02/2023

Przemysław Dakowicz

Ulica Rymkiewicza

Rodzina Rymkiewiczów sprowadziła się do Łodzi w marcu 1945 roku. Swojego przyjaciela Władysława Szulca (niebawem zacznie się on posługiwać rodowym nazwiskiem matki: Rymkiewicz) zawezwał tam Jan Brzechwa – łódzki oddział Spółdzielni Wydawniczej „Czytelnik” poszukiwał radcy prawnego. Przybysze ze zburzonej przez Niemców stolicy (i z podwarszawskiego Gołkowa) zamieszkali w jednym z dwóch łódzkich „domów literata”, przy ulicy Żeromskiego 21. Dzieci, Alinka i Jarek, zapisane zostały do szkoły – była to jednolita jedenastoletnia placówka pedagogiczna działająca pod patronatem Robotniczego Towarzystwa Przyjaciół Dzieci; mieściła przy ulicy Cegielnianej 26 (dziś Jaracza 26), naprzeciwko Teatru Wojska Polskiego (dziś Teatr im. Jaracza).

Kiedy po raz pierwszy czytałem zamieszczony w książce Jacka Trznadla Hańba domowa dialog z autorem Wielkiego Księcia, byłem przekonany, że jest tam mowa o szkole przy ulicy Rewolucji 1905 roku; lecz gdy przed ośmioma laty z okładem wysłałem Ewie i Jarosławowi Markowi Rymkiewiczom współczesne widoki ulic Rewolucji 1905 i Więckowskiego, przy której sam mieszkam, okazało się, że chodzi o wzniesiony w latach międzywojennych budynek przy Jaracza. Z listu, który wtedy otrzymałem, dowiedziałem się, że marszruta dziesięcioletniego Jarka, kiedy z domu przy Żeromskiego 21 dotarł już do najbliższego skrzyżowania, wyglądała następująco: „szedł do szkoły Więckowskiego (Śródmiejską), przecinał Gdańską, Zachodnią, Piotrkowską”. Budynek szkolny opisany został jako „czarny” i rzeczywiście, dopóki w ostatnich latach nie przeprowadzono jego kapitalnego remontu, fasada miała kolor ciemnobury, niemal czarny. Barwa ta w pewien sposób korespondowała z tym, co działo się w środku na przełomie piątej i szóstej dekady minionego wieku. Głowy młodzieży zapełniano wówczas treściami zgodnymi z linią ideologiczną „przewodniej siły narodu” – „zjednoczonych” w grudniu 1948 roku Polskiej Partii Robotniczej i (podszywającej się pod piłsudczykowską PPS) Polskiej Partii Socjalistycznej. Wśród lektur obowiązkowych dla uczniów ze starszych klas figurowały Kawaler Złotej Gwiazdy Babajewskiego, Daleko od Moskwy Ażajewa czy Wiosna sześciolatki Woroszylskiego, Mandaliana i Brauna. Historii nauczano między innymi z sowieckiego podręcznika Aleksieja Władimirowicza Jefimowa.

W 2014 roku Ewa Rymkiewiczowa pisała, że w nowym zbiorze wierszy jej męża znajdzie się powstały niedawno tekst o wędrówce wzdłuż niegdysiejszych ulic Śródmiejskiej i Cegielnianej (później Więckowskiego i Jaracza). W liście z Milanówka nie było jednak ani słowa o szkole – mowa była o „drodze do śmierci”. Dokładnie: „[Jarosław] napisał o tej drodze do śmierci oktostych”.

Wiersz ⁂(Śniło mi się, że idę do szkoły…) – bo o nim tu myślę – stanowi uderzający dowód na to, jak literatura, przede wszystkim poezja, potrafi oczyścić konkretne wydarzenia, miejsca, postaci z ich życiowej przypadkowości i przenieść je w obręb symboliczno‑eschatologicznego uogólnienia. Na przestrzeni ośmiu trzynastozgłoskowych wersów dokonuje się przemiana jednostkowego w ogólne – nawet wymieniona z nazwy Piotrkowska została tu umieszczona na planie miasta tylko częściowo z Łodzią tożsamego (tak jak miasto ze Sklepów cynamonowych nie jest identyczne z rzeczywistym Drohobyczem, a miasto z Procesu – z Pragą).

