1.
Z ambony dla myśliwych obserwuję cały wielki świat. Patrzę na linię pól, która oddziela światło pszenicy od ciemności lasu. W tej rozgrywce to sierpień rozdaje karty. Wycofując się z gry, sięgam do oliwkowego plecaka z czechosłowackiego demobilu. Na okładce twarz biegacza z może trzydniowym zarostem, w okularach i cienkiej wełnianej czapce, w sepii, wyraźnie wycięta z tła. Poza kadrem uszy, czubek głowy, dolna krawędź lekko przecina podbródek. To Krzysztof Koehler gdzieś na trasie wysokogórskiego biegu. Patrzy raczej w lewo, w przestrzeń, niż na widza. Taki fragmentaryczny portret zaprasza do uczestnictwa w czymś poza kadrem, a wyostrzając rysy postaci, czyni z jej wizerunku jakby nową ikonę. Każe zadawać pytania o przekładalność literatury na życie, konwencji na rzeczywistość. Wiersze Koehlera z lat 90. ubiegłego wieku są często chrystocentryczne, ich bohater wędruje po zabłoconych polach, w wiecznym pejzażu archetypów, niejako na swoją Kalwarię. Staje się Nowym Adamem, wciąż się staje kimś więcej niż podmiot liryczny, zmienia się raczej w bohatera lirycznej narracji. Ten portret z okładki to także portret Człowieka Każdego, który widzi teraz w „zwierciadle, niejasno” (1 Kor 13, 12), ale wpatruje się i chce upodabniać do Tego, na Kogo patrzy. Okładka książki Krzysztof Koehler. Uczestnictwo napisanej przez Jakuba Beczka jest zatem zaproszeniem do uczestnictwa. Badacz sięga tutaj po klasyczny model „życie i twórczość”. Dla opisu poety ruchu, jakim jest Krzysztof Koehler, ta metoda wydaje się wręcz idealna. Natomiast wygłosiwszy wstępną pochwałę, nie mogę nie przejść do polemiki i z metodą, i z tematem. Jednak najpierw pewna „widokówka” z własnych przygód lekturowych z wierszami Krzysztofa Koehlera.
2.
W górze lipy i gdzieś kołują ptaki, po dwa, po trzy. W dole tafla stawu okolonego świerkami. W ręku tomik Wiersze (1990) w formacie kieszonkowym, z kartonikową okładką. Utwór pt. Świadomość:
Przestaliśmy rozmawiać. Wyjrzałem przez okno.
Nagły przeciąg uderzył od drzwi;
Dołem kolorami krzyczące
Grupki dziewcząt wychadzały sny.
My wiedzieliśmy więcej od tego co się stanie.
Każdej z nich nasz palec
Na zakurzonej szybie kreślił pokręcony los;
Widzieliśmy ich dwoje, potem troje,
Lecz dalej nigdy nie sięgał nasz wzrok.
Nie była mądrość gorzka ta, ani nad miarę,
Raczej jak mylący w tańcu się, gubiący krok.
Powtarzać mogliśmy figury już poznane
I ufać, że tańczymy wbrew rozpaczy sami,
I, że z nas wiedzących, nie żartuje los1.
Czytamy: „Na zakurzonej szybie kreślił pokręcony los”. W czytaniu wierszy, w których pojawia się motyw szyby, lustra, projekcji może pomóc ich wizualizacja. Przed‑stawianie, a więc stawianie siebie przed nimi, przed ich witryną, i oglądanie tego, co się w niej odbije. Jak zatem uczestniczę w wierszu Koehlera i jak on we mnie uczestniczy? Kogo projektuje?
Wybieram jedną z tej grupki dziewcząt, które obserwuje podmiot. I na tej szybie palcem kreślę jej los. Mogłoby to wyglądać chociażby tak:
Pachniała jałowcem i winem. Kiedy jeszcze było ciemno, otwierała wielkie, skrzynkowe okna. Jedno skrzydło, drugie, potem trzecie i czwarte. Wiał lekki wiatr, więc skrzydła uderzały o siebie lekko, ościeżnice skrzypiały. Wskoczyła na parapet i prędko wystawiła nogi na zewnątrz. Siedziała tak jakiś czas, uderzając czarnymi trzewikami o mur, obtłukiwała nimi tynk. Jego płaty spadały na kłębowiska bluszczu. Wokół latały pszczoły. Ktoś ją wołał, ale nie odpowiadała. W głowie jej szumiało. A gdzieś z tyłu: Hanka, Hanka, ta czegóż ty? Tłukła trzewikami o tynk. Białe płatki spadały na liście bluszczu. Tynk, liście, czarne trzewiki. Nagle podciągnęła nogi i zaczęła odwiązywać najpierw prawy, potem lewy but. Szarpała sznurówki, uderzała obcasami o parapet. Wszystko było za ciasne. I buty, i sznurówki. Nawet te wielkie okna, ten wielki parapet. Cały ten dom w Jędrzychowie. Schowała głowę w dłoniach. Usiadła po turecku, zupełnie nie zważając na to, że odsłania w oknie od gościńca prawie całe nogi. Czuła, że teraz wszystko ma gołe. Widać ją. Prześwituje. W głowie brzmiało tylko to ciągłe: Hanka, Hanka. Ale ona nie była teraz żadną Hanką. Jutro mu powie. Jutro zostanie matką. Dzisiaj są tylko pszczoły i wielkie okna.
Wizualizacja jest formą uczestnictwa. Porusza wyobraźnię, współtworzy, zaprasza do „wspólnictwa”. O nim jest z kolei opowieść Beczka, owo śledzenie obecności i „formy udziału poety w świecie”
2.
[…]
[Dalszy ciąg można przeczytać w numerze.]