W Po piśmie Dukajowi przychodzi zmierzyć się z esejem. Sięgnięcie po ten gatunek stawia pisarza w interesującym szeregu na polskim podwórku – od Górnickiego, przez Świętochowskiego czy Stempowskiego, po Markowskiego. Tym samym wydaje się on odcinać od stereotypowego, wąskiego widzenia fantasty jako człowieka zamkniętego w świecie fantasy czy science fintion. Autor Lodu bierze się za bary z wielkim tematem, wykorzystując w tym celu formę nieoczywistą, która pozwala na swobodną wędrówkę, a zarazem wymaga pełnej dyscypliny intelektualnej. Jednocześnie eksplorowanie tego gatunku pozwala Dukajowi na uwolnienie pełni, nazwijmy go upraszająco, filozoficznego potencjału – lubi on bowiem popadać w dygresje, uciekać wątkom, które sam wprowadził, akcentuje swoją podmiotowość, ujawnia erudycyjną podbudowę. Czasami przełamuje się i wyznaje niby usprawiedliwiająco: „Przyszło nam od nowa przemyśleć nadzieję. Mnie zaś – przemyśleć nadzieję w świetle technologii. Będę się starał nie rozpanoszyć zanadto spekulacjami i teoriami po innych domenach: filozofii, psychologii, etyki. Lecz ze względu na biblijny rozmach samego pojęcia «nadziei», nie da się obronić przed przenikaniem i krzyżowaniem tematów”. To niejako gest, figura – Dukaj bowiem się nie ogranicza, meandruje od Pisma Świętego po współczesne badania socjologiczne; rzecz jasna, dobiera je tak, by pasowały do jego refleksji, stara się jednak odwoływać do myśli filozoficznych, rzeczywistości, uwarunkowań współczesnego człowieka. W drodze tej można się zgubić. I dobrze. Bo Po piśmie jawi się jako wyzwanie intelektualne nie tylko dla autora, lecz także dla jego czytelnika, któremu przychodzi się mierzyć z grząską materią słów.
Nie mam zamiaru na potrzeby niniejszego szkicu mierzyć się z całością myśli Dukaja – bo, po pierwsze, zrobili to już Piotr Gorliński‑Kucik w „Forum Poetyki” oraz Michał Tabaczyński w „Dwutygodniku”, a po drugie nie to w swoim obcowaniu z Po piśmie uważam za najcenniejsze. Za jeden z dwu koronnych aspektów eseistyki Dukaja uważam język jego prac, przenikający przez granice, które próbują bezwiednie narzucać sobie „uczeni” eseiści. Za plecami Dukaja‑eseisty kryje się Dukaj‑beletrysta. Czy to źle? Wręcz przeciwnie, ponieważ czytając kolejne akapity, obcujemy z prawdziwym literackim żywiołem.
Język pracy jest nie tylko interesujący, płynny, lecz przede wszystkim brzmi naturalnie, dzięki czemu prowadzi odbiorcę po zakamarkach, spycha go w dygresje. Uderzająca jest precyzja, którą niełatwo zachować, gdy idzie o tak skomplikowaną materię jak operowanie pojęciami naukowymi. Autor ujmuje urokiem niektórych fraz, jednocześnie nie przytłacza nimi czytelnika – udaje mu się zachować właściwą proporcję między naukowością a literackością. W efekcie powstają rzeczy piękne, zadziwiająco piękne jak na esej spekulujący na temat postpiśmienności. Spójrzmy tylko, jak Dukaj opisuje wrażenia płynące z lektury Heart of Darkness Conrada:
Wtedy – karmią cię słowa. Wtedy – gorączkuje wyobraźnia. W braku wrażeń dostarczanych zmysłom z zewnątrz żerujesz na tych ich zastępnikach; zaczynasz przeżywać opowieść Marlowa.
