09/2022

Przemysław Dakowicz

Wielka Szpera

W czarnym nurcie rzeki kąpią się korony drzew i nieme niebo upstrzone obłokami. Chudy chłopiec siedzący w łódce rozwiązuje worek, chwyta za jego dolne rogi i sypką zawartość wytrząsa wprost do wody. Kręgi białej mączki unoszą się na czarnej tafli, porywa je prąd. Kilkanaście metrów dalej, tam gdzie pałki tataraku wystają spośród soczyście zielonych liści, mączka naciąga wilgocią i znika pod powierzchnią wody. Chłopiec ma nogi skute łańcuchem, płucze dłonie w rzece i śpiewa rzewną piosenkę o małym domku, w którym przeżył „szczęścia tyle i cudownych dni”. Autorem jej tekstu jest Władysław Królikowski (pseudonim artystyczny: Wacław Gen), który zginie na początku ostatniego roku wojny w obozie Stutthof.

Dziecko w łódce to Szymon Srebrnik. Kiedy w marcu 1944 roku na ulicach getta w Litzmannstadt (dawniej: Łódź) Niemcy zorganizowali łapankę, znalazł się w grupie kilkudziesięciu osób odtransportowanych następnie do obozu w Kulmhof am Nehr (dawniej: Chełmno nad Nerem) w tak zwanym Kraju Warty. Spośród niespełna dwustu tysięcy ludzi, których przywieziono tutaj z gett rejencji inowrocławskiej i łódzkiej, tylko on i Mordechaj Podchlebnik mieli dożyć starości w Erec Israel.

W Kulmhof Srebrnik zostaje przydzielony do tzw. Hauskommando. Pierwsze zadanie tej grupy polega na odgruzowaniu ruin pałacu, który Niemcy wysadzili w powietrze przed rokiem. Pod pryzmami cegieł leżą rozkładające się ludzkie szczątki, również ciała dzieci. Czy już wtedy Srebrnikowi przypominają się sceny z września 1942 roku? W tamtych dniach historia Litzmannstadt Ghetto przełamała się na pół – odtąd było już tylko „przed” i „po”, „teraz” i „dawniej”…

Zaczęło się od gettowych szpitali – przy ulicach Wesołej, Drewnowskiej i Łagiewnickiej. 1 września pod ich bramy podjechały ciężarówki i chorych zaczęto ładować na platformy. We wspomnieniach nielicznych świadków powtarza się scena zrzucania niemowląt z trzeciego piętra wprost na paki samochodów. W ciągu dwóch dni do Kulmhof wywieziono około 1600 osób – dzieci, starców, gruźlików, pacjentów po operacjach, kobiet ciężarnych i w połogu.

4 września na centralnym placu getta przemawia Mordechaj Chaim Rumkowski. Zgodnie z rozkazem, który otrzymał, poza Litzmannstadt mają zostać wysłane dzieci do dziesiątego roku życia, osoby powyżej sześćdziesiątego piątego roku i chorzy. W najbliższych dniach na stację kolejową Radegast należy odtransportować dwadzieścia tysięcy dusz – to warunek trwania getta. Rumkowski: „[…] Żądają od nas, byśmy oddali, co mamy najdroższego: dzieci i ludzi starszych. […] muszę dziś wyciągnąć do was ramiona i błagać: bracia i siostry, ojcowie i matki – oddajcie mi swoje dzieci”.

Kiedy wchodzę na dawny plac Strażacki przez dziurę w ogrodzeniu jednej ze starych kamienic, uszy wypełnia mi dźwięk, który wiele razy usiłowałem sobie wy‑obrazić (czy może raczej: wy‑słyszeć): dobywającą się z tysięcy ściśniętych gardeł, przede wszystkim kobiecych, niepojętą, artykułowaną instynktownie, mieszaninę krzyku, jęku i szlochu – wzbierającą stopniowo, niczym fala, która wszystko przykrywa, wszystko obejmuje, wszystko zagarnia, pnącą się ku nieruchomemu niebu niby mur, który ma odgrodzić życie od śmierci. O tym do niczego niepodobnym skowycie anihilowanego rodzicielstwa, unieważnianego macierzyństwa i przekreślanego ojcostwa wspominają wszyscy ci nieliczni spośród obecnych 4 września na placu Strażackim, którzy cudem ocaleli z Zagłady.