Czytam oktostych z tomu Koniec lata w zdziczałym ogrodzie razem z tytułowym tekstem z książki Ulica Mandelsztama. Jest druga połowa stycznia, dwa tygodnie do 3 lutego 2023 roku, pierwszej rocznicy śmierci Jarosława Marka Rymkiewicza. Wychodzę w śnieżną zadymkę; staję w bramie, mniej więcej w połowie drogi, którą przed siedemdziesięciu paru laty przemierzał tamten chłopiec. I nagle zdaje mi się, że go dostrzegam. Stoi na chodniku po drugiej stronie ulicy, za spływającą z nieba białą zasłoną. Puer senex o twarzy dziesięciolatka i oczach, które wszystko widziały. Wywikłał się z objęć czasu, znalazł się poza jego granicami, jest już tam – w niemijającym teraz, gdzie wszystko, co po tej stronie zwykliśmy nazywać „dawnym” lub „nowym”, dzieje się równocześnie.

Na rogu Piotrkowskiej i Śródmiejskiej jakiś ruch, z kawiarni „Astoria” Niemcy wyprowadzają żydowskich pisarzy i ustawiają ich w szeregu. Odmaszerowują w stronę placu Wolności, skąd słychać huk eksplozji – to pomnik Kościuszki wali się na bruk. Zasłoniwszy sobie uszy, chłopiec odwraca twarz w przeciwną stronę. Od Narutowicza spacerowym krokiem zbliżają się Jarosław Iwaszkiewicz i Paweł Hertz, ten pierwszy wymachuje zwiniętym w rulon egzemplarzem „Kuźnicy” i ściszonym głosem tłumaczy coś młodszemu przyjacielowi. Nieco dalej tłum młodzieży – zielone koszule, czerwone krawaty, pochodnie w dłoniach. Skandują zgodnie z rytmem wybijanym setkami obcasów na płytach deptaka: „A bas papa, vivat Stalin!”. Na budynkach po lewej powiewają czerwone flagi z hakenkreuzem, na budynkach po prawej czerwone flagi z sierpem i młotem. Od skrzyżowania Wschodniej z Cegielnianą nadjeżdża terenowy wóz – to działacze AZWM „Życie” jadą „w teren” na propagandową robotę przed referendum ludowym, wśród nich świeżo upieczony członek miejscowego komitetu PPR Leszek Kołakowski. Od Wschodniej 19 żandarm i rewirowy prowadzą Józefa Piłsudskiego, aresztowanego za drukowanie pepeesowskiego „Robotnika”. Dalej jest już tylko niewielki fragment Cegielnianej, od numeru dwunastego do dwudziestego szóstego. Chodnikiem po stronie parzystej drepce jakiś pan w kapeluszu, ciągną się za nim kłęby papierosowego dymu. Gdy lawirując między zaspami, chłopiec go dogania, okazuje się że są niemal równi wzrostem. Wdają się w pogawędkę. Amator tytoniu nazywa się Bolesław Leśmian, jest jednym z dyrektorów pobliskiego teatru, „malowniczej rudery” w jednym z podwórek przy Cegielnianej. O czym rozmawiają? Może o poezji, o rytmie rozumianym jako wyraz światopoglądu pisarza? Albo o zbliżającej się premierze Księdza Marka Juliusza Słowackiego?

Śni się zima. Bóg z Schubertem grają na dwa fortepiany.

Ślady na chodniku zasypuje coraz gęściej padający śnieg.

WYDAWCA:
WSZELKIE PRAWA ZASTRZEŻONE
©2017-2022 | Twórczość
Deklaracja dostępności
error: Treść niedostępna do kopiowania.