12/2022

Magdalena Boczkowska

Waldek i Pisarz w jednej wsi mieszkali

O Waldemarze Bawołku jest ostatnio dość głośno. Jak zgodnie twierdzą krytycy, wstyd się przyznać, że się Bawołka nie czyta. Sam autor Echa słońca mówił w wywiadzie udzielonym Marcinowi Kube o swoim pisaniu następująco: „moje pisanie było czynnością egzystencjalną, czymś, co wyrastało ze mnie. Kiedy zadebiutowałem, to potem przez dziewięć lat żadnej książki nie wydałem. Natomiast cały czas pisałem”. I to jak pisał!

Przypomnijmy, książkowo zadebiutował w 1996 roku zbiorem opowiadań Delectatio morosa (wcześniej, w latach 1987–1988 publikował teksty na łamach „Twórczości”), potem ukazały się powieści Raz dokoła (2005), Humoreska (2012) oraz To co obok (2014). Potem nastąpiła kilkuletnia przerwa, a od 2017 roku Bawołek publikuje już regularnie co rok nową książkę – powieść Echo słońca (2017), zbiór opowiadań La petite mort (2018), powieści Bimetal (2019), Pomarli (2020) – nagrodzone Nagrodą Literacką Gdynia (wcześniej trzykrotnie Bawołek był do niej nominowany) oraz nominacją do Nike, Furtka przy dozorcy (2021) oraz najnowszą, wydaną przez Wydawnictwo Czarne, zatytułowaną Skrawki dla Iriny. Jak na łamach magazynu „Książki” stwierdził Dariusz Nowacki – „Waldemar Bawołek jest hot. Takiego odkrycia w polskiej prozie dawno nie było”.

Omawiana proza „samotnika z Ciężkowic” (Ciężkowice to miasteczko w województwie małopolskim, w którym Bawołek mieszka i o którym pisze) to portret niezwykle intymny, autotematyczny i autoironiczny, a przy tym – jak zawsze – pełen dystansu do siebie i świata, niezwykle dowcipny. Inaczej niż w pozostałych książkach Bawołka, Skrawki dla Iriny nie są jednak afabularne. Jesteśmy w stanie zrekonstruować fabułę, ułożyć kolejność zdarzeń, choć – jak mówi sam autor – w jego prozie „czas nie ma ciągłego i jednokierunkowego przebiegu”. To także powieść zbudowana nomen omen ze skrawków, polifoniczna, w której w języku dzieje się bardzo dużo. Jak czytamy, „dzisiejszy odbiorca, widz, czytelnik, musi mieć wszystko podane na talerzu, wraz z łyżką i widelcem, wtedy się zorientuje, że chodzi o spaghetti, bo inaczej kroiłby to nożem i myślał, że ma do czynienia ze stekiem wołowym bądź cielęcym”. Tu prostych rozwiązań nie dostajemy.

Bohaterów mamy w zasadzie dwóch – robotnika Waldemara i Pisarza przez duże P. Waldemar pracuje w robotach publicznych – leje asfalt, sypie żwir, naprawia cmentarne alejki. Kilka etatów, mnóstwo zajęć. Cierpienie. Waldek czuje się niezrozumiany, odrzucany przez ciężkowicką społeczność. Musi stale udowadniać, że jest dobry, że jest męski, że jest swój, że jest ważny. Pisarz, jak wiadomo, zajmuje się pisaniem, choć twierdzi, że bestsellera napisać nie umie. Może spać do południa i pić piwo na śniadanie. A to, że męczy się nad klawiaturą komputera po kilkanaście godzin, nic nie znaczy. Dla innych mieszkańców i tak nic nie robi, przecież ludzie uważają, że pisanie nie jest pracą. Bo co to za praca, jak nie musi od do?! Pisarz także więc czuje się niezrozumiany: „nie chce mi się nawet mówić, po co tłumaczyć synowi zawiadowcy stacji w Przylasku, że przez cały dzień pisałem – nie zrozumie”. Dla nich jest i pozostanie bumelantem. Poza tym ludzie i tak w dużej mierze go unikają, bojąc się, że znajdą się w jego kolejnej książce. Nie dość, że nic nie robi, to jeszcze żeruje na życiu innych, obserwując, podsłuchując, notując. Jeszcze gdyby pisał coś chwytliwego! „Ty to jesteś popierdolony, piszesz te swoje bzdety, których nikt nie chce czytać, wziąłbyś napisał coś poczytnego, jakiś kryminał albo harlequin, żeby to się sprzedało, zarabiać trzeba pieniądze. A ty grosza nie masz przy dupie… Napij się, gdy stawiam… Masz, zapal sklepowego” – mówi mu przyjaciel. Dopiero poza Ciężkowicami okazuje się, jak Pisarz jest hołubiony i jak popularny.

