Teraz ponownie był z nami. Jechał tym samym pociągiem pośpiesznym „Słowiniec” z Gdyni Głównej do Warszawy Zachodniej. W tym samym wagonie restauracyjnym WARS. Przy tym samym niewielkim stoliczku, przy którym zwykło się konsumować dania z pociągowego menu. Przy tym samym – a jednak swoim własnym, osobnym, usytuowanym niedaleko bufetu kwadracie konsumpcji. Wpatrzony w ruchomy krajobraz za oknem.
A może to nie był on?
A może to była tylko wykreowana naonczas przez niego postać Lekarza, który tuż po nieudanej, zakończonej zgonem pacjentki operacji w łódzkim szpitalu zdąża rozedrgany w kierunku Półwyspu Helskiego – z trudem znosząc obecność przypadkowej ledwo co pełnoletniej pasażerki w kameralnym przedziale wagonu sypialnego…?
W każdym razie był to ten sam typ amanta.
Amanta – konesera dobrych alkoholi i wykwintnych potraw, kochającego tuż po konsumpcji przez dłuższy czas dłubać dyskretnie wykałaczką w uzębieniu.
Amanta – konesera kobiet, dziewcząt i dziewann.
Amanta, któremu wciąż, pomimo pozornie statecznego wieku, świecą się oczy na widok przechodzących reprezentantek płci przeciwnej.
Amanta, który wciąż potrafi przez dłuższą chwilę zawiesić wzrok na jednej z nich. Teraz konkretnie – na wysokiej Łani w pięknym jasnym płaszczu, popychającej przed sobą, całkiem niefrasobliwie, walizkę na czterech kółkach. I który jest w stanie zobaczyć w niej zarówno atrakcyjną dziewczynę, jak i skalpela wartą dziewiętnastoletnią pacjentkę szpitalnego oddziału ratunkowego. Tę samą, którą (tuż po stwierdzonej próbie samobójczej) warto przebadać ostrym czubkiem wyjałowionej stali chirurgicznej – bezceremonialnie ściągając z jej jeszcze ciepłego, cudnego ciała zielone, przepisowe, kliniczne prześcieradło. Tę samą, której jako samiec alfa potencjalnie powinien pożądać. I której – na zimno – pożądał. To teraz w jego szeroko otwartych oczach medyka sadysty przychodził czas na badanie żeńskiego „mięsa”: na delikatny dotyk czoła „ofiary” (pozornie w celu oszacowania wysokości gorączki), na uciskanie palcem przedziwnych brodawek (pozornie w celu wykonania intuicyjnego „elektrokardiogramu”) i subtelne szkicowanie nożem tajemniczych wzorów wokół pępka oraz podbrzusza wyróżniającego się wąskim paseczkiem owłosienia. To teraz owa samotna Łania bez „pasterza” (w osobie dotychczasowego, potencjalnego partnera, dajmy na to jakiegoś rozbrykanego, lecz wiernego łobuza z Bałut) powinna skrzywić usta w grymasie, wyrażając niemy sprzeciw wobec bólu.
– Schabowy w tradycyjnej odsłonie dla pana – szepnęła barmanka, stawiając przed konsumentem w sile wieku parujący talerz.
Łania szybko przeszła dalej w kierunku drugiego końca wagonu, znienacka opuszczając pośpiesznie zaaranżowany – przez lustrującego ją fachowym wzrokiem mężczyznę – „stół operacyjny”.
Lekarz nerwowym gestem wytarł pokryte niklem sztućce.
– A co jeszcze może mi pani polecić?!
– Pierogi z mięsem – powiedziało kobiecisko w czerwonym uniformie, teraz czerwone także na twarzy. Nie wiadomo jednak było, co stało za tymi brzydkimi rumieńcami na niezbyt interesującej twarzy pracownicy wagonu barowego. Czy świadomość, że obsługuje krajowej, a może nawet światowej sławy osobistość w postaci znanego aktora filmowego tudzież teatralnego? A może przeczucie, że jest to reprezentant jednego z szanowanych zawodów (lekarz jakiś, prawnik czy coś?), legitymujący się dobrze wypełnionym banknotami portfelem, wokół którego na wszelki wypadek dobrze jest się pokręcić? A może, jeszcze z innej strony, stała za jej staraniami po prostu prozaiczna nić sympatii dla niezwykłego, wyróżniającego się w morzu wagonowego motłochu, pasażera?…
– Pierogi z mięsem! Tuż po tym, jak zjem to, co tutaj mam. I jeszcze jedno piwo. Tylko bez tego czerwonego, malinowego soku…
Niemczyk.
Tak – to był on. Albo i nie.
Jeśli nawet nie, to bez wątpienia przypominał aktora, którego wszyscy nosili w głowach głównie dzięki obecności na wielkim ekranie i w filmie Jerzego Kawalerowicza Pociąg (1959).
Jechał teraz tak samo jak my.
Nic a nic sobie nie robiąc z wyzwania, jakim jest podróż bez biletu powrotnego zwana życiem.
Nawet się nie przeżegnał.
[…]
[Dalszy ciąg można przeczytać w numerze.]