7–8/2025

Marcin Sendecki

Z życia towarzystw

Pismo nazywa się „Szkice. Magazyn artystyczno-kulturalny” i prawie niczego o nim nie ma w internecie. Prawie, bo w internetowym katalogu czasopism Biblioteki Narodowej znaleźć można fiszkę: „Szkice : okolicznościowy magazyn kulturalny : [magazyn artystyczno-kulturalny / Łukasz Czuj red. nacz.]. Czuj, Łukasz (1969‒ ) Redakcja. 1992‒ | Kraków : Studio Promocji i Reklamy «Harenda» : Krakowski Kurier Kulturalny | Nr 1 (czerw. 1992)‒”, która zawiera także „opis fizyczny: 30 cm”, numer ISSN oraz parę mniej interesujących drobiazgów. Milczy natomiast o „Szkicach” Polska Bibliografia Literacka (PBL) firmowana przez Instytut Badań Literackich PAN. Tytuł pojawia się jednak w pouczającej pracy Jerzego Jarowieckiego Studia nad prasą polską XIXXX wieku (Wydawnictwo Naukowe W[yższej] S[zkoły] P[edagogicznej], Kraków 1997). W finale rozdziału Zmiany w prasie krakowskiej (1989–1993) autor podejmuje próbę klasyfikacji ówczesnych wydawnictw periodycznych, każdy z wyróżnionych typów opatrując kilkoma przykładami. Zaczyna od podziału wedle „statusu organizacyjno‑funkcjonalnego” i tam właśnie, w punkcie trzecim, znajdujemy „Pisma wydawane przez instytucje naukowe i towarzystwa społeczne, np.: PAU («Kwartalnik Filozoficzny»), Polskie Towarzystwo Botaniczne («Wiadomości Botaniczne»), Towarzystwo Naukowej Organizacji i Kierownictwa («Problemy Menadżera»), Polskie Towarzystwo Urologiczne («Urologia Polska»), Stowarzyszenie Sztuki Permanentnej («Szkice. Magazyn Artystyczno-Kulturalny»), Polski Związek Jąkających się («Słowo Wyboiste»), Towarzystwo Tatrzańskie («Wołanie»), Wspólnota Polska («Ojczyzna-Polszczyzna»)”, po czym „Szkice” znikają na dobre. Mogłyby się wprawdzie pojawić w innym z pasjonujących zestawień prezentowanych przez autora („Interesująco rysuje się tematyka wydawanej w Krakowie prasy”), ale z jakichś względów nie zasłużyły na status przykładu jednego z „pism kulturalnych: literackich, artystycznych, muzycznych, plastycznych, oświatowych” (którym zaszczycono m.in. „Arkę”, „bruLion”, „NaGłos” czy filmoznawcze „Powiększenie”), chociaż siostrzane – wedle statusu – „Wołanie” pojawia się tu ponownie w gronie „pism o tematyce sportowej i turystycznej”, opisane tym razem jako „biuletyn PTT poświęcony turystyce górskiej”. Świadczy to zresztą o niejakiej wahliwości typologicznych rozstrzygnięć i precyzji twierdzeń Jerzego Jarowieckiego. Nietrudno bowiem ustalić, że „Wołanie” było, tak jak je zrazu przedstawiono, organem Towarzystwa Tatrzańskiego (przy Dzielnicowym Ośrodku Kultury Kraków-Podgórze), a zatem wydawnictwem jednego z oddziałów PTT (Polskiego Towarzystwa Tatrzańskiego), a nie biuletynem PTT jako takiego. Dodajmy, że Zarząd Główny PTT wydaje informator zatytułowany „Co słychać?” oraz rocznik „Pamiętnik Polskiego Towarzystwa Tatrzańskiego”.

Trzeba tu dodać, że również o Stowarzyszeniu Sztuki Permanentnej, które Jarowiecki mianuje wydawcą omawianego tytułu, niczego nie udało się w internecie odnaleźć. Nie można wykluczyć, że gruntowniejsze poszukiwania mogłyby przynieść bardziej owocne rezultaty, nie one są jednak celem niniejszych rozważań.

