10/2025

Karol Poręba

Wiersze wygnania i powrotu

Kloto, Lachesis, Atropos; Aglaja, Eufrosyne, Talia; Alekto, Tyzyfone, Megajra; Grigia, Portugalia i Tonka; Pinky, Millie, Willie; pośród grzmotów i błyskawic trzy czarownice wychodzą naprzeciw Makbetowi.

A teraz spróbuj odwrócić ten porządek.

*
Trzy kobiety. Wiersze i storie – taki tytuł nosi nowy zbiór wierszy Jerzego Jarniewicza, jego trzynasta (nie licząc wyborów oraz tomu z utworami zebranymi) książka poetycka, pierwsza po szeroko dyskutowanej, nagrodzonej Mondo cane. Jako że naturalnym dla czytelniczek i czytelników punktem odniesienia mógłby być właśnie ów głośny tom, warto wspomnieć też, że między Nagrodą Nike z 2022 roku i Trzema kobietami przydarzyły się Jarniewiczowi dwie inne książki, które ciekawie rezonują z nowymi wierszami poety, a niekiedy wręcz unisono grają z nimi jedną melodię. Mowa o esejach Frotaż. Szkice o literaturze anglojęzycznej oraz zbiorze Przezrocza. Rozmowy z Jerzym Jarniewiczem. Odnotujmy również, że w tym czasie Jarniewicz opublikował autorski wybór swoich poezji Bagaż, a także pięć książek z przekładami: Wiersze przychodzą późno Margaret Atwood, powieść Berg Ann Quin, Zejście do wraku Adrienne Rich, Skry na mrok Doireann Ní Ghríofy oraz Szkołę ćwiczeń Ishiona Hutchinsona.

Pozwalam sobie na to wyliczenie, by zaznaczyć dystans – czasowy, intelektualny, językowy – jaki dzieli Mondo cane od książki najnowszej. Ślady wszystkich tych prac da się zresztą wytropić w Trzech kobietach, choć szczególnie pouczająca wydaje się w tym względzie Szkoła ćwiczeń: poemat, podobnie jak wiersze z Trzech kobiet, świadomie mierzący się z zagadnieniami pamięci, opowiadania, historii i autentyczności. Taką symultaniczną czy komparatystyczną lekturę do pewnego stopnia uzasadniałyby też silnie narracyjny charakter nowych utworów Jarniewicza oraz okres powstawania obu książek. Jeśli za dobrą monetę przyjąć wygłoszoną przez autora w trakcie spotkania w Krakowie deklarację, teksty do Trzech kobiet pisał on w czasie, gdy kończył prace nad tłumaczeniem Szkoły ćwiczeń.

Wiersze z omawianego tomu różnią się od tych z Mondo cane, ale najistotniejsze przesunięcie nie polega na włączeniu w ich obręb nieobecnych wcześniej u Jarniewicza tematów, zasadniczo innej niż dotychczas roli podmiotu czy na odrzuceniu filmowo‑popkulturowego imaginarium. Jeśli pozwalając sobie na tymczasowe uproszczenie, przyjmiemy, że organizującą Trzy kobiety dominantą jest pamięć, która – znów upraszczając – zajmuje w tej książce miejsce zagadnień erotyzmu, tożsamości lub czasu ze zbiorów wcześniejszych, to środki poetyckie, przy pomocy których Jarniewicz mierzy się z tym zagadnieniem, często będą podobne. Pamiętanie to w końcu proces, niestała przestrzeń wygnania i powrotu, bezustanny – jak czas, jak eros – ruch. Zresztą pamięć, w naturalny i nieodłączny sposób spleciona z innymi hasłami, przy pomocy których krytyczki i krytycy zwykli definiować poezję Jarniewicza, zawsze była w tej twórczości mocną kotwicą. Książką „z pamięci” jest wydana w 2005 roku Oranżada, ale pamiętanie jako element konstrukcji wiersza pojawiało się także w wielu tekstach z innych zbiorów, choćby w zatytułowanym tak samo jak najnowszy zbiór Jarniewicza wierszu z Wody na Marsie czy w Idzie deszcz, idzie sikawicaPustych nocy, gdzie przeszłość i sposoby pamiętania o niej biorą swój początek z odmienianego przez wszystkie przypadki czasownika „dezerterować”.

