07-08/2023

Magdalena Miecznicka

Wielka Brytania

Jak zawsze w roku z trójką na końcu, czasopismo „Granta” ogłosiło listę najbardziej obiecujących pisarzy brytyjskich przed czterdziestką. Tym razem po raz pierwszy postanowiono rozważyć nie tylko autorów z brytyjskim obywatelstwem, lecz także obcokrajowców mieszkających i tworzących na Wyspach, co szefowa wydawnictwa Sigrid Rausing wytłumaczyła pragnieniem, by – w szczególności po brexicie – być jak najbardziej inkluzywnym. Niektórym decyzja ta mogła się też co prawda skojarzyć z kontrowersyjną zmianą regulaminu nagrody Bookera w 2015 roku, kiedy to zaczęto dopuszczać do niej autorów anglojęzycznych z całego świata i zrobiono w ten sposób ogromną konkurencję Brytyjczykom. Ostatnie dwa Bookery dostali na przykład autorzy ze Sri Lanki i RPA.

Wśród ogłoszonych w kwietniu dwudziestu nazwisk „Granty” znalazła się więc na przykład znana także w Polsce Nowozelandka Eleanor Catton, autorka monumentalnej powieści Wszystko, co lśni, która łapie się na listę, ponieważ mieszka teraz w Cambridge. Inne obce pisarki z listy „Granty” to mieszkające w Wielkiej Brytanii Kanadyjka Camilla Grudova, Australijka Lauren Aimee Curtis i Irlandka Sara Baume.

Jeśli „Granta” chciała być bardziej inkluzywna, to w tym roku szczególnie zyskały na tym kobiety, które zajęły piętnaście z dwudziestu miejsc. Jedno miejsce przypadło osobie transseksualnej identyfikującej się z płcią męską, a tylko czterej to mężczyźni. Dziennik „Guardian” określił to jako dowód na upadek „Wielkiego Białego Mężczyzny” i wzejście w jego miejsce „Milenialnej Kobiety”. I faktycznie, jest to spora zmiana na przykład w stosunku do pierwszej listy „Granty” z 1983 roku, na której znaleźli się m.in. Martin Amis, Julian Barnes, William Boyd, Ian McEwan, Kazuo Ishiguro, Salman Rushdie. Kobiet (najsłynniejsza to chyba Rose Tremain) znalazło się na tamtej liście tylko sześć. Późniejsze sukcesy pisarskie wymienionych sprawiły zaś, że każda lista „Granty” budziła wielkie zainteresowanie, ponieważ domyślano się, że ci, którzy się na niej znajdą, będą przez lata definiować literaturę brytyjską.

Co ciekawe, mimo tegorocznego nacisku na różnorodność i inkluzywność, czwórka jurorów (Rachel Cusk, Helen Oyeyemi, Tash Aw i krytyk Brian Dillon) wyłoniła zaledwie dwoje czarnych pisarzy – i to jedyni, którzy mogą o sobie powiedzieć, że ich rodziny naprawdę wywodzą się z dawnych kolonii. Na nich jednak chciałabym się skupić dalej w tym przeglądzie, ponieważ kwestia rozliczenia z imperium, wraz z tematem rasy, jest może najgłośniejszą ze spraw społecznych poruszanych we współczesnej brytyjskiej debacie.

Wielka Brytania nie od dziś oczywiście zmaga się w sferze symbolicznej ze spuścizną po swoim imperium. Trend ten przybrał ostatnio na sile wraz z pojawieniem się takich historyków i dziennikarzy, jak mający status gwiazdy David Olusoga, pół-Nigeryjczyk, który opracował dla BBC wiele programów historycznych o imperium brytyjskim, oraz pochodzący z indyjskiej rodziny sikhów Sathnam Sanghera, autor m.in. bestsellera Empireland. How Imperialism Shaped Britain (Empireland. Jak imperializm ukształtował Wielką Brytanię). Kilka tygodni temu, zgodnie z ostatnim trendem wydawniczym, Sanghera wydał wersję tej książki dla dzieci pod tytułem Stolen History: the Truth About the British Empire and How It Shaped Us (Skradziona historia: prawda o imperium brytyjskim oraz o tym, jak nas ukształtowało). Kiedyś dzieci w brytyjskich szkołach podziwiały dzielnych brytyjskich odkrywców kolonialnych i misjonarzy, takich jak David Livingstone albo Cecil Rhodes. Dziś, między innymi za sprawą ludzi takich jak Olusoga i Sanghera, następuje zmiana narracji, i dzieci – oraz dorośli – coraz częściej słyszą o grzechach swojego imperium.