Pismo nazywa się więc „Szkice. Magazyn artystyczno-kulturalny” (zarówno winieta, jak i stopka redakcyjna proponują nieco manieryczny zapis „SZKICe”), liczy sobie 64+4 strony zeszytowego formatu A4 i ma miękkie lakierowane okładki. W stopce znajdujemy dane o redaktorze naczelnym i wydawcach zgodne z zapisem Biblioteki Narodowej (nie ma natomiast nic o Stowarzyszeniu Sztuki Permanentnej, nie ma też, co nieco dziwi, numeru ISSN ani odnotowanego przez BN określenia „okolicznościowy magazyn kulturalny”). Na dole okładki pomieszczono adnotację „Numer trzeci (żółty); Kraków 1992”, można więc przypuszczać, że interesujący nas zeszyt, skądinąd jedyny, którym dysponujemy, ukazał się jesienią lub wczesną zimą tego roku. O charakterze numerów poprzednich możemy dowiedzieć się ze skróconych spisów treści pomieszczonych na stronie drugiej pod wstępniakiem redaktora naczelnego. W numerze pierwszym („czerwonym”) mieliśmy więc kohabitację Piwnicy pod Baranami (opowieści Piotra Skrzyneckiego, Joanny Olczak-Ronikier i Kazimierza Wiśniaka oraz wybór prac literackich i plastycznych Wiesława Dymnego) z Tomaszem Budzyńskim i Maciejem Maleńczukiem, a także Bogusława Schaeffera i arcymodny wówczas w Krakowie skandalizujący kolektyw artystyczny Tarcyhrabia Wujo Plujo. W nocie przypominającej drugi („niebieski”) numer pysznią się natomiast nazwiska Krystiana Lupy, Tadeusza Kantora, Jana Błońskiego, Mikołaja Grabowskiego i Jerzego Beresia. (Natrafiliśmy ostatnio na niepewne, ustne przekazy, że później ukazał się także czwarty i ostatni numer pisma, niewiadomego koloru, ale nie udało się tego potwierdzić). Zawartość pierwszych zeszytów świadczy niewątpliwie o redakcyjnych ambicjach, dynamice i zdolności pozyskiwania prominentnych autorów. Potwierdzeniem rzutkości redakcji (a może wydawców?) są także pomieszczone w numerze trzecim reklamy, w tym całostronicowe, ogłoszenia Banku Przemysłowo-Handlowego, PKO BP i Deni Cler. Jeśli chodzi zaś o zasadnicze treści owego numeru, to na okładce, na żółtej apli nad winietą, wypisano: „LUTOSŁAWSKI BRULION NOWA POEZJA SZATAN”, co od razu przenosi nas w skoczne i szalone wczesne lata 90., kiedy to każde młode pismo chciało być choć po trosze „bruLionem”.

Oddajmy jednak redakcji „Szkiców” sprawiedliwość: zapowiedzi nie są gołosłowne. Numer otwiera substancjalny wywiad z Witoldem Lutosławskim (autorstwa Krzysztofa Piotrowskiego), a dalej mamy teksty m.in. o Cage’u, Messiaenie i amerykańskim minimalizmie. Stronę Szatana (oraz Zła sensu largo, a także herezji ze wskazaniem na katarów) reprezentują rozmowy z Jerzym Prokopiukiem (Szatan ma prawo do rzodkieweczek), Manuelą Gretkowską i Adamem Kwaśnym, a przede wszystkim sążnisty esej historyczny Diabłu świeczkę i ogarek napisany przez Ireneusza Grina, który zasłynął później jako wszechkulturalny wielmoża Irek Grin.

Pora w końcu na sam „bruLion”, któremu „Szkice” urządzają prawdziwy benefis. O strategii pisma i węzłowych problemach ówczesnej polityki społeczno-kulturalnej opowiada – całkiem przytomnie zresztą – Robert Tekieli, a trzy gawędy (nazwane „thrillerami kulturalnymi”) snuje Krzysztof Koehler. Jest nawet felieton Kazimierza Biculewicza (który chyba jakoś wtedy znalazł się w orbicie „brulionowych” zainteresowań). Jest także skompilowana z rozmów z twórcami opowieść o antologii przyszli barbarzyńcy (tekst nazywa się Kto będzie wielorybem?, dla porządku przypomnijmy też adres przedmiotowej publikacji: b.g. wstajmfśke, przyszli barbarzyńcy, Oficyna Literacka, Kraków 1991), którą i dziś można zarekomendować wszystkim tropiącym tajemnice genezy i kształtu tego niecodziennego wydawnictwa. (Dodajmy, że jednym z autorów antologii był współtworzący „Szkice” Paweł Górecki).

