już nie żadne tam
odkrywania ameryki
złote runa
lecz drobniaczki
po fortunie
wysupływane
z coraz skąpszego mieszka losu:
wygrabki
po żniwach
rybki
zamiast wieloryba
wyławiane
ze strumyka heraklita
słodki miąższ
łuskany
z twardych
orzeszków laskowych
odwirowana z ruchu i gwaru
cisza (przed burzą)
i nie żadna tam
pełna przygód odyseja
lecz spacerki
ścieżką zachodzącego słońca
za pan brat ze ślimakiem
małe szczęścia
w naparstkach
topniejących dni
a tyle ich jeszcze
wkoło
że tylko
zdjąć z oczu
końskie okulary
i odkrywać odkrywać
na nowo
to niby nic
a jeszcze tak
dużo