Najlepsze w dwudziestoleciu międzywojennym pismo żydowskie wydawane po polsku założył w 1923 roku Jakub Appenszlak – „marzyciel syjoński”, jak go określił Leo Finkelstein. W artykule programowym, opublikowanym w pierwszym numerze „Naszego Przeglądu”, redaktor Appenszlak deklarował:
Jako obywatele Rzeczypospolitej chcemy Polski silnej i trwałej, wolnej i wolnością darzącej, potęgę swą i dobrobyt czerpiącej ze zgodnej współpracy wszystkich obywateli, bez względu na wyznanie, narodowość lub poglądy.
Wrogów upatrywał Appenszlak w antysemitach, zatruwających opinię polską „jadem nienawiści plemiennej”, i w „odszczepieńcach żydostwa” – asymilatorach. Nie myliła się jednak jego żona, Paulina: wrogów było wielu. Nawet przed przedstawicielami własnego obozu – syjonistycznego – musiał Appenszlak chować się… w szafie. Bundowski dziennik „Naje Folkscajtung” donosił (1 marca 1928):
W ciągu siedemnastu lat ukazało się 8962 numerów „Naszego Przeglądu”: pierwszy wyszedł w niedzielę 25 marca 1923 roku, a ostatni w środę 20 września 1939. W piętnastolecie istnienia pisma Appenszlak pisał (18 września 1938), że jest to „źródło prawdy dziejowej”, której przyszły historyk nie będzie mógł pominąć. Obszerna kronika wydarzeń, gdzie „znalazły wierne odbicie i obiektywne naświetlenie wielkie wydarzenia i drobne fakty, powszednie tragedie ludzkości, wzloty i upadki, smutne i radosne dokumenty chwili, myśli formujące dzisiejszą świadomość”. Do dziś jednak „Nasz Przegląd” nie doczekał się całościowego opracowania naukowego. A przyszły historyk, stając bezradnie wobec ogromu tego materiału, mógłby sparafrazować powiedzenie: „Pokaż mi, kim są twoi przyjaciele, a powiem ci, kim jesteś”. Kim są twoi wrogowie, „Nasz Przeglądzie”?
Nowolipki 7 – redakcja, administracja i zecernia „Naszego Przeglądu”. W tej samej kamienicy mieściły się jeszcze: znane wydawnictwo jidyszowe „Central”, zecernia „Rimon” i drukarnia „Grafia”. Obok – czytelnia Breslera (Nowolipki 5). Na książkach wypożyczanych u Breslera wychowały się tysiące czytelników, sięgających także po Sienkiewicza czy Prusa w przekładach na jidysz. Samo centrum żydowskiej Warszawy – i żydowska gazeta po polsku! Było to solą w oku wrogów nieprzejednanych – jidyszystów, którzy nawet ukuli termin „nasz‑przeglądyzm” „Terminem tym – pisał (7 marca 1926) Saul Wagman, współzałożyciel „Naszego Przeglądu” – posiłkują się dla określenia i wytykania rzekomej denacjonalizacji językowej, jaką szerzy jakoby prasa żydowska w języku polskim z «Naszym Przeglądem» na czele”.
Początki były skromne, a jedyny kapitał założycielski stanowiło zaufanie czytelników. „Stworzyliśmy pierwsze na świecie wydawnictwo bez «wydawcy», oparte na wspólnocie pracy poszczególnych zespołów, na kooperacji obejmującej wszystkie działy” – pisał Appenszlak. W dziesięciolecie istnienia „Naszego Przeglądu” wspominał (18 czerwca 1933), jak poszedł do Majera Klumla, który nie tylko był działaczem syjonistycznym, lecz także właścicielem składu papieru – po pierwsze dziesięć bel papieru rotacyjnego na kredyt. Od Rafała Szereszowskiego, bankiera i senatora, dostał stary typograf. W 1933 roku „Nasz Przegląd” jako placówka pracy zawodowej stanowił źródło utrzymania przeszło stu rodzin.
Praca to była niebezpieczna, o czym przekonali się Josef Langer i Ksawery Jakóbsfeld. Pewnego wieczoru, gdy przebywali obaj w administracji „Naszego Przeglądu”, weszła do środka młoda chrześcijanka, która zaczęła rozglądać się po wnętrzu. Zapytana, czego by sobie życzyła, odpowiedziała, że chciałaby zamieścić ogłoszenie.
W tym samym czasie wdarła się do lokalu „Naszego Przeglądu” grupa napastników, z których jeden nosił czapkę studencką (i czarną krepę na ramieniu). Była to, jak spekulowano, endecka bojówka, która chciała rozbić maszyny zecerskie. Pracownicy jednak wszczęli alarm i napastnikom nie udało się opanować drukarni. Uciekli do Ogrodu Krasińskich, a stamtąd na plac Teatralny, gdzie już czekała na nich druga grupa studentów. Przybyła do „Naszego Przeglądu” policja nikogo nie złapała, za to zabezpieczyła jako dowód zgubiony przez jednego z napastników – kapelusz.
„Nigdy – pisał Appenszlak w artykule z okazji piętnastolecia „Naszego Przeglądu” – w najtrudniejszych nawet początkowych okresach swego istnienia, pismo nasze nie było zależne od żadnej jednostki, grupy lub koterii politycznej, opierając swój byt wyłącznie na czytelnikach”. Pismo popularne, skupiające wokół siebie piszącą inteligencję, poczytne – było czymś więcej niż zwykłą gazetą. Było (określenie Appenszlaka) „instytucją narodową”, która w narodzie pozbawionym własnej ojczyzny spełniała, niejako w zastępstwie, wiele funkcji politycznych, kulturalnych i wychowawczych.
[…]
[Dalszy ciąg można przeczytać w numerze.]