Mój drogi – nuda pustego wieczoru jest taka sama w Paryżu, jak w Stawisku, nikogo nie ma, nikt nie dzwoni i okropne jedzenie. Zacząłem się zastanawiać nad twoim listem i przypomniałem sobie, że zostawiłem przecież na biurku dwa listy pisane w Bukareszcie, które nie musiały Ci się podobać – i które nastroje podniosły na wyżyny „pana prezesa” i „pana sekretarza”. Oczywiście w tych listach, trochę zniecierpliwionych twoją postawą i twoimi wadami, było dużo prawdy, co sam na pewno wyczułeś – oprócz jednego, a mianowicie jakoby w moim stosunku do Ciebie nastąpiły jakieś zmiany. Niestety, jestem do Ciebie przywiązany jak pies i Ty wiesz o tym i może na to czasami liczysz. Cóż na to poradzić? Zawsze lepiej jak trwa jakieś pozytywne uczucie, niż gdyby się miało zmienić w dymek z papierosa. Zwłaszcza w takie samotne i bezbarwne dnie jak dzisiaj (gdzie za jedyne rozrywki miałem spotkanie z Ireną Łempicką ciężko chorą, dawnym moim wydawcą, dziś nędzarzem, który płakał na ulicy i pytał mnie wciąż, czy ja jestem Mauersberger
1, a wreszcie z tym poetą Francuzem, o którym Ci tyle razy opowiadałem, który był u nas na Stawisku w 1939!
2) – bardzo tęsknię za rozmową z tobą, za rozmową, która zazwyczaj tak się nie klei, kiedy obaj jesteśmy nawzajem sobą zniecierpliwieni. Ale jakiś kontakt ostatecznie jest. Nie bardzo rozumiem sens mojego tu pobytu, jak nie rozumiem w ogóle ostatnich moich wyjazdów za granicę (patrz listy z innych podróży) – jak Ci już pisałem, to będzie miało sens, o ile coś napiszę. A trochę mi trudno jest pisać, bo w głowie się kręci i biodro czy też krzyż mocno boli. Jednak mimo wszystko jest jakiś urok w tych naszych rozmowach – nie wiem, czy Ty to odczuwasz, bo Ty nic o sobie nie mówisz, a ja Ci o sobie mówić nic nie potrzebuję, bo Ty i tak wiesz o mnie wszystko. Lubię mówić z tobą o gospodarstwie – nie dlatego, aby mnie interesowały krowy, pszczoły czy kartofle, ale dlatego, że to jest jakiś łącznik między nami, wspólna ludzka troska – i dotyczy konkretnych, namacalnych rzeczy, których tak bardzo potrzebuję, nałykawszy się zawsze abstrakcji w rozmowach z Hanią. Bo ja właśnie tak potrzebuję tych konkretnych spraw, konkretnych decyzji, czegoś, co jest tym męskim elementem, który cementuje naszą przyjaźń. Tak bym chciał wiedzieć, jak Ty się na to zapatrujesz, jak Ty to odczuwasz – i wiem, że się nigdy o tym nie dowiem, że Ty nic mi na ten temat nie
powiesz. Choć wiem, że wiele rzeczy czujesz podobnie. Dlatego też tak lubię
Kościół w Skaryszewie – sataniczna fabuła nieważna, to tylko pretekst, aby namalować to miasteczko, ten kościół, tę drogę, którą tylko my dwaj lubimy, kochamy nawet. Nota bene miska z Iłży zrobiła bardzo duży efekt u Locherów, bardzo się podobała. Na tym polega właśnie dla mnie znaczenie tej noweli.