Przez kolejny tydzień, między 5 a 12 września 1942 roku, gdy na terenie Litzmannstadt Ghetto obowiązuje Allgemeine Gehsperre, całkowity zakaz opuszczania domów – na klatkach schodowych, poddaszach i strychach, w korytarzach, piwnicach i zaułkach, na podwórzach, ulicach i skwerach rozbrzmiewa kakofoniczna symfonia żalów, kwileń, nawoływań, które stopniowo dławią się sobą, same siebie połykają i cichną. I odtąd brzmią, nie brzmiąc – na zawsze, bez od-wołania, zawieszone w powietrzu Śródmieścia, Bałut i Marysina. Ulicami ciągną pojazdy załadowane dziećmi. Za nimi matki, płaczące, rwące włosy z głowy, błagające, by je także zabrać, wykrzykujące imiona: Mojsze, Josi, Sara. Dzieci – trzy‑, cztero‑ i pięciolatki – w najlepszych, wyjściowych ubrankach, wyekwipowane jak na kolonie, wyciągają ręce z platform wozów zwanych rolwagami: mamo, mamo, mamo.

A potem już tylko miarowy stukot kół o szyny, na stacji w Kole przesiadka do kolejki wąskotorowej, która dowozi je niemal pod bramę obozu. Kiedy wysiadają z wagoników, wysoko stoi słońce późnego lata, świerszcze grają na świeżych ścierniskach. Jeszcze czterysta metrów dziecięcego złudzenia. Każą im się rozebrać przed kąpielą. Do pałacu wstępuje się od frontu, dalej jest długi korytarz, z którego wychodzi się po prawej stronie budynku. Dziś wysoki klon jesionolistny rośnie w miejscu, gdzie czeka na nie specjalna ciężarówka firmy Sauer – z rurą wydechową skierowaną do wnętrza. Z raportu, który dokładnie trzy miesiące wcześniej spisano w Berlinie, wiemy, że na każdym metrze kwadratowym szczelnie zamykanej mobilnej komory gazowej mieściło się 9, a nawet 10 osób. „Jak należy zauważyć – stwierdzał autor raportu – w chwili, gdy tylko zostaną zamknięte tylne drzwi, ładunek tłoczy się niemal zawsze przy lampach. Wynika to z faktu, że ładunek pogrążając się w ciemnościach, w sposób naturalny dąży do światła, czyniąc to niejako instynktownie, co utrudnia otwarcie drzwi”. I one, dzieci z łódzkiego getta, odebrane rodzicom w dniach Wielkiej Szpery, „w sposób naturalny” musiały „dążyć do światła”.

Drzwi ciężarówek otwiera się dopiero w Lesie Rzuchowskim, oddalonym od obozu o niespełna pięć kilometrów. We wrześniu 1942 roku ciała są już chyba spalane w dwóch nowych piecach z wysokimi kominami. Kłopotem okazują się drobne fragmenty ludzkich kości. 16 lipca 1942 roku dowództwo Sonderkommando Kulmhof usiłuje się dowiedzieć, czy młyn do mielenia kości jest używany w Litzmannstadt Ghetto. Ostatecznie maszyna zostaje sprowadzona z Hanoweru – młyny tego rodzaju produkuje tamtejsze przedsiębiorstwo Schriever & Co.

Popioły z palenisk i krematoriów oraz śnieżnobiałą, drobną mączkę kostną rozsypuje się na leśnych polanach i topi w ciemnych wodach Neru.

WYDAWCA:
WSZELKIE PRAWA ZASTRZEŻONE
©2017-2022 | Twórczość
Deklaracja dostępności
error: Treść niedostępna do kopiowania.