11/2024

Mieczysław Mejor

Wypominki 2024

Listopad jest chyba najlepszą porą roku, by przywoływać pamięć o naszych zmarłych, i nie chodzi tylko o kalendarz liturgiczny i tradycję sięgającą czasów pogańskich. Sama aura, ponura i mokra („ciemno wszędzie, głucho wszędzie”), skłania do refleksji i wspomnień. Nadchodzą Zaduszki, w imię wdzięcznej pamięci wspominamy także tych dawno zmarłych, o których już chyba nikt poza nami nie pamięta.

Roman Ślaski (1886–1963), dziadek mojej żony, uczestnik strajków uczniowskich w 1905 roku, za co osadzono go w areszcie na Zamku Lubelskim. Udało mu się wyjechać na studia do Brukseli, gdzie studiował zagadnienia gospodarki i zarządzania miastem. W Paryżu poznał Romana Dmowskiego i od tej pory związał się z Narodową Demokracją. Sprawny i fachowy organizator, m.in. zaciągnął amerykańską pożyczkę na budowę kanalizacji w mieście. Udało się do wojny ją spłacić i dokończyć inwestycję. Pozostał w Lublinie we wrześniu 1939 roku i objął funkcję prezydenta miasta. Brał udział w ukryciu uratowanych z Zachęty obrazów Matejki Bitwa pod GrunwaldemKazanie Skargi. W czasie okupacji współpracował z ZWZ AK, zaangażował się w pomoc w legalizacji i ukrywaniu osób zagrożonych. Za odmowę wydania władzom niemieckim listy urzędników miejskich został w 1941 roku uwięziony na Zamku. Zwolniono go dopiero w roku 1943, już bardzo wycieńczonego i chorego. Surowe represje spotkały go też ze strony komunistów w 1944 roku, wyrzucono go z rodziną z majątku, który bezprawnie mu skonfiskowano (na rzecz reformy rolnej zabrano m.in. „poduszkę, miednicę, książeczkę do nabożeństwa, worek cukru”). Ponownie trafił na Zamek w 1944 i 1946 roku. Po zwolnieniu zezwolono mu kierować Wydziałem Finansowym miasta do roku 1948.

We wspomnieniach cofam się myślą do niezwykłej kobiety, którą miałem okazję poznać w ostatnim okresie jej życia, Barbary z Nowackich Drojanowskiej (1894–1986). Była żoną prezydenta Lwowa Wacława Drojanowskiego (1896–1981), później dyrektora Urzędu Skarbowego w Warszawie, założyciela spółdzielni mieszkaniowej „Ognisko”, człowieka niezwykle zasłużonego dla Polski. Uczestniczyła w obronie Lwowa, a później angażowała się w pracę społeczną i charytatywną. Zawsze pomagała ubogim, kobietom i potrzebującym. W czasie okupacji niemieckiej działała w warszawskim „Patronacie”, gdzie od kwietnia 1941 roku stała na czele sekcji sanitarno‑higienicznej i niosła, tak jak rzesza anonimowych współpracowniczek, pomoc uwięzionym. Także w czasie powstania warszawskiego jako opiekunka z ramienia PCK organizowała pomoc medyczną. Współdziałała z paniami zaangażowanymi w ramach Żegoty w ratowanie żydowskich dzieci, z Jadwigą Piotrowską (1903–1994) z pobliskiej ul. Lekarskiej, bliską współpracowniczką Ireny Sendlerowej. Mąż Barbary, Wacław, załatwiał dobre papiery dla Żydów, m.in. rodzinie Kajlów, co o mały włos nie skończyło się dlań tragicznie, gdy zaangażował się w ratowanie Julii i jej siostry (VII 1944). Barbara obdarzona była do końca jakąś niezwykłą energią, intelektualną ciekawością i chęcią życia. Interesowała się muzyką, śledziła pilnie Konkursy Chopinowskie, zgromadziła ciekawy księgozbiór, dużo Conrada, autora ważnego dla tamtych pokoleń. Przedwojenny księgozbiór, liczący około pięć tysięcy tomów, spalił się podczas powstania. Do ostatnich dni utrzymywała kontakt ze znajomą zza ściany, Nellą Strugową (1892–1989), wdową po pisarzu. Obie panie już obłożnie chore, leżąc w łóżku, stukały do siebie przez ścianę, dając znać: jeszcze tu jestem, jeszcze żyję…

