07-08/2024

Jadwiga Clea Moreno‑Szypowska

Wchodząc w głąb

Henryk Waniek, „pisarz, malarz i publicysta” oraz z pewnością filozof, na dodatek z tych, co chodzą po górach, a ci należą do najlepszych (Nietzsche, Heidegger), oferuje nam najnowszą książkę, zrodzoną podczas wędrówek po „przestrzeni rozciągniętej równoleżnikowo od źródeł Wisły do zlewiska Nysy Łużyckiej i Odry”. Ten konkretny płat ziemi prowadzi autora na rozległe, w zasadzie nieskończone rozdroża ludzkiej myśli. Nie brak tu zarówno refleksji na temat przyrody, tak dziś w modzie, jak i kultury, trochę zapomnianej, gdyż uważanej przez niektórych za „nieużyteczną humanistykę”.

Autor, czynny przecież również jako malarz (na okładce wykorzystany został fragment obrazu Wańka Silesiae descripti – nie ufa współczesnej sztuce. „Przeto kultura artystyczna, która mogła być terapią w tym stanie rzeczy, woli raczyć nas lekkostrawnym pozorem i lipą na wzór «amerykański»” –podsumowuje. Nie przechodzi jednak obojętnie wobec dzieł dawnych. „Bezpośredniość relacji pomiędzy nami a obrazem‑mapą jest marzeniem obrazów artystycznych, z reguły niespełnionym – pisze. – Dla przykładu weźmy ową bezcenną Madonnę kanclerza Rolina Jana van Eycka, wobec której jesteśmy gapiami, pozbawionymi dostępu do nabożnej scenki odbywającej się na naszych oczach. Podziwiamy bogactwo szczegółu, ale zasadniczo patrzymy z zewnątrz, jak przez szybę. Zadomowimy się tam dopiero wtedy, gdy przedarłszy się przez kosmos pięknego detalu, przekroczymy potrójną arkadę w głębi. Za nią przedstawione jest drobiazgowo miasto i odległe przestrzenie, widziane z wysokiej perspektywy. Ten widok, będący poniekąd mapą, przenosi nas za próg alegorii. Dopiero wtedy rozpoczyna się przeżycie obrazu w całej jego głębi. Znamy to przeżycie z chwil spędzonych nad mapą. Często (najczęściej) jest to przeżycie nieznane z obcowania z dziełami artystycznymi”.

Najważniejsza może w zbiorze esejów Wańka jest pochwała fenomenu wędrówki – i staroświeckich map. Tak wiele osób zrezygnowało z nich na rzecz nawigacji GPS – a przecież nie da się porównać wskazówek gadatliwego gadżetu z wysiłkiem odnajdowania swojego miejsca na kodującej przestrzeń płachcie papieru. Tylko śledząc wyznaczoną drogę, konfrontując obfitujący w znaki i symbole rysunek z dostępną wzrokowi rzeczywistością, jesteśmy w stanie samych siebie odnaleźć, zdefiniować i wyznaczyć nie tylko cele, lecz także ścieżki, decydując o ich wyborze. Wrażeń zaś czysto artystycznych dostarczyć nam może zupełnie niepraktyczne zagłębianie się w stare mapy. Mapy powstały bowiem „z inspiracji Hermesa, boga przestrzeni i wolności” i „szczególnie te dawne, były przekazem sekretnym i być może pilnie strzeżonym. Zawierały bowiem tajemną prawdę o świecie”. Kto dziś jednak, prócz nielicznych, poszukuje prawdy? Przecież wszystko, co „do szczęścia potrzeba” znajduje się w smartfonie? Jednak współczesny człowiek nadal jest (i będzie) targany niepokojami egzystencjalnymi, a te każą mu czasami myśleć magicznie, stąd też wciąż funkcjonują, chyba dobrze się mając, wszelkie loterie. I jeśli tak jest, to dlaczego nie powrócić do mapy, która jest „rzeczywistością zaklętą, skondensowaną do dwu wymiarów i zapieczętowaną jak dżinn w dzbanie”?

Moc artystyczna – większa wedle autora w mapach niż w malarstwie – nijak się ma do tej, którą ma sama przyroda. Waniek wyznaje: „Takoż i ja, obok ksiąg, tekstów i zabytków opowiadających Śląsk, czytałem przede wszystkim księgę natury. Jej stronice były wymownie rozłożone w śląskim pejzażu, w jego istotnych miejscach. Ta druga lektura – jej prawdomówność – wielekroć prostowała umyślne lub niezamierzone kłamstwa tej pierwszej. Księga natury, w którą wczytywałem się poprzez ziemię śląską, ma też swoje treści ukryte. Pod tym, co widoczne na powierzchni jej kart, znajduje się też przekaz głębszy, wykraczający poza historię. Niezależnie od tego, co powiedziałby tu naukowiec – niekoniecznie uczony – tak właśnie sprawy wyglądają”. Ta ciągła nieufność każe autorowi szukać prawdy „gdzie indziej”, nie w sztuce, a tym mniej w miejskim teatrze, gdzie „zbiegają się szlaki prawie wszystkich dyscyplin artystycznych”. Poszukiwanie zaś prawdy jest tym, do czego dąży każdy filozof.