Dwoje czarnych autorów, którzy znaleźli się na liście „Granty”, również podejmuje te tematy, choć każde robi to w inny sposób. Natasha Brown po studiach matematyki na Cambridge przez dziesięć lat pracowała w finansach w londyńskim City. Jej debiutancka powieść Assembly (Przyjęcie, przeł. Martyna Tomczak, Wydawnictwo Poznańskie 2023) to niemal wprost manifest oskarżycielski czarnej Brytyjki wobec znienawidzonej ojczyzny i jej imperialnej spuścizny. Bohaterka, skończywszy studia na doskonałym uniwersytecie, niewymienionym co prawda z nazwy, ale kto zna Wielką Brytanię, ten wie, że może chodzić tylko o Oxford lub Cambridge, robi wielką karierę w londyńskim City. Mimo niebotycznej pensji, podróży służbowych do Nowego Jorku, przyjaźni z białą koleżanką z pracy oraz szczęśliwego, wydawać by się mogło, związku z Anglikiem pochodzącym z niesłychanie starej i majętnej rodziny brytyjskiej, która zresztą przyjmuje ją z otwartymi ramionami, kobieta hoduje w sobie resentyment wobec białych rodaków. Nienawidzi kolegów z pracy, w których każdym zachowaniu widzi oznaki rasizmu, i w zasadzie nienawidzi również swojego chłopaka i jego rodziny, nie mogąc wybaczyć im ich uprzywilejowania. Choć sama też jest przecież uprzywilejowana, i to znacznie bardziej niż niemal każdy, również biały Brytyjczyk, bo tylko bardzo wąska grupa osób studiuje tu na Oxfordzie lub Cambridge i zarabia miliony w City, to doskwiera jej brak tego rodzaju uprzywilejowania, którym cieszy się jej chłopak. Trawi ją złość z tego powodu, że sama musi „wstawać o szóstej rano do pracy”, żeby zarabiać swoje miliony, podczas gdy on może budzić się późno, przeglądać gazety i od czasu do czasu pisać przemówienia dla jakiegoś polityka, ponieważ jego rodzina posiada rozliczne włości, kolekcje sztuki, koneksje w najważniejszych miejscach oraz służbę. Jakby tego nie było dość, to jeszcze wszystko, zdaniem bohaterki, zostało zdobyte przez przodków rodziny dzięki handlowi niewolnikami i wykorzystywaniu pracy czarnych ludzi w dalekich zakątkach imperium. Co ciekawe, autorka rozszerza imperialną winę na całą Europę i w powieści pojawiają się wypowiadane wprost oskarżenia pod adresem całego kontynentu jako utuczonego na niewolniczej pracy czarnych braci bohaterki.

Czytanie o Wielkiej Brytanii z punktu widzenia mniejszości to fascynujące zajęcie, bo pozwala zajrzeć w dusze przedstawicieli mniej znanych grup społecznych. Książka Brown skłania jednak także do refleksji nad implikacjami – oraz pułapkami – reprezentowanego przez nią dyskursu tożsamościowego opartego na mówieniu o swojej krzywdzie i obarczaniu innych winą. Resentyment bohaterki Brown brzmi szczerze i, ponieważ chodzi o wykształconą kobietę, opatrzony jest w powieści kilkoma miniwykładami politycznymi o przewinach Wielkiej Brytanii wobec kolonii. Mimo to jednak pozostawia niedosyt, bo w procesie wytyczonym swojej ojczyźnie Brown nie tylko nie kwestionuje żadnego z przekonań bohaterki, lecz nawet nie tematyzuje jej resentymentu, przeciwnie, przedstawia wszystkie jej racje jako zrozumiałe same przez się – tymczasem czytelnik może mieć wątpliwości, czy nie dopuszcza się ona pewnej manipulacji. Świat Brown jest prosty. Czarni z Jamajki pokazani są wyłącznie pozytywnie, jako ofiary od dziecka uczone przez rodziców, że muszą pracować dwa razy ciężej niż biali po to, żeby choć częściowo dorównać ich statusowi – stąd oszałamiające sukcesy głównej bohaterki. Wrogów, czyli białych, również ustawia sobie bardzo wygodnie, w postaci rodziny tak bogatej i uprzywilejowanej, że doprawdy nie spotyka się takiej na każdym kroku. Szczerze mówiąc, ja po sześciu latach w Londynie jeszcze takiej osobiście nie poznałam. Gdyby wybrała rodzinę białych bezrobotnych z bloku komunalnego, to już teza o cierpieniach czarnej absolwentki Cambridge i winie oraz uprzywilejowaniu białych nie brzmiałaby tak przekonująco. Dodajmy, że w tak snobistycznej rodzinie, jaką Brown sobie wymyśliła na adwersarzy, tak samo źle z pewnością czułaby się Polka, Rumunka czy po prostu Brytyjka z niższej klasy społecznej – nie potrzeba do tego aż rasizmu. Oczywiście Brown ma rację, że w Wielkiej Brytanii jest rasizm, tak jak jest straszliwy wprost klasizm, i można się domyślać, że cierpień i resentymentu bohaterki też nie wyssała z palca – ale używając ich w celach moralnego oskarżenia i niczego więcej, osłabia, jak sądzę, jego moc i wystawia się na atak, bo przecież zawsze znajdzie się ktoś, kto ma jeszcze gorzej. Z kolei komuś, kto bez mrugnięcia okiem oskarża innych o rasizm, aż by się prosiło zadać również pytanie, co ma na myśli, mówiąc o pasieniu się całej Europy na niewolniczej pracy czarnych, i czy nie zapomina czasem o istnieniu Europy Wschodniej, a jeśli zapomina, to czy przypadkiem nie dlatego, że nie uważa jej za dostatecznie ważną. Jest to oczywiście mała złośliwość z mojej strony – ale nie tylko i nie do końca, bo Wielka Brytania w ostatnich kilku dziesięcioleciach przeszła ogromne zmiany etniczne, które komplikują nieco obraz obraz relacji „biała brytyjska większość i uciskane kolorowe mniejszości z imperium”, co pisarze brytyjscy, próbujący opisać relacje społeczne i trafić do swoich odbiorców, muszą brać pod uwagę. Za różnorodność etniczną na Wyspach nie odpowiada już tylko dawne imperium, lecz także historia najnowsza, w tym wieloletnia przynależność państwa do Unii Europejskiej. Najpopularniejszym językiem obcym na Wyspach jest dziś polski, a nie nigeryjski joruba czy ghański akan ani nawet hindi (choć Hindusów jest więcej niż Polaków, to mówią oni kilkoma różnymi językami). Do Wielkiej Brytanii przybyły miliony cudzoziemców spoza dawnego imperium, w tym z Europy, i nie mówimy o bogatych eskapatach ze Szwajcarii, ale o taniej sile roboczej z Rumunii, Polski, Albanii, Litwy itd. Choć oczywiście oni sami rzadko są odbiorcami literatury pięknej, to już ich dzieci być może tak, i postkolonialni oskarżyciele mogą spotykać się z niezrozumieniem pewnej części społeczeństwa albo co najmniej z brakiem poczucia winy. Bo co dziecko imigrantów z Albanii albo z Polski ma właściwie wspólnego z winą kolonialną i czy powinno czuć się winne tylko dlatego, że jest białe? Rozumiem oczywiście Brown, że jeszcze tego nie czuje albo że jej to nie interesuje, ponieważ chce się rozliczyć z tą większościową, rdzenną Wielką Brytanią, która grzeszyła wobec czarnych, ale moja reakcja na jej książkę – właśnie imigrantki, która czuje się nieswojo, będąc oskarżana za grzechy imperium wobec czarnych tylko dlatego, że jest biała – z pewnością nie jest odosobniona.

