11/2023

Tomasz Garbol

Triumf ilości?

Kłopotliwy kontekst
We wrześniu 1964 roku Étienne Gilson wygłosił w Wenecji trzy wykłady na zaproszenie przyjaciela, profesora filologii Vittore Brancy. Trzy lata później w wydawnictwie Librairie Philosophique J. Vrin ukazała się książka złożona z tekstów tamtych wykładów, do których autor dodał esej o katolickiej liturgii posoborowej. Książka powstała więc w czasie kulturowego przełomu – tuż przed wydarzeniami rewolucji 1968 roku, której zwiastuny były już wówczas dostrzegane przez wrażliwe umysły. Kontekst jeszcze bliższy czasowo i bardziej ważki myślowo – to obrady Soboru Watykańskiego II (1962–1965). To wydarzenie – projektujące i dekretujące wiele zmian w Kościele katolickim, którego filozof był gorliwym wiernym – stanowiło dla niego bardzo ważny punkt odniesienia. Świadczy o tym fakt, że rozdział ostatni – Liturgie masowe – jest najobszerniejszy i najbardziej żarliwy.

Ramą pojęciową rozmyślania nad przemianami w kulturze jest dla Gilsona zjawisko rozpoznane jako społeczeństwo masowe. Dwadzieścia lat po zakończeniu drugiej wojny światowej mass society – termin użyty przez francuskiego filozofa ukuty w języku angielskim – było określeniem cechującym się intelektualną świeżością. Ujęcie zaproponowane przez amerykańskiego socjologa Edwarda Shilsa – „Nowe społeczeństwo jest społeczeństwem masowym właśnie w tym znaczeniu, że masa ludności została włączona w społeczeństwo” – wydało się Gilsonowi klarowne i przekonujące.

To zrozumiałe, że w połowie lat sześćdziesiątych ubiegłego wieku filozof traktował problem „umasowienia” neutralnie – jako swego rodzaju efekt uboczny procesów zachodzących w świecie. Z niepokojem zastanawiał się, jak w nowej sytuacji ocalić stare poczciwe cnoty chrześcijańskie, na przykład roztropność (choćby w korzystaniu z telewizji) czy pobożność (wystawioną na ciężką próbę przez słuchanie i oglądanie transmisji z liturgicznych celebracji). Nie rozdzierał jednak szat, unikał tonu katastroficznego. Z cierpliwością właściwą ludziom znającym historię przyjmował dokonujące się na jego oczach przemiany świata. W wykładach weneckich wybrzmiewa więc chrześcijańska nadzieja – nie wolna od obaw, ale kierująca wzrok ku przyszłości, która pozostaje w rękach Boga. Wynikało to zapewne w niemałej mierze z tegod, że Gilson z uwagą wsłuchiwał się w głos własnej wspólnoty kościelnej. Ona zaś oznajmiała swoim wiernym ustami ojców soborowych, że co prawda dostrzega różne niebezpieczeństwa nowej epoki, ale ostatecznie uznaje, iż zakończona dwadzieścia lat wcześniej wojna będzie wystarczająco skuteczną lekcją, aby świat uniknął starych błędów. Znamienne jest na przykład stwierdzenie w punkcie 26 konstytucji soborowej Gaudium et spes: „Z coraz ściślejszej zależności wzajemnej, z każdym dniem ogarniającej powoli cały świat wynika, że dobro wspólne – czyli suma warunków życia społecznego, jakie bądź zrzeszeniom, bądź poszczególnym członkom społeczeństwa pozwalają osiągać pełniej i łatwiej własną doskonałość – staje się dziś coraz bardziej powszechne i pociąga za sobą prawa i obowiązki, dotyczące całego rodzaju ludzkiego. Każda grupa społeczna musi uwzględnić potrzeby i słuszne dążenia innych grup, co więcej, dobro wspólne całej rodziny ludzkiej”. Optymizm wynikał – oprócz motywacji ściśle teologicznej, to znaczy wiary w to, że Bóg jest Panem historii – z mocnego przekonania, że troska o dobro wspólne wzmocni prawa jednostki, ugruntuje prawną ochronę godności osoby ludzkiej. Gaudium et spes przybrało ostateczny kształt już po wygłoszeniu wykładów w Wenecji, a przed oddaniem książki do druku, ale był to dokument czerpiący z tych nurtów myśli chrześcijańskiej, które Gilson dobrze znał.

Po sześciu dekadach od powstania książki, która dopiero niedawno ukazała się w polskim tłumaczeniu, kontekst socjologicznej refleksji nad masowością wprawia jednak czytelnika w pewną konfuzję. Po latach wyraźnie dostrzegamy, że „umasowienie” społeczeństwa staje się na naszych oczach narzędziem służącym powstaniu koszmarnej struktury, którą inny katolicki myśliciel na progu Wielkiej Wojny profetycznie określił jako „państwo niewolnicze”. W książce z 1913 roku zauważył on, że anarchia moralna kapitalizmu doprowadziła do powszechnej biedy oraz utraty wolności. Istotnej przyczyny zniewolenia Hilaire Belloc – bo to o nim mowa – upatrywał jednak w „utracie wolnego umysłu”. Przenikliwie zauważył, że „Państwo kapitalistyczne generuje z siebie teorię kolektywistyczną, która w swoim działaniu wytwarza coś całkowicie różnego od kolektywizmu. A mianowicie państwo niewolnicze”. W ten sposób dokonuje się cywilizacyjny regres do pierwotnego pogaństwa opartego na niewolnictwie. Książka Belloca to memento dla naszej współczesności. Pytanie o użyteczność mas ludzkich – formułowane w poczuciu prawa do zarządzania nimi – weszło już na dobre do retorycznego repertuaru nie tylko debaty akademickiej, lecz także technokratycznego żargonu władzy. Nietrudno usłyszeć w nim skrzeczące echo starego maltuzjańskiego zaklęcia mającego oczyścić planetę z rzekomo nadmiarowej części ludzkości.

[…]


[Dalszy ciąg można przeczytać w numerze.]

Étienne Gilson: Społeczeństwo masowe i jego kultura
przełożyła Agnieszka Kuryś
Teologia Polityczna
Warszawa 2022, s. 162.
WYDAWCA:
WSZELKIE PRAWA ZASTRZEŻONE
©2017-2022 | Twórczość
Deklaracja dostępności
error: Treść niedostępna do kopiowania.