Czy to możliwe, że od iskier horyzontu
ulice zajęły się wiatrem? Każda innym, przejmującym
władzę nad oddechami, które teraz
rozwiewają się przez obietnice
z pierwszych stron gazet,
górnolotnie,
aż po dymy zrywane z chmur.
Chwila lęku, że już nigdy nie przestanie wiać,
że trasy i masywy zwietrzą się nawzajem,
powietrze się przedzierzgnie w wir witryn i wiat,
łopocząc reklamami mieszkań na wynajem.
Ale oto podmuchy wygasają do
znieruchomiałych stiuków, kariatyd, wnęk w murze,
jak gdyby ich bezwietrznie przybywało
na przecznicach
(przecząc przeznaczeniu).
Kolejna chwila wiary,
że teraz równa się zawsze.
Za każdym wiatrem
wierzy się inaczej.
Poznań, październik 2018