniej tajemnicze niż nasze. Wzory tkane ze słów, terra incognita zdań, kombinacje i możliwości, z których budujemy jednoosobowe wizje, niepowtarzalne, choć odmieniane przez te same przypadki, choć wykorzystujące wciąż te same części mowy.

W wierszu Uchodźca czytamy: „Wziąłeś się z jakiegoś stamtąd, masz za sobą jakieś / wymykające się wyobraźni przedtem”. Pozostaje wciąż wracać do chwili przed wierszem. Do momentu, kiedy słowa zaczną krzepnąć, wyobraźnia zacznie się składać w jawne protokoły, skanalizuje się w końcu w szyku syntaksy. Wiersze wszak mogą być sumą doświadczeń, a jednocześnie ich początkiem. W wierszach Balcerzana spotyka się bogactwo brzmień i znaczeń polszczyzny. Odnosimy wrażenie, że wiele z nich zostało gęsto zorkiestrowanych, a ich intonację budują liczne współbrzmienia, epitety, elipsy, paronomazje. Poezja bierze swój początek z dotkliwości, z braku, z poczucia niepełności, jakby zmysły, którymi dysponujemy, i aparat mowy, będący centralnym punktem translacji dla wszelkich doznań i doświadczeń, nie wystarczały w starciu z bogactwem rzeczy i spraw do wysłowienia. Nie może dziwić taki fragment: „A że każdego z nas jest mniej / niż świata, stąd – /literatura”.

Literatura będzie próbowała sprostać ambicji zrozumienia wszystkiego, co spotykamy na naszej ziemskiej drodze. Jednak, choć słów przybywa, świat wymyka się kompletnemu opisowi. Żywego jest więcej niż słów, którymi możemy je nazwać. Książki dają chwilowe poczucie spełnienia, złapania sensu w potrzask puenty, metafory, cytatu – musimy sobie nimi rekompensować nienasycony głód poznawczy, wytyczający dla swoich pragnień nowe terytoria słów. Laboratorium lingwisty stale pozostaje otwarte. Testuje w nim Balcerzan wiązania i pokrewieństwa słów. Pozostaje wierny intertekstualnym inklinacjom, pozwalającym widzieć tradycję języka jako żywy zbiór, którego mnogość może się stale dopełniać i uzupełniać. W szkicu Pochwała poezji czytamy:

W każdym języku moim, sprywatyzowanym, pracują gramatyki, alfabety, leksykony, frazeologie, pola znaczeniowe, cytaty, czyli to, czym zajmują się językoznawcy, ale i coś więcej: widzenia, przywidzenia, obrazy mentalne, ślady zmysłowych kontaktów z materią, emocje, intuicje, wyrażalne i niewyrażalne…


Również o tej pracy, o wiązaniu wszystkich tych potencji i sposobów bycia języka w jeden spójny życiorys traktują domysły. Słusznie pisał Dariusz Pawelec:

Poezja Edwarda Balcerzana bez względu na to, jakim kluczem zechcemy otwierać sobie do niej dostęp, zawsze objawi nam się jako poezja myśli, która swoim obrotem, czyli wierszem, chce wywołać jakąś myśl kolejną, zrodzoną już w umyśle czytelnika, wskazując mu niełatwą ścieżkę sensu.


I wreszcie, jak czytamy w końcówce wiersza Gruzy: „docieramy tam, / gdzie milkną / hymny”.

2. Nowy tom wierszy Balcerzana podzielony jest na trzy części: Wiersze wolne, Wiersze uzależnioneWiersze nieswoje. Pierwszą ich część omówiliśmy powyżej. Pozostają kolejne dwie, ukazujące wpływy i inspiracje, rozległą warsztatową świadomość, bogactwo kontekstów i odniesień. To wiersze pisane pod dyktando i na marginesach cudzych poetyk (m.in. Bolesława Leśmiana, Tadeusza Peipera, Krystyny Miłobędzkiej, Giennadija Ajgiego). Trawestujące oryginał, ironicznie bawiące się podmiotową dyscypliną każdej z pastiszowanych poetyk. To wersy profesorskie, lecz i próba zmierzenia się z konceptami i językami poetyckich antenatów. To cykle będące przede wszystkim ilustracją doświadczania języka. Jego stylów i tradycji.

Piotr Michałowski trafnie konstatuje w posłowiu do tomu: „[…] nowa poezja harmonijnie splata się ze znacznie większym dorobkiem metapoetyckim (krytycznoliterackim i naukowym), osiągając stan dojrzałej synergii, a nawet zrasta się z nim w organiczną całość”. Musimy pamiętać, że dla autora Przygód człowieka książkowego pisanie wierszy było zajęciem pierwszym.

W kolejnych tekstach poeta przedstawia własne reakcje na wibracje i rezonowanie języka. Temat ten wydaje się wyjątkowo ważny. Całą swoją drogą twórczą autor Podwójnych interlinii daje świadectwo temu, co język może zrobić z wyobraźnią – po to, by przeżywać istnienie mocniej i intensywniej. Egzystencja oparta na pogłębianiu życia słów to także ćwiczenie się w budowaniu zrębów własnej biografii i twórczości (poprzez inne światy przedstawione, poprzez inne strategie liryczne). Metapoetyka staje się sposobem mówienia o „ja”, wpisanym w liczne konteksty i przesłania, któremu ostateczny kształt może nadać drugi człowiek, podejmujący myśli i artystyczne gesty, kontynuujący ich wyraz. Własnej genealogii i tożsamości szuka się w genologicznych indeksach i suplementach, dających nadzieję na wgląd w siebie, na ciągłość przekazu, na integrację tekstu i osoby. W ostateczności jednak to uczucia biorą górę, zwycięża skromne liryczne wyznanie, w którym do głosu dochodzi niepowtarzalna, jednostkowa wrażliwość:

Kolejna chwila wiary,

że teraz równa się zawsze.

Że każdym wiatrem

wierzy się inaczej.

Edward Balcerzan: domysły
Forma,
Szczecin 2024, s. 68.
WYDAWCA:
WSZELKIE PRAWA ZASTRZEŻONE
©2017-2022 | Twórczość
Deklaracja dostępności
error: Treść niedostępna do kopiowania.