Dzieło wieńczy miniantologia poetycka, wyróżniona stroną tytułową, na której czytamy: Chodźmy do zoo. Wybór wierszy. Jak już wspomniano, Polska Bibliografia Literacka nie odnotowuje „Szkiców” w swojej bazie czasopism. Można jednak znaleźć w niej taki oto zapis:

Dział bibliografii: Hasła szczegółowe (literatura polska) – Antologie i zbiory

Rodzaj zapisu: książka w haśle rzeczowym

Tytuł: Chodźmy do zoo. Wybór wierszy

Wydawnictwo: Kraków: Studio Promocji i Reklamy «Harenda»,

Kraków: Krakowski Kurier Kulturalny

Opis fizyczny książki: Szkice 1992 nr 3 s. 19–32

Adnotacje: [Wiersze autorów:] Marcin Baran, Kazimierz Biculewicz, Miłosz Biedrzycki, Kinga Karpeta, Krzysztof Koehler, Danuta Krasicka, Zbigniew Machej, Eutanazy Pustelnik, Marcin Sendecki, Ewa Sonnenberg, Artur Szlosarek, Marcin Świetlicki, Marek Wojdyło.


Powody, dla których kilkunastostronicowy blok wierszy w czasopiśmie zaliczono do klasy antologii/zbiorów i nadano mu nieprzenikniony status „książki w haśle rzeczowym”, wymaga zapewne gruntowniejszych badań, tu poprzestańmy jednak na stwierdzeniu, iż stanowi to (pośredni) dowód na szeroką i poważną recepcję owej publikacji. Niejedyny zresztą: w ósmym numerze wydawanego w podwarszawskiej Zielonce stosownie gniewnego zina „Fucking zine” przedrukowano (bez podania źródła, ale jest ono ewidentne) trzy spośród utworów składających się na Chodźmy do zoo: wiersz Kazimierza Biculewicza, wiersz Kingi Karpety oraz – tytułowy – wiersz Eutanazego Pustelnika. Ten ostatni – wiersz, a nie jego autor, którego losy nie są nam znane – powrócił całkiem niedawno jako tekst utworu Świetlików z płyty Demens Avis In Excelsis.

Najbardziej interesujący jest wszakże finał poetyckiej części „Szkiców” nr 3, a jest nim sygnowany nazwiskiem Marcina Świetlickiego tekst następujący:



Nic dla Ciebie nie mam

i nie będę miał.

Przepraszam nie będę mógł

być dzisiaj w Krzysztoforach.


Prima facie nic nie budzi tutaj podejrzeń. Co prawda, wiersze Świetlickiego są zwykle dłuższe niż cztery linijki i najczęściej opatrzone tytułami, ale w jego dorobku znaleźć można wystarczająco wiele przykładów dowodnie wykazujących, że wiersz ze „Szkiców” nie stanowi w tej mierze absolutnego wyjątku. Uważna czytelniczka dostrzeże jednak rychło dwa inne drobiazgi, a mianowicie użycie wielkiej litery w zaimku „Ciebie”, typowe dla korespondencji prywatnej, w wierszu jednak nieco rażące, oraz brak przecinka po „Przepraszam”, co wydaje się wielce nietypowym dla Świetlickiego interpunkcyjnym niechlujstwem.

Jeszcze bardziej intrygujące jest to, że cytowany utwór nie znalazł się w żadnej książce poety, nawet w jego wierszach zebranych, które zawierają pokaźną liczbę juweniliów, utworów rozproszonych, okolicznościowych itd.

Szczęśliwie możemy rozwikłać tę zagadkę dzięki ustnemu świadectwu autora. Marcin Świetlicki wspomina, że Łukasz Czuj usilnie prosił go o powierzenie pismu wierszy, na co poeta z jakichś względów nie miał ochoty. Nie miał ochoty także na kolejne spotkanie w tej sprawie, zamykając ją zostawioną dla Czuja karteczką. Jak się okazało, jej treść została bez wiedzy autora zaprezentowana jako utwór liryczny. Poeta nigdy nie uznał jednak takiego statusu swojego liściku, stąd konsekwentna decyzja o niewłączaniu go w obręb własnych dzieł poetyckich.

Tu nasza pogadanka się kończy, choć przypadek wiersza/„wiersza” Marcina Świetlickiego wart jest dalszych dociekań rozciągających się od kwestii prawnych po otchłanie filozofii literatury.

Do niektórych może jeszcze kiedyś wrócimy.

WYDAWCA:
WSZELKIE PRAWA ZASTRZEŻONE
©2017-2022 | Twórczość
Deklaracja dostępności
error: Treść niedostępna do kopiowania.