Drugim pisarzem z listy „Granty”, który tematyzuje swój kolor skóry, jest wychowany w Wielkiej Brytanii Ghańczyk Derek Owusu. Powieść That Reminds Me (To mi przypomina), wydana w wydawnictwie założonym przez znanego brytyjskiego rapera Stormzy’ego, to poetycki zapis dorastania czarnego Brytyjczyka urodzonego w ghańskiej rodzinie i na kilka pierwszych lat życia oddanego do białej rodziny zastępczej na wsi. Tu też pojawia się kwestia rasizmu, choć już nie doznawanego ze strony wyrafinowanej klasy wyższej, do której bohater nie ma dostępu, ale klas niższych. Owusu, który wyznaje, że pierwszą powieść przeczytał w wieku dwudziestu trzech lat, opowiada też o innych sprawach związanych z byciem czarnym w Wielkiej Brytanii, takich jak po prostu należenie do nizin społecznych, bieda, niepewność jutra, złe warunki mieszkaniowe, gettoizacja i związana z tymi wszystkimi problemami i cierpieniami niestabilność rodziny. Bohater, nazwany K, jako dziecko cierpi z powodu odrzucenia i opuszczenia przez bliskich, tęskni za matką, i prawdziwą, i zastępczą, próbując zaskarbić sobie ich miłość, oraz czuje się w pewien sposób wybrakowany z tego powodu, że nigdy nawet nie poznał swojego ojca. Kiedy dorośnie, będzie miał problemy psychiczne, pozostanie jednak pełen empatii i wrażliwy na cudzą biedę i opuszczenie. Owusu używa innego języka niż Brown, znacznie mniej uczonego, za to nawiązującego do tradycji oralnej kraju swoich przodków – opowieści, którymi nasiąkał jako dziecko, ciągany przez matkę od jednych krewnych do drugich. Z perspektywy brytyjskiej to ciekawa i potrzebna książka, bo życie emocjonalne młodych czarnych mężczyzn z nizin społecznych rzadko jest tu przedstawiane w literaturze, za to jakże często są oni przedmiotem strachu klas średnich (w Wielkiej Brytanii jest sporo gangów i często należą do nich czarni nastolatkowie i młodzi mężczyźni). W zasadzie mało kto wie, co właściwie przeżywają i jak się czują w Wielkiej Brytanii.

Natasha Brown: Przyjęcie.
przełożyła Martyna Tomczak,
Wydawnictwo Poznańskie,
Poznań 2023, s. 160.
Derek Owusu: That Reminds Me.
Merky Books 2020, s. 144.
WYDAWCA:
WSZELKIE PRAWA ZASTRZEŻONE
©2017-2022 | Twórczość
Deklaracja dostępności
error: Treść niedostępna do kopiowania.