Podejrzliwość autora względem artyzmu jest cechą charakterystyczną jego sposobu rozumowania. Ta postawa intelektualna, świadcząca o myśleniu filozoficznym, ujawnia się również w „wańkowskim” traktacie filozoficznym, którego podstawą jest nazewnictwo Śląska. Wychodząc od buddyjskiej sentencji „Drzewa nie są drzewami, rzeki nie są rzekami, góry nie są górami. One się tylko tak nazywają”, Waniek dowodzi, że: „[…] Śląsk jest zasobnym rezerwatem zepsutych nazw […]”. Stąd też: „Dla buddyjskiego poety Śląsk byłby rajem”, gdyż, jak dalej napisano: „«Reichenbach nie jest Reichenbachem. On się tak tylko nazywa. A jest Dzierżoniowem»”. Współczesny spór o uniwersalia, w którym to już chodzi nie tyle o „idee” (któż by obecnie zajmował się taką przestarzałą kategorią!), ile o „nazwę”, rozgorzał na stronicach pisanych przez „Wędrowca”. Autor tłumaczy się: „Być może jestem przeczulony na punkcie nazewnictwa. Pewnie się tego nabawiłem w dzieciństwie. Od najwcześniejszych lat rosłem w atmosferze szalejących nazw”. Urodził się w Oświęcimiu, „znanym na całym świecie jako Auschwitz, mimo że u Długosza jest to wyraźny Ossvanczim”, co daje mu pełne prawo, by zająć stanowisko w kwestii filozofii języka, która możliwa jest jedynie – wbrew abstrakcyjnym systemom zbudowanych przez anglojęzycznych myślicieli – na gruncie historycznym. Śledząc dzieje, jasno widzimy, że rację mają buddyści, bo nazwa to tylko nazwa i nic poza tym. Podobnie rzecz się ma z rzekami: „Grecy powiadają Istra. Łacinnicy – Danuvuis lub Danubius. Niemcy – Donau. Czyli Dunaj”. By tę mnogość nazw pojąć, trzeba zrozumieć, że Śląsk to terytorium wielokulturowe i „nie starczyłoby wołowej skóry na spisanie narodowości, jakie się tam [na Śląsku] zbiegły. A więc Polacy w całej gamie kolorytów, […]. Niemcy, rzecz jasna. Rosjanie, a jakże. Sporo Żydów. Serbowie z Jugosławii. Grecy, Hiszpanie. Ukraińcy. Nieco krwi czeskiej, morawskiej i łużyckiej. Do tego ludność rodzima, której obywatelstwo – raz takie, raz inne – nie miało łatwego życia”.

Na tak żyznym podłożu wyrosły umysły nieprzeciętne, które wpisały się w dzieje światowej literatury. Taką postacią jest mistyk i literat urodzony jako Johannes Scheffer, a zmarły jako Angelus Silesius, którego poezja „[…] należy do konwencji epigramatycznej”, trwając „przy formie aleksandrynów” pochodzących „ze starej tradycji francuskiej, zapoczątkowanej przez Roman d’Alexandre – poemat heroiczny […] z początków XII wieku”. Angelus Silesius zapamiętany został głównie jako mistyk. Studiował medycynę na uniwersytecie w Padwie, jedynym wówczas, gdzie „studenci regularnie uczestniczyli w sekcjach zwłok”. I to „doświadczenie mogło z wielką mocą uderzyć we wrażliwą duszę” poety, którego utwory przesiąknięte są rozmyślaniem nad śmiercią. Jako dowód Waniek cytuje fragment wiersza Silesiusa: „«Masz umrzeć, nim umrzesz, aby śmierć swą przeżyć; / Mógłbyś bowiem zginąć, zamiast tylko nie żyć» (przeł. M. Brykczyński i J. Prokopiuk)”. Cytat ten zyskuje na jasności, gdy autor Wędrowca śląskiego zarysowuje kontekst historyczny, w którym powstał ów poemat: były to przecież czasy, kiedy: „Wojny, epidemie, morderstwa rabunkowe należały do codzienności”. Zabiwszy w sobie lekarza, Silesius stał się filozofem, gdyż, jak przypomina Waniek: „Śmierć, jak zapewniał Sokrates, jest jedyną rzeczą godną uwagi filozofia”. Ten starożytny mędrzec, największy poszukiwać prawdy, mógłby jej też szukać poza murami Aten, w przyrodzie, która kieruje „najstarszym teatrem świata”, gdzie „zamiast złudzeń, znajdzie się wyłącznie czysta prawda”. Waniek odnalazł takie właśnie specyficzne theatrum naturae w śląskich górach. Powinni doń podążyć wszyscy spragnieni prawdy, by wspinając się, wejść w głąb, bo tam „jak na prawdziwym ołtarzu dokonuje się wzniosłe pojednanie wszystkiego ze wszystkim”.

Nie będę zdradzać miejsca, gdzie autor odnalazł spokój wewnętrzny i mistyczne zjednoczenie. Pozostawiam to zadanie Czytelnikom, zachęcając, by sięgnęli do Wędrowca śląskiego, a potem sami owo miejsce odnaleźli na mapie. Pozostaje mi jedynie podziękować autorowi za książkę, która wbrew ograniczeniu zapowiadanemu w tytule wychodzi daleko poza Śląsk, gdyż aż w „zakola mistycznej włóczęgi”.

Henryk Waniek: Wędrowiec śląski.
Wydawnictwo W.A.B.,
Warszawa 2024, s. 542.
WYDAWCA:
WSZELKIE PRAWA ZASTRZEŻONE
©2017-2022 | Twórczość
Deklaracja dostępności
error: Treść niedostępna do kopiowania.