Dwadzieścia trzy lata zmieszczone w stupięćdziesięciostronicowej książce. Jedno zdjęcie na okładce, drugie zdjęcie z bratem. Kilka wspomnień. Kilka rozmów z lekarzem. To dużo czy mało? Nie wiem, ale ocalanie to zawsze zbieranie okruchów, drobiazgów, szukanie – często zatartych – śladów. A właśnie o ocalaniu w kontekście tej publikacji mówimy.
„Teksty i obrazy ocalone podał do druku Piotr Mitzner”. Nie odszukane. Nie odnalezione. Ale właśnie ocalone. Łatwo zapomnieć, że to jedna z ważniejszych funkcji literatury, jeśli nie najważniejsza. Możemy o literaturze teoretyzować, możemy tworzyć mniej lub bardziej przekonujące hipotezy na jej temat, bawić się, szukać, próbować. W ostatecznym rozrachunku jednak do tego sprowadza się pisanie: ocala jednostkę i pamięć o niej, kawałek tego, kim była. A przede wszystkim, co chyba jeszcze istotniejsze, ocala kawałek świata – punkt widzenia, jakiś moment w czasie, relacje, wyimek rzeczywistości złożony ze związków, powiązań, splotów. W zamieszczonym pod koniec książki tekście Krysia Piotr Mitzner pisze: „Wiele nas łączy, mieliśmy wspólny język, zachwyty teatrem. Krysia świadomie przyjmowała w wierszach, a zwłaszcza w prozie, dziecięcą perspektywę. Dawaliśmy sobie metafory i nie wiem już które z nich wymyśliła ona, a które ja, jak «palce mi się śmieją». Dopiero teraz, ktoś opowiedział mi o jej spacerach nago, po dachach domów przy Nowym Świecie. A moja skłonność do dachów – skąd? Może to ona po raz pierwszy zabrała mnie na dach? W jej opowiadaniu, włączonym do tej książki, ożywają talerze. Nie wiem, co skłoniło mnie, żeby wiersz o niej zacząć właśnie od zmywania naczyń. Może nazbyt aż wiele mi się kojarzy?”.
A zatem Po mojej stronie ocala też relację rodzeństwa, wspólnotę twórczą, sieć powiązań, która nie przestała funkcjonować po śmierci Krystyny Mitzner. Albo, żeby pozostać w zgodzie z prawdą, po samobójstwie Krystyny. Bo „przecież umrzeć i popełnić samobójstwo, to co innego. Widzisz, trzeba pisać prawdę”. Ta książka jest bardzo prawdziwa. I dlatego jej lektura jest dużym przeżyciem.
Twórczość Mitzner jest zapisem – lub też obrazem – jej zmagań z rzeczywistością, ale także dowodem miłości, czułości, niezrozumienia, inności, podejmowanych wciąż od nowa poszukiwań, starań, prób. Jak w zacytowanym wyżej fragmencie zauważa Piotr Mitzner – jej wiersze i proza pisane są często z perspektywy dziecka. Nie wydaje się to żadną kreacją, ale zupełnie naturalną postawą wobec świata. Oswajanie go jest trudne – z jednej strony zachwyt, wciąż nowe doznania; z drugiej strach, niezrozumienie mechanizmów, nieumiejętność dostosowania się do narzuconych zasad. Jak artystka pisze w jednym z wierszy bez tytułu: „Przecież jestem normalna / Czy nie przyszło wam nigdy do głowy / że ten spokój to jest nasza poza?”. Podmiot Mitzner, a najpewniej też sama autorka, unika pozowania, udawania, chowania się za maską. Realność doświadczenia jest tu bezdyskusyjna. Problem w tym, że to doświadczenie trudno jest oswoić. A może wręcz nie da się go oswoić.