To ledwie urywek tego procesu percepcji, zwanego przez Dukaja deprawacją sensoryczną. Ale jaki znamienny i urokliwy to opis! Ujawnia drugi najbardziej interesujący mnie aspekt tej obszernej publikacji, mianowicie refleksje na temat sensu pisania i czytania literatury. Nie wiem, jak dalece taki dobór wątków z lektury będzie zgodny z zamiarem autora, nie zamierzam bowiem dyskutować z większością jego koncepcji. O tym, czy postawione tezy okażą się trafne, zdecyduje czas. I choć Dukajowe spekulacje uważam za ciekawe, to jednak uwodzi mnie co innego.
W przywołanym wyżej passusie scharakteryzowano istotę tworzenia i odbierania literatury: oto ma się stać ona dla nas „zamiennikiem” życia, innym, dla niektórych – lepszym, życiem. Nie zapominajmy, że pierwotnym sensem pisania powieści było zapewnienie rozrywki, danie szansy na oderwanie się od prawdziwego życia i eskapistyczny lot w objęcia wyobraźni. Czasem dawał on drugie życie, a czasem – w przypadku książek zbójeckich – rujnował lub nawet odbierał doczesne. Co ciekawe, Dukaj zwraca uwagę na to, że właściwie okulocentryzm, który łączy z dominacją „sztuki figuratywnej” również dobiega kresu, gdyż człowiek wykorzystuje wirtualną rzeczywistość. Autor Katedry powraca do pierwotnej funkcji literatury – „przeżywania”. Podobnie rozumienie literatury wykładał lata temu Sándor Márai w Księdze ziół. „Nie chodzi o opowiedzenie historii – opowieść to narzędzie, fabuła to trick – chodzi o to, by żyć drugiego człowieka” – to zdanie uznaję za esencję. Ono winno prowadzić pisarza, gdy ten chce zainteresować czytelnika. Przeszliśmy przecież długą drogę literatury, bogatej w eksperymenty; na przestrzeni ostatnich trzystu lat od powieści po sylwę, od fikcji po literaturę non fiction, z modną od pewnego czasu intymistyką na czele. Pragniemy żyć życiem innych, choćby dlatego, że własne często nas nie satysfakcjonuje. Nie sposób nie zgodzić się z myślą, że „znajdujemy się w okresie przejściowym między kulturą pisma i kulturą postpiśmienną”. Na naszych oczach dokonuje się przełom. Proces ten opisuje Dukaj – w innym miejscu – następująco:
Owszem, rzeczywistość staje się rodzajem hipertekstu, ale w tej przestrzeni jest z pewnością miejsce dla literatury, w którą wierzę, wierzy w nią także autor Po piśmie. Tak opisuje sens uprawiania literatury:
Możemy sobie wyobrazić, jak Homo sapiens wchodzi w ten najgłębszy rodzaj empatii w owym zapadłym w mroki prehistorii momencie, gdy pierwszy świadomy artysta symbolicznego transferu przeżyć tworzył w samotności materialny nośnik przeżyć dla nieistniejących tam i wtedy odbiorców – może właśnie w ciemnościach serpentowej jaskini.
Choćby ze względu na ten fragment warto Dukaja przeczytać, ponieważ wykłada być może najgłębiej tkwiącą, a często pomijaną wartość literatury, fabularności, opowiadania – poznawanie Innego. Bez drugiego, bez myślenia o nim nie istnieje – w moim odczuciu – prawdziwa literatura, za którą można by podążyć. Nie będzie prawdziwa, bo nie pomieści doświadczenia. Czytanie będzie miało sens wyłącznie wtedy, gdy stanie się czynnością totalną, gdy będziemy się zachwycać tym, co czytamy, tak jak Dukaj – Sercem ciemności. Z dbałością o każdy detal.
Choć brzmi to patetycznie, to czytając, uczymy się drugiego człowieka. I właśnie to uznaję za najważniejszą lekcję wyniesioną z Po piśmie. Literatura w dobie zmierzchu pisma musi być prawdziwa, musi stymulować – inaczej nie ma szans w starciu z nowymi technologiami. Ale prawdziwa literatura stawia wymagania zarówno czytelnikowi, jak i jej twórcy.