Określenie to wiąże się z pewnym paradoksem. Dzieci rzadko bowiem znajdowały się w Rabce na pierwszym planie, a już na pewno nie te z całego świata. To raczej dorośli ustanawiali reguły, pisali historię i kształtowali przestrzeń tego miejsca zgodnie ze swoimi założeniami na temat potrzeb najmłodszych. Miasto Dzieci Świata chciało uchodzić za bajkę, „babcię Rabcię”, republikę skrzatów czy też dziecięcy raj. Chomątowska w wywiadach wielokrotnie podkreślała, że Rabce bliżej było jednak do baśni niż bajki: bajki spod znaku braci Grimm.
Rabka stała się uzdrowiskiem w połowie
Tuż po wojnie sytuacja nie wyglądała dużo lepiej. Wciąż dawała o sobie znać ciemna strona baśni. Młodzi mężczyźni współpracujący z partyzantką napadli trzy razy na żydowski sierociniec zamieszkiwany przez dzieci, którym udało się przetrwać wojenne piekło (historię napadu przebadała szczegółowo historyczka i socjolożka doktor Karolina Panz). Aktów przemocy było zresztą więcej. Przebywający w Rabce partyzanci skutecznie odstraszali też potencjalnych wykwalifikowanych pracowników sanatorium przed kontynuowaniem kariery w rabczańskim uzdrowisku. Czas powojenny to również ogromne braki – pieniędzy, żywności, lekarstw, wyposażenia, wody nadającej się do picia, środków czystości, wykwalifikowanej kadry, niemal wszystkiego. Aż dziwne, że tak bardzo się upierano, by reaktywować przedwojenne zdrojowisko i stworzyć z niego dziecięce miasteczko dla małych gruźlików.
Pośpiechowi winna była zresztą właśnie gruźlica, która po drugiej wojnie światowej zabijała w Polsce najwięcej osób. Ciekawym wątkiem są wspomnienia byłych pacjentów Rabki, w których jak refren powtarza się głód, kiepskie jedzenie, poczucie zamknięcia, samotności i wojskowa dyscyplina. Rozbijają one mit o ciepłej babci Rabci witającej z otwartymi ramionami wszystkie dzieci. Choć nie można zapominać, że wiele z nich zostało wyleczonych ze swoich dolegliwości. Lata dziewięćdziesiąte
W pracy Chomątowskiej pojawia się wiele wątków pobocznych i postaci luźno związanych z historią samego uzdrowiska, ale sprawiających, że książka nabiera cech opowieści szkatułkowej, w której wielość szczegółów składa się w barwną całość. Wspomniani zostają chociażby Bronisław Malinowski, który jako dziecko przyjeżdżał do Rabki, aby podreperować stan swojego zdrowia, czy Tadeusz Fuss‑Kaden, mieszkający w artystycznej kolonii na Majorce nieślubny syn Kazimierza Kadena, lekarza i pediatry, kolejnego po Julianie Zubrzyckim właściciela Rabki.
Zdaniem Chomątowskiej istotę Rabki‑Zdroju najlepiej oddaje zdanie pochodzące ze wspomnień Aleksandra Ziemnego, byłego mieszkańca tego położonego w Kotlinie Rabczańskiej miasta: „Wszędzie ta dwoistość, troistość i w ogóle odwrotność”. Najłatwiej dostrzec dwoistość nazwy, typowej dla miejscowości uzdrowiskowych. „Zdrój i Rabka to byty odrębne, wbrew ciągnącej je ku sobie nazwie. Można bywać w Zdroju, odwiedzić Miasto i nigdy nie zetknąć się z Rabką. Można żyć w Rabce i nigdy nie doświadczyć Zdroju. Łącznik między nimi czasem przypomina rysę na pozornie gładkiej powierzchni” – pisze Chomątowska. Ale dwoistość wpisana jest także w historię Rabki, ponieważ niemal od samego początku istniały dwie kolonie, kształtujące topografię okolicy i wpływające na przyszłość miejsca. Jedna kolonia przeznaczona była dla dzieci chrześcijańskich, a druga dla żydowskich. Na tę podwójność nakładały się jeszcze inne podziały: bogaci – biedni, miejscowi – przyjezdni… Dwoistość przejawiała się także w istnieniu dwóch szkół: otwartego i prowadzonego w nowoczesny sposób prywatnego gimnazjum Jana Wieczorkowskiego oraz prywatnego gimnazjum żeńskiego Tereska, prowadzonego przez trzy siostry Szczukówny, mocno religijnego i otoczonego aurą ekskluzywności. Troistość wyrażała się między innymi w tym, że dorośli dzielili się na trzy grupy: pnioków, krzoków i ptoków. Pnioki to miejscowi związani z Rabką „od zawsze”, krzoki to ci, którzy przybyli z zewnątrz, zamieszkali tu i chcą zostać, ale za swoich uznani zostaną dopiero za kilka pokoleń. Ptoki natomiast pojawiają się przelotnie, przyjeżdżają na kurację i wyjeżdżają zaraz po niej.
Autorka zajęła się Rabką ze względów osobistych. Z miejscowością tą związana była część jej rodziny od strony matki: prababcia zatrudniła się we dworze u Kadenów, babcia wyszła za mąż za miejscowego górala, a ciocia pracowała jako lekarka w jednym z sanatoriów. Pisarka zaś jako dziecko spędzała w Rabce każde wakacje, i to niemal do pełnoletności, ponieważ przyjeżdżali tam jej rodzice. Nie była co prawda kuracjuszką, ale pobyty w Rabce wywoływały w niej sprzeczne uczucia. Z jednej strony mogła podziwiać piękne widoki, spędzać czas wśród przyrody, czytać książki z biblioteki cioci, a z drugiej czuła się osamotniona ze względu na brak kontaktu z innymi dziećmi – zarówno miejscowymi, jak i tymi, które przyjeżdżały do uzdrowiska, by się leczyć. Nazwa „Miasto Dzieci Świata” nie pasowała więc do osobistych doświadczeń pisarki. Z tego powodu postanowiła sprawdzić, co się za nią kryje.
Książka powstała zatem z ciekawości i ma charakter „odkłamywania” oficjalnej narracji o Rabce, a przynajmniej stanowi próbę jej skomplikowania. Dlatego między innymi autorka rozpoczyna swoją opowieść od spisu miejscowych dzieci, które umierały w wieku kilku lat, bo w
Książka Chomątowskiej to nie tylko skrupulatnie, z wieloma szczegółami napisana opowieść o historii uzdrowiska, to także studium miejsca, w które uwikłanych jest wiele ludzkich światów i procesów charakterystycznych również dla innych części Polski – to po trosze uniwersalna opowieść o „polskim miasteczku”.