Kończymy lekturę i pozostajemy z echem słów. Lecz wiersz poraża również dlatego, że zajmuje ostatnie miejsce w ostatnim skomponowanym za życia tomie poetyckim Téreya. János odszedł nagle 3 czerwca 2019 roku. Nie doczekał się wrześniowej premiery książki. Dziś mijają też dwa lata od naszego ostatniego spotkania. Nastąpiło ono podczas Tygodnia Książki w Budapeszcie, również w czerwcu. Wpadliśmy na siebie któregoś wieczoru, kiedy plac Vörösmartyego opuszczali już czytelnicy obkupieni nowościami książkowymi, a zapełniali go wydawcy, redaktorzy i pisarze, jak zombie wyłaniający się z nagrzanych słońcem namiotów. Wspominaliśmy wówczas jego ostatnią wizytę w Krakowie w końcu marca 2017 roku, kiedy był gościem dyskusji wokół 56. numeru pisma „Ha!art” (dzień później na zaproszenie Węgierskiego Instytutu Kultury János pojechał do Warszawy, zostawiwszy w krakowskim hotelu swoją piżamę), a później wznieśliśmy toast za świeżo wydaną powieść Káli holtak (Umarli z Niecki Káli; jej fragment w przekładzie Marzeny Jagielskiej zamieszczono w kilkujęzycznej antologii Utópia 501, będącej pokłosiem Budapest Transfer International Festival).
Trudno w kilku zdaniach streścić, jakim twórcą był János. István Kemény (z którym, bywało, Térey wchodził w żarliwą polemikę poetycką) najchętniej widziałby go w jednym szeregu z mistrzami pierwszego pokolenia „Nyugatu”: Mihályem Babitsem, Dezső Kosztolányim, Gyulą Juhászem, Árpádem Tóthem. Szukając innych porównań, moglibyśmy przywołać Gyulę Krúdyego, z którym Jánosa niewątpliwie łączyła rygorystyczna samodyscyplina – niemal rokrocznie ogłaszał nowy tytuł, a jego krótsze teksty ukazywały się regularnie w prasie. Spuścizna debiutującego w 1990 roku Jánosa jest przez to niezwykle pokaźna, ale też różnorodna. Obejmuje poezję, prozę, dramat, esej, felieton i ich przeróżne kombinacje: prozę eseistyczną, powieść poetycką, dramat wierszowany. Dodajmy do tego jeszcze działalność translatorską (Brecht, Dürrenmatt, Puszkin…) i prowadzony regularnie dziennik. Chapeau bas! Etosu sumiennej pracy, który przyniósł Jánosowi liczne nagrody i wyróżnienia, można jedynie pozazdrościć i domniemywać, że wpływ na niego mogła mieć żywo pielęgnowana tradycja kalwińska (a może jego sekret tkwił po prostu w zwyczaju picia kawy – bez cukru i z małą ilością mleka?).
Nad Wisłą twórczość Jánosa jest praktycznie nieznana, a poza kilkoma wyjątkami wręcz nieobecna. Polski czytelnik mógł natrafić na jego wiersz Hadrianus Redivivus, drukowany w „Literaturze na Świecie” (2012, nr 11–12, przeł. Julia Wolin), oraz sztukę Muzyka na trzy stoły (przeł. Elżbieta Sobolewska) z antologii dramatu węgierskiego Kolizje (2010). By nieco poprawić ten skromny bilans, do przywołanego wyżej wydania „Ha!artu”, poświęconego autorom zagranicznym piszącym o Polsce, w 2016 roku przełożyłem opowiadanie Tydzień miodowy, pochodzące z tomu Termann hagyatéka (Dziedzictwo Termanna).
Tekst, balansujący na granicy (historycznej) prawdy i zmyślenia, jawy i (narkotycznego) snu, cechuje polifonia wątków i motywów, precyzja poetyckiego opisu, bogata metaforyka, skrzętnie ukryta intertekstualność. O tej ostatniej przekonałem się zwykłym trafem, szukając, czym jest występujący w opowiadaniu „placek z ryby zwanej «śmierdziuchem»”. W rozszyfrowaniu tego jakże apetycznie zwanego przysmaku pomogła mi niezawodna Kinga Piotrowiak-Junkiert, po czym okazało się, że w tekst opowiadania wplecione są całe ustępy Dziennika z getta warszawskiego Mary Berg.