Impuls językowy – splot języka i pamięci – jest istotny również w Trzech kobietach. Pamięć często zapośredniczona jest przecież właśnie w zdarzeniach językowych, w osobliwości słów, w rytmie i współbrzmieniach, rozmaitych rymowankach, glosolaliach, zaklęciach. Mowa, rzecz jasna, zmienia się, a przesunięcia te mogą być „większe”, udokumentowane przez słowniki i literaturę, lub też „mniejsze”, prywatne, oparte na idiolekcie, neologizmach, sensach zagubionych, okazjonalnych, z czasem pozbawionych kontekstu, jak na przykład w wierszu Pamięć to reportaż z akcji sierocenia, w którym matka – czmychając do kuchni – rzuca tylko przez ramię: „zaszybłam”. W innym tekście, zatytułowanym Przemeblowanie, tajemnicze słowo „palinderek” zostaje z kolei skomentowane w dwuznacznym, bo odnoszącym się także do matczynej mimiki, wygłosie wiersza:

[…] i ten wyraz twarzy,
który uchodzi za uśmiech
i tak się w języku matki do końca nazywał,
ten wyraz, jej wyraz, pozostał.


O sensach prywatnych instruktywnie, choć w formie anegdoty, mówił Jarniewicz w 2011 roku podczas dyskusji na festiwalu Manifestacje Poetyckie, odwołując się do własnej dziecięcej lektury Czterech pancernych i psa Janusza Przymanowskiego:


Ja tę książkę czytałem w wieku ośmiu lat może, więc jeszcze byłem przed inicjacją, i, jak państwo może pamiętają, jest tam jedna scena miłosna, kiedy Janek z Marusią idą tańczyć, i jak tak sobie tańczą, to Janek zbliża się do Marusi, a ja, ośmiolatek, czytam wtedy, że, cytuję, „Janek pocałował ją mocno, rzetelnie w usta”. Rozumiałem, co znaczy „mocno”, rozumiałem, co znaczy „usta”, natomiast zupełnie nie rozumiałem, co znaczy „rzetelnie”. […] Podkładałem pod to słowo najrozmaitsze treści, wszystkie treści, jakie tylko perwersyjna wyobraźnia ośmiolatka mogłaby stworzyć. Od tej pory przysłówek „rzetelnie” […] jest w moim miłosnym idiolekcie słowem kipiącym od erotycznych treści.


Przykłady tego rodzaju językowych zdarzeń – pamiętania poprzez język, współistnienia języka, pamięci i ciała – można mnożyć. Słowa, źródła tajemnicy i jednocześnie wiedzy, krzewią się w postaci wspomnień bohatera Trzech kobiet. „Jebany Gomułka!”, wykrzykuje Krysia – Krysia rewolucjonistka – na początku Podstawówki. Storii grudniowej, a poświstujący, na wpół elegancki, na wpół wulgarny rzeczownik „fifka” w innym tekście staje się przyczynkiem wielowątkowej narracji, której wystarczyłoby na słusznej długości opowiadanie z całą gamą pogłębionych psychologicznie postaci. Podobnie dzieje się w wypadku wprost niezwykłego nazwiska Dassin:


Że Dassin był chłopakiem Ireny, mogłem się domyślać,
przychodziła do nas z płytami i słuchaliśmy go na Mister Hicie,
a gdy mówiła z obca „Dassin, Dassin, Dassin”,
każda głoska wyrywała się jakby ze snu i promieniowała
tak silnym światłem, że gdyby nie istniał,
gotów byłem go dla niej wymyślić, aż do dnia, kiedy
przyszła z nową płytą, z tym że w towarzystwie:
„Pascal, mój narzeczony”. Z obrazka
był ten Pascal, a cerę miał jak Południe,
dlatego może coś zmyślam, przysiągłbym jednak, że
mówiąc to, Irena puściła do mnie oczko. Puściłbym i ja
do niej, ale ten brak symetrii wiązał nas silniej, okrutniej
niż pospolitość jakiegokolwiek wspólnego języka.


Nie przypadkiem owe zdarzenia językowe na języku się nie kończą. Między słowem a pamiętaniem Jarniewicz lokuje ciało, które może zjawiać się w przestrzeni tekstu w formie doświadczenia miłosnego bądź erotycznego, niczym w anegdocie o młodzieńczej lekturze Czterech pancernych i psa, ale też w postaci brzmienia lub rytmu oddziałującego na ciało, jak w wierszu Et si tu n’existais pas, w którym „każda głoska” nazwiska Dassin – przypomnijmy – „wyrywa się jakby ze snu i promieniuje”. Autor Trzech kobiet mówił w wywiadzie stanowiącym wstęp do wyboru rozmów Przezrocza:


Na początku było ciało, a ciało stało się słowem. Od doświadczenia cielesności wszystko się zaczyna: nasz język, nasze metafory, umiejętność abstrakcyjnego myślenia. […] Dziecięce wyliczanki, te wszystkie „ene due rabe”, pierwotne wierszyki oparte na powabie dźwięków, stanowią swego rodzaju przedłużenie cielesności. Dzieci lubią rymować, bo ich ciało uczestniczy w tych zabawach, poddaje się ich rytmom.