Oswajanie czytelniczego doświadczenia, jakim jest Po mojej stronie, też nie jest rzeczą łatwą. Na wielu polach konfrontacja z tą książką jest trudna, nawet na poziomie czystych medycznych faktów zebranych w historii choroby, która jest właściwie zapisem rozmów z pacjentką, podjętych sposobów leczenia i czynionych przez lekarzy obserwacji. Piotr Mitzner tak komentuje tę część publikacji: „Ale czy wiem, tak realnie, co to znaczy być z kimś chorym psychicznie? Zapiski lekarskie ze szpitala w Tworkach są świadectwem nie tylko jej cierpienia, ale też oporu, jaki stawia światu, który jej nie rozumie. Udzielając wywiadu, trzyma się twardo, gdy chce, zamyka dostęp do siebie albo po prostu, z pełną świadomością mówi nieprawdę czy też kluczy”.
Nie znałam Krystyny Mitzner, bo jej poznać nie mogłam; wierzę, że kryła się w tych rozmowach, szukała sposobu na uniknięcie konfrontacji. Nie wiem, czy zapis tych dialogów został jakoś uproszczony, ale seria pytań, jak z karabinu, ich bezpośredniość, szczegółowość dobrze oddają rzeczywistość choroby, z jaką zmagała się artystka. Okrucieństwo schizofrenii jest przytłaczające, podważa podmiotowość, kwestionuje realność. Trudno być po swojej stronie, jeśli nie wiadomo, gdzie ta strona jest.
Świat po stronie Mitzner jest fantazyjny i tajemniczy. Intryguje i wzbudza strach. Wiersze dokumentują jej niezwykłą wyobraźnię. Są bardzo plastyczne, pełne kolorów, tworzą wyjątkowe obrazy. Blisko tej poetyce do konwencji baśni: mamy tu elementy magiczne, mroczne, surrealne oraz bohaterów na wzór tych znanych z bajek. Pierwszy wiersz, otwierający książkę, wyjaśnia, skąd takie środki, sięganie po elementy nierzeczywiste, tendencja do snucia opowieści:
są takie czyste
jakby wyszły z fabryki
pastelowych plastików
ani zetrzeć
Bo w to co wymyślę
świat
jest zaledwie wpisany
a nawet mniej
jest paprochem
w morzu mojej łzy
A więc z jednej strony oszałamiająca perspektywa nieograniczonej mocy twórczej, możliwości kreacji. Prawdziwa carte blanche, siła sprawcza, świat domagający się opowiedzenia. Z drugiej strony świadomość nierealności tego wytworu, braku wpływu na otoczenie, niemoc w rzeczywistości pozatekstowej. Nieprzystawalność obu światów – tego na zewnątrz i tego wewnątrz, który przejawia się w tekstach i malarstwie – zdaje się obszarem pęknięcia. Niedające się pogodzić rzeczywistości biegną równolegle. Jedna z nich jest nieprawdziwa, a w każdym razie w powszechnie przyjętych kategoriach. Ale właśnie taką rzeczywistość znalazła dla siebie Mitzner, to jest jej strona – „kopalnie czarnej galarety”, „całe morze przepaści”, „srebrno i czarno”, „samo żywe zielone powietrze”. „Nieskończone drzwi” otwierające się na nieskończone przestrzenie.
wszystkie domy powkładały maski
i powietrze zostało zgęszczone
bo dziś jest katar
Komentarz nie jest tu chyba potrzebny. Inna strona, inny świat, po którym porusza się Mitzner, nagle zdaje się zupełnie realny, bliski, wspólny. To świat taki sam jak nasz. Nawet jeśli rządzi się własnymi prawami.
Publikacja Po mojej stronie z twórczością Krystyny Mitzner w jej różnych przejawach była dla mnie niezwykłym doświadczeniem, bardzo prawdziwym i bardzo poruszającym. To rzadki rodzaj autentycznego czytelniczego przeżycia. Coś więcej niż tylko lektura. Coś więcej niż po prostu książka. To przeżycie oswajać będę jeszcze długo. Teraz także i po mojej stronie jest ocalanie, w indywidualnym doświadczeniu. Jak czytamy na okładce, Krystyna Mitzner „Pisała. Malowała. Zrywała przedstawienia. Milczała. Chorowała na schizofrenię. Zamykana w szpitalach. Przesłuchiwana. Uciekała. Biegała po dachach. Milczała. Rozbijała szyby. Była”. Ale też wciąż milczy. Nadal rozbija szyby. Jeszcze biega po dachach. I jest. W tej książce.