W ogóle dzieła Jánosa chętnie wchodzą w dialog z innymi tekstami kultury. Ważnym punktem odniesienia jego twórczości są klasycy: tetralogia Nibelung-lakópark (Osiedle Nibelung) jest wariacją na temat opery Wagnera, na kartach wspomnianej powieści Káli holtak odżywa Hamlet, a tytuł tego ostatniego tomu poetyckiego, Nagy tervekkel jöttem Rosmersholmba (Przybyłam do Rosmersholm z ambitnymi zamiarami), nawiązuje oczywiście do Ibsena (pewnie to tylko kwestia czasu, kiedy János sam stanie się węgierskim „klasykiem”).
Równie istotnym kontekstem były dla Jánosa tradycje antyczna i chrześcijańska, nierzadko ironicznie ubrane w kostium współczesności (jak bodaj w ostatniej, napisanej dla Teatru Örkénya sztuce, której bohaterem jest biblijny Lot). Nie mniejszą rolę w jego spuściźnie odgrywa też przeszłość; to casus choćby napisanego wspólnie z Andrásem Pappem dramatu Kazamaták (Kazamaty), poświęconego rewolucji ’56 roku. Wiele jego tekstów przesiąkniętych jest oddechem minionych dziejów, a historyczne wydarzenia stają się tłem dla prywatnych historii bohaterów.
Powracającym motywem, szczególnie we wczesnej twórczości Jánosa, jest druga wojna światowa oraz jej warszawska sceneria. Zainteresowanie wojennymi losami naszego kraju mogły zapoczątkować Polskie drogi, jeden z ulubionych seriali Jánosa, do czego przyznał się na spotkaniu z krakowską publicznością, a później w autobiograficznym opowiadaniu Etelka-Geosfera. Boże Narodzenie mojego ojca („Wizje” 2/2020, przeł. Monika Jurczak). Warszawa z czasów wojny pojawia się też w Tygodniu miodowym – w tekście jej mieszkańcy to oblegające ciepły ul pszczoły wystawione na konfrontację z „samozwańczymi pszczelarzami maszerującymi po mieście z zamiarem szkodzenia”. Motywy opowiadania, łącznie z bohaterem, Dezső Termannem (który podobnie jak Herbertowski Pan Cogito funkcjonuje na prawach literackiej maski tudzież persony, a do pewnego stopnia jest alter ego pisarza), nawiązują do wcześniejszej książki poetyckiej Jánosa, Valóságos Varsó z 1995 roku. „Lecz Warszawa z książki – pisał w recenzji inny poeta, Gábor Schein – nie jest tożsama z polską stolicą, to bardziej jakiekolwiek miasto Europy Środkowo-Wschodniej, które doświadczyło nazistowskiej okupacji. […] Bo w gruncie rzeczy Warszawa to miasto walki, miasto do cna zmaskulinizowane i toczone chorobą”.
Wierszami z tego właśnie tomu, jak sądzę, warto zainicjować szerszą prezentację twórczości Jánosa w Polsce. Zamiar taki zrodził się w czerwcu 2017 roku na Sympozjum Tłumaczy Literatury Węgierskiej w Budapeszcie, kiedy to podczas kuluarowych rozmów w pałacowych salach Muzeum Literatury im. Petőfiego tłumacz i redaktor Miłosz Waligórski zaproponował Jánosowi wydanie polskiego wyboru jego poezji. Kilka niedomówień sprawiło jednak, że zadaniem wykonania przekładu Miłosz „obarczył” mnie. Na szczęście János zaoferował swą pomoc, mogłem do niego pisać z każdą wątpliwością.
Od roku skrzynka pocztowa poety nie odpowiada, lecz echo nieotrzymanych maili sprawia, że jeszcze trudniej wycofać się z danej obietnicy. Pierwsza poważna próba to, nie inaczej, tytułowy wiersz ze zbioru Valóságos Varsó:
Tych, co pozostali, nazwijmy Błogosławionymi.
Temu, kto odszedł, na imię niech będzie Odmieniec.
Wszystkich, którzy tu utkwili, czeka walka,
udziałem wychodźców stanie się żer jutrzejszy.
Odmieniec, kto w oddali robi grymaśne miny.
Tu rozpad panuje, osłupienie. Sprzedawczyki nadstawiają uszu.
Którzy są potęgą – Patronka i Protegowany –
strzegą wszystkiego, co zostało, ciepłolubni wspólnicy.
Niewinna i wolna jest ta para o wyschniętych oczach,
ich zapał nie zna granic, pogoda ducha wręcz poraża.
To oni roznoszą wszędzie medykamenty.
Nie powinni się już włóczyć po wilgotnym Pojezierzu.
Jedno z nich czeka zguba – konieczne poświęcenie.
Nie wznieśli toastu. Nie oczekują żadnej nagrody.