Mierząc się w wierszu z mechanizmami pamięci, Jarniewicz – świadomy zależności wspomnień od doświadczeń somatycznych, od splotu pamięci i języka z czasem – podejmuje tematy od dawna mu bliskie, ale robi to w sposób świeży i błyskotliwy, do czego zresztą zdążył już swoje czytelniczki i swoich czytelników przyzwyczaić. Procesualność tę w recenzji z Trzech kobiet odnotowuje Zuzanna Sala, stwierdzając, że pamięć w niczym nie przypomina pałacu, po którym moglibyśmy przechadzać się w poszukiwaniu najbardziej użytecznych nam wspomnień, uczuć czy myśli, również tych wypartych do podświadomości; że nie jest rezerwuarem, biblioteką ani serwerem, choć chętnie do takich skojarzeń na co dzień się odwołujemy: „Nawet jeśli pamięć jest magazynem, to jest magazynem stale zmieniającym się […]. To nie statyczne archiwum, to stale aktualizujący się proces”.

Nieoczywisty jest także splot pamięci i przeszłości. Ta druga – mimo że często niemierzalna, to obiektywna, sprzęgnięta z kompromitowanym dziś pojęciem prawdy – podlegać może materialnohistorycznemu oglądowi. Pierwsza zaś, ze swej natury subiektywna, karmi się półprawdami: nie składa się z historii, choć może składać się ze storii. Jarniewiczowe storie uprzywilejowują bowiem brak kontekstu, zawieszenie ciągu przyczynowo‑skutkowego, tajemnicę i literacki pointylizm – stanowią tekstualną odpowiedź na proces wspominania, który z konieczności jest podglądaniem przeszłości przez dziurkę od klucza, podsłuchiwaniem przez ścianę (wraca w tym miejscu charakterystyczny dla poezji Jarniewicza szczególnego rodzaju voyeuryzm).

Nie może być inaczej, skoro dziecięcy bohater wielu z wierszy w nowej książce łódzkiego autora, stając się podmiotem, w dodatku mężczyzną, jest równocześnie wygnańcem ze świata tytułowych trzech kobiet. Ma do niego ograniczony dostęp, tak jak pojawiający się z rzadka na kartach książki wujek, brat czy ojciec; pierwszy z nich, nie rozumiejąc Ireny, Krysi oraz Wandy, karmi chłopca budzącymi w nim wstręt uprzedzeniami; ten ostatni zaś rakiem wycofuje się z pokoju, gdzie „tętnią […] śmiechy kruczowłosych kobiet”. Jeśli zatem w nowym tomie Jarniewicz bierze na siebie rolę opowiadacza, to także po to, by nitki łączące narrację z pamięcią pozrywać, tak jak to przed nim robili – choć przy pomocy innych środków – na przykład Darek Foks i Zbigniew Libera w książce Co robi łączniczka, skądinąd celnie komentowanej przez autora Mondo cane.

Ten być może nie do końca intuicyjny, bo sprzeczny z naszymi przyzwyczajeniami myślowymi, związek pamięci z przeszłością jest też, jak sądzę, przyczyną, dla której w Trzech kobietach narracje mityczne, baśniowe lub magiczne występują obok gier z konwencją postkonfesyjną i częściowo fingowanym autotematyzmem, a także obok zdarzeń historycznych. Znajdziemy więc wzmianki o wspomnianym już wprowadzeniu stanu wojennego, ale też o agresji rosyjskiej w Ukrainie czy niedawnych, nierozstrzygniętych jeszcze w momencie pisania książki wyborach prezydenckich w Stanach Zjednoczonych. Te ostatnie pojawiają się w utworze zamykającym Trzy kobiety, zatytułowanym wymownie Wiersz z wmontowanym zegarem, który intencjonalnie „dezaktualizuje” tom Jarniewicza, ilustrując semantyczną niezależność i jednocześnie zależność wiersza (bo wpisaną weń przez autora) od płynącego nieubłaganie czasu.