Wspominam w te dni także tych, o których pamięć dawno już uległa zatarciu. Obejmuję myślami starszego kolegę mojej mamy (ps. Sława) Marka Dukalskiego (ps. Marek), żołnierza Batalionu Saperów Praskich AK, uczestnika wielu udanych akcji, m.in. odwetowej przeciw niemieckiej policji 22 X 1943 roku na Nowym Świecie. Wysoki chłopak podobał się dziewczętom, łączniczkom, nad którymi opiekę sprawowała jego matka, Leokadia (ps. Loda), nauczycielka mocno zaangażowana w konspirację (zginęła podczas powstania warszawskiego na Mokotowie). Był jej jedynym dzieckiem. Wpadł przypadkiem w ulicznej łapance (lub aresztowany w domu) i został uwięziony z dużą grupą Polaków na Pawiaku. Jego nazwisko pojawiło się w obwieszczeniu komendanta policji bezpieczeństwa z 24 IV 1944 roku wśród osób skazanych na śmierć. Rozstrzelany i pochowany w nieznanym miejscu.

Przywołuję także pamięć o innym młodym patriocie, Karolu Mejorze (1844–1863), uczestniku nieszczęsnej bitwy rozegranej z Moskalami pod Bolimowem. W przeddzień przymusowej branki do wojska carskiego w styczniu 1863 roku uciekł z grupą młodzieży z Warszawy. Przedzierali się w śniegach mroźnej zimy przez Puszczę Kampinoską i dotarli do oddziału dowodzonego przez młodego ziemianina, Wacława hr. Stroynowskiego. Niestety dla nich brakło uzbrojenia, na stu pięćdziesięciu powstańców tylko czterdziestu miało dubeltówki, resztę uzbrojono w kije. Ci drągalierzy mieli w boju, w walce wręcz z doświadczonymi zawodowymi żołnierzami zdobywać sobie broń. Do bitwy z przeważającymi siłami wroga doszło 7 lutego pod Budami Bolimowskimi. Wróg zaskoczył powstańców w obozowisku. Mimo że dzielnie walczyli, los chłopców był przesądzony. Zginęło dwudziestu kilku. Karol, skłuty bagnetami na polu bitwy, został odtransportowany do lazaretu wojskowego w Łowiczu i tam po miesiącu zmarł 5 III. Patriotyczne łowickie dziewczęta urządziły mu manifestacyjny pogrzeb, za co spotkały je szykany ze strony Moskali. Pochowany został w mogile na tamtejszym cmentarzu Emaus. Dziś już jego grobu nie ma. Stroynowski wkrótce rozwiązał swój oddział i wyjechał za granicę. Jedynym śladem po Karolu, jednym z tych, którzy oddali wówczas młode życie, jest tabliczka w Panteonie Powstańców Styczniowych na Cmentarzu Wojskowym na Powązkach w Warszawie.

Duchy tych zapomnianych w Dzień Zaduszny snują się nad mogiłami („Na dzień zaduszny mogiłę odwali / I dąży pomiędzy ludzi”) i czekają, aż ktoś odmówi za ich zbawienie pacierz i zapali na mogile światełko.

Requiescant in pace.

WYDAWCA:
WSZELKIE PRAWA ZASTRZEŻONE
©2017-2022 | Twórczość
Deklaracja dostępności
error: Treść niedostępna do kopiowania.