Początek lat siedemdziesiątych
Gołubiew, który też swój ostatni zbiór opowiadań (Przy drodze) wydał w 1966 roku, intensywnie pracował wtedy nad wykańczaniem wcześniej rozpoczętych projektów literackich i publicystycznych. Jednym z takich „zwidów” z przeszłości był Szaja Ajzensztok, poświęcony relacjom polsko-żydowskim, ale i ogólniejszej kwestii zniewolenia człowieka, oraz rzecz mówiąca o potrzebie wyswabadzania się z różnorakich okowów. Ten „scenariusz” lub „kronika”, jak czasem określał Szaję – utwór dedykowany Saulowi Sarnakerowi, „ofierze czasu nieludzkiego”, postaci stającej się tym samym symbolem wszystkich ofiar pochłoniętych przez Zagładę – był dla autora Bolesława Chrobrego niezmiernie ważny jako zadanie pisarskie i społeczne, a nawet religijne. „[B]ędę Szaję kończył” – wyznawał szarpany wątpliwościami i pełen obaw, ale jednocześnie z przekonaniem. Deklarował też: „należy to po prostu do mego obowiązku: Człowiek powinien sprostać życiu – […] – «to nasze religijne zobowiązanie»”2.
Prośba Gołubiewa do Stryjkowskiego o pomoc w korekcie żydowskich realiów w Szai stanowiła ważny krok w realizacji tego wewnętrznego przeświadczenia. Przy okazji uwag Stryjkowskiego o konstruowaniu wypowiedzi żydowskich bohaterów wywiązał się między pisarzami ważny (acz ostatecznie nierozstrzygnięty) spór o „żydłaczenie” i ogólniej o „sztuczne” języki (np. staropolski, góralski, żydowski, „wileński” itp.) w literaturze rodzimej: o ich wierność wobec rzeczywistości i artystyczną funkcjonalność.
Stryjkowski 19 września 1972 roku po półgodzinnym spacerze z Alei Wyzwolenia (w trakcie którego spotkał obrażonego nań Edwarda Stachurę z żoną) zameldował się w kamienicy na Sewerynów, gdzie w mieszkaniu swatów, u państwa Doroszewskich, zatrzymali się „krakowianie” Janina i Antoni Gołubiewowie. Było to jedyne spotkanie pisarzy i jedyna rozmowa prowadzona bez pośrednictwa papieru i pióra, którą obaj uwiecznili zresztą we własnych diariuszach. Gołubiew zanotował na przykład swe pierwsze wrażenie – od 1968 roku Stryjkowski „szokująco postarzał się i niespodziewanie zżydowszczał – taki typowy Żyd z cynamonowego sklepu, gdzieś z Brodów albo Kołomyi – w wyglądzie, w zachowaniu, w reakcjach, w typie serdeczności”3. Stryjkowski zaś po powrocie do domu wyartykułował swój narastający lęk na widok siniejących ust Gołubiewa, zmagającego się w trakcie konwersacji z silnymi bólami sercowymi4.
Epicki tradycjonalizm autora Głosów w ciemności i pewna nieufność wobec pisarzy polskich, podejmujących tematy żydowskie, nie pozwoliły mu docenić Szai Ajzensztoka, utwór ten uznał za literacki dziwoląg i pisarską porażkę. Niemniej Stryjkowski cenił szlachetność Gołubiewa i jego żony, którzy w trudnym dla niego czasie antysemickich napaści (nie tylko werbalnych) stali się świadectwem ludzkiej szlachetności i twarzami – obok np. poznanego później ojca Jacka Salija – otwartego polskiego katolicyzmu.
Gołubiew w trakcie korespondencyjnej znajomości nabrał przekonania o łączącym go ze Stryjkowskim pokrewieństwie czy duchowej bliskości, wielkodusznie oferując w ostatnim liście swą przyjaźń. Dokładnie w tym samym dniu Jan Józef Szczepański – po wcześniejszej rozmowie ze Stryjkowskim o Bogu – dał maszynistce do przepisania dopiero co ukończony esej na temat etyki i religijności5, który następnie opublikował jako list otwarty do Juliana Stryjkowskiego6. Dla pisarzy związanych ze środowiskiem „Tygodnika Powszechnego” i Znaku, jak Szczepański czy Gołubiew, autor Głosów w ciemności – ekskomunista przecież – stał się w połowie lat siedemdziesiątych
Korespondencję opublikowano bez skrótów. Wszelkie ingerencje edytorskie ujęto w nawiasy kwadratowe. Niepewne odczytanie wyrazu oddano jako [?]. Ujednolicono zapis dat i tytułów, nieznacznie zmodernizowano pisownię i interpunkcję. Podkreślenia w rękopisach i maszynopisach zastąpiono drukiem rozstrzelonym.
Korespondencja Gołubiewa ze Stryjkowskim w jej obecnym kształcie ukazuje się dzięki wspaniałomyślności śp. Marii Łotysz i pani Anety Kopińskiej, które odnalazły w archiwach domowych i przekazały do opracowania listy autora Szai Ajzensztoka oraz autora Austerii.
Wyrazy głębokiej wdzięczności za pomoc i pośrednictwo kieruję też do śp. pani Zofii Gołubiew i pana Andrzeja Łotysza.