Obaj bohaterowie pożądają tej samej kobiety, Rozalki, „ciężkowickiej femme fatale”. Być może obaj ją kochają. Obaj ją mają. I wszystko wydawałoby się w miarę proste, gdyby nie fakt, że… Pisarz nie żyje. Jego ciało znaleziono w miejscowej kwiaciarni leżące wśród wieńców. Ktoś go zabił? A może popełnił samobójstwo? Jego śmierć nie zmienia jednak faktu, że – po pierwsze – i tak na jego pogrzeb nikt nie przyjdzie, a po drugie – Waldek bywa o niego zazdrosny.

Bez wątpienia najciekawsze są w Skrawkach dla Iriny fragmenty autotematyczne. Dużo dzieje się w obrębie języka, w sposobie mówienia o literaturze, krytykach, recenzjach. Nie będzie przesadą utożsamienie samego Bawołka z postacią Pisarza, chociaż trudno w tym kontekście mówić o życiopisaniu, bardziej o „mieleniu” zdarzeń, jak sam prozaik nazwał to w wywiadzie udzielonym Dorocie Wodeckiej do „Wysokich Obcasów Extra”. Autor zawiera tu swoisty pakt z czytelnikiem – jest swojski, taki swój chłop, jak można by powiedzieć kolokwialnie, a jednocześnie ciągle zamknięty, hermetyczny w swej frazie. Hermetyczność ta stała się zresztą znakiem rozpoznawczym jego prozy. Przy całej tej „swojskości” siebie potrafi uczynić everymanem, a Ciężkowice – małe duszne miasteczko, które jeszcze nie tak dawno było wsią – centrum wszechświata. Z innej jednak strony może właściwie Waldek i Pisarz to ta sama osoba? Jak awers i rewers? Dr Jekyll i Mr Hyde, tyle tylko że trudno stwierdzić, który jest który…

Co więc w Skrawkach dla Iriny mówi nam Bawołek?

Pisarz „będzie pisał odważnie i mocno się otwierał, jego proza nigdy nie będzie fikcją. Zawsze będzie bardzo autobiograficzna, a jednocześnie nie ustanie w staraniach, by odbijać się od rzeczywistości, by pokazać z zupełnie nieoczekiwanej strony siebie i jakieś pozornie banalne wydarzenie. Takie puenty, myśli, refleksje już oderwane od konkretnej sytuacji. Postanowił wyrażać siebie i definiować poprzez pisanie, a ludzie niech sobie myślą, co chcą, może kiedyś zaciekawi ich to, co ma do powiedzenia”. Czyż to nie brzmi jak manifest samego autora Humoreski? Poza tym Pisarz święcie wierzy, że aby liczyć się na prozatorskim parnasie, „trzeba być pięknym, młodym, seksownym, długowiecznym i wysportowanym”.

Waldek z kolei wie, że jest bardziej doceniany we wsi, bo jego praca jest namacalna, z nim można napić się piwka pod sklepem i poplotkować o zwłokach pisarza. Ale co z tego, skoro Waldek może myśleć tylko o podwiązkach pięknej Rozalki. Skoro i tak czuje się jak wyrzutek. Czy występowanie przeciw gromadzie ma więc sens? Czy warto liczyć się z opinią innych? Obstawać przy swoim? Walczyć? To problem zarówno jednego, jak i drugiego bohatera. Gromada – mieszkańcy Ciężkowic czy jakiejkolwiek innej polskiej wsi, jakiegokolwiek innego polskiego miasteczka – to połączona więzami sąsiedztwa, poczuciem wspólnoty, jedności i jednakowości, zabawami na festynach pod remizą i piwkiem obalonym po pracy przed sklepem – grupa, która nie akceptuje inności, odmienności, nie akceptuje Waldków i Pisarzy, a oni nie akceptują jej. Żyją na przekór, wbrew, inaczej, nie po bożemu.

Na koniec warto oddać głos Waldemarowi Bawołkowi – „staram się kopać taki swój dół. I chcę, żeby on był tylko bawołkowski. Konsekwencja mojego życia po prostu”. Pisze więc dalej w tych swoich Ciężkowicach. Na przekór. A wtedy – „może coś sensownego napiszą o tej […] książce, recenzje są potrzebne, oby się dobrze sprzedała”.

Waldemar Bawołek: Skrawki dla Iriny.
Wydawnictwo Czarne,
Wołowiec 2022, s. 216.
WYDAWCA:
WSZELKIE PRAWA ZASTRZEŻONE
©2017-2022 | Twórczość
Deklaracja dostępności
error: Treść niedostępna do kopiowania.