Trafiają mi do przekonania podobne metapoetyckie strategie w Trzech kobietach – stają się one bowiem sygnałami sztuczności sztuki. Najdobitniejszym przykładem takiego działania jest Jak mogę panu pomóc?, utwór zamieszczony przez autora w samym środku książki i kończący się sugestywną puentą:

Stoi za ladą w Starbucksie przy łódzkim Hiltonie,
ma na piersi Gabrysia, a Uczę się pod spodem. Chcę
zahaczyć ją wzrokiem, ale szkliste oczy
do niej dziś nie należą. Bierze flamaster,
papierowy kubek i pyta: „Pana imię?”. „Gabryś, Gabrysiu” –
mówię i rechoczę w środku, bo śmieszne,
do czasu, gdy widzę, jak zapada się
w martwą studnię dopiero zaczętej biografii
jej spłoszone spojrzenie, i wiem już,
że kawa w kubku ma dziś ciężar ciężkiej wody,
która przelewa mi się przez palce
i parzy, „Jurek, Gabrysiu” (nie, tego
nie powiedziałem, to tylko
puenta wiersza).


Ten tekst, choć na pozór znacząco różny od innych w tomie, wydaje się świetnie tematyzować sztuczność (rozmyślnie używam dwuznacznego terminu) aktu opowiadania. To utwór o narracyjności i sztuce samej w sobie, a jego zakończenie przywodzi na myśl namalowane przez artystę na obrazie lustro, które ukazuje jego sylwetkę, wpisując go w ramy dzieła. Jeśli w odbiciach na płótnach Parmigianina, Diega Velásqueza czy Éduarda Maneta twórcy zamieszczają swoje autoportrety, to gdzie przewidzieli oni miejsce dla odbiorcy? Analogicznie moglibyśmy zapytać, gdzie czytelniczki i czytelników lokuje w swoich wierszach łódzki poeta? Pod wieloma względami kluczową dla zbiorów Na dzień dzisiejszy i chwilę obecną, Woda na Marsie oraz Puste noce obecność adresatki lub adresata, relację ja – ty, w Trzech kobietach zastępuje złożony układ ja – ja, w którym łącznikiem jest właśnie pamięć i język.

Postkonfesyjność, podnoszona przez krytykę przy okazji Mondo cane, w nowym zbiorze staje się dla Jarniewicza przedmiotem strategii, którą widzieć można nie tylko jako próbę napisania książki z wyraźnie zarysowanym, choć nie autotematycznym podmiotem, lecz także jako komentarz na temat autonomii dzieła (także autonomii od odbiorcy) oraz autentyczności. „Czy makijaż jest czymś autentycznym?” – pytał poeta wydanym w 2009 roku tomem zatytułowanym właśnie Makijaż. Pytanie to powtórzył w wywiadzie otwierającym Przezrocza, a odpowiedział na nie cytatem przypisywanym Federico Felliniemu: „Lubię morze, zwłaszcza z folii i w studiu filmowym”, dodając: „Poezja nauczyła mnie tego, że makijaż i maska unieważniają w wierszu pojęcie autentyczności”.

Tym ciekawsze wydają się rozproszone tu i ówdzie w Trzech kobietach ślady uwiarygodniającej roli pamiętania. (Skądinąd, twórcy zajmujący się w swoim pisarstwie mechanizmami pamięci często dbają o tego rodzaju apokryficzne, legitymizujące środki – pełno ich choćby u Marka Bieńczyka, Bruce’a Chatwina, W.G. Sebalda czy w Elementażach Andrzeja Sosnowskiego). W wierszu Wszystko, co rzeczywiste, odbyło się wówczas, a on nic o tym nie wiedział Jarniewicz pisze:

Musiało być późno, nawet później niż po nocnym deszczu,
który Irenę u nas zatrzymał, bo pamiętam ciszę
rozpiętą jak parawan […]


Jeśli przyjrzeć się konstrukcji tej nieco baśniowej, nastrojowej frazy, pamiętanie staje się w niej ostatecznym dowodem: „musiało być późno […], bo pamiętam ciszę” – opowiada bohater. Należy się jednak zastanowić, dowodem czego poeta czyni pamięć? Może odpowiedzią na tak postawione pytanie jest właśnie tytuł utworu, w którym Jarniewicz wprowadza kategorię jakiejś archetypicznej, mitycznej, w sensie arystotelesowskim metafizycznej rzeczywistości, a więc rozumianej jako to, co mogłoby się zdarzyć, gdyby zdarzyć się miało. Tym właśnie jest w Trzech kobietach przeszłość: to rzeczywistość wspomnień, „pamiętne niewydarzenia”, przestrzeń potencjalna, która może stać się przyczynkiem opowieści, nowych zdarzeń językowych.

*
A teraz spróbuj odwrócić ten porządek.
Jerzy Jarniewicz: Trzy kobiety. Wiersze i storie.
Biuro Literackie,
Kołobrzeg 2025, s. 56.
WYDAWCA:
WSZELKIE PRAWA ZASTRZEŻONE
©2017-2022 | Twórczość
Deklaracja dostępności
error: Treść niedostępna do kopiowania.