02/2024

Zuzanna Liszewska

Zakazany owoc w owocowy czwartek

W starym sadzie rośnie stare dzikie drzewo szarej renety, „której już się nie sadzi”, wydające cierpkie, kwaskowe i niemodne, zakazane owoce, wyglądające również dziwnie staro. Owoce te, podobnie jak w jednym z mitów, mogą być kością niezgody między Mirą a jej kuzynkami. Choć właściwie wszystko może wywołać konflikt między nimi. Mira, bohaterka Renety, pamięta specyficzny smak jabłek, wraca do sadu i domu, który kojarzył jej się z dzieciństwem. „Dom jest za duży i zimny, pachnie jak woda spod grochu”.

Autorka wpuszcza nas do fragmentarycznego świata końców i początków, gdzie bohaterowie zmęczeni są utratą swojego raju i próbami odnalezienia swojego miejsca na ziemi. Stara się uchwycić i ukazać przede wszystkim moment, który ukształtował Mirę taką, jaka jest właśnie teraz, podążając tropem pojęcia destrukcyjnej plastyczności Catherine Malabou, mówiącego o przekształceniu podmiotowości jednostki na skutek niemożności ucieczki od traumatyzującego doświadczenia. Można się tylko domyślać, jakie traumatyczne doświadczenia miała bohaterka, według słów jej ciotecznej siostry ,,miała nie wracać”. Ale… wraca do korzeni: „Po wszystkim wróciłam. To znaczy kiedy moje drugie miasto wybuchło, zamieszkałam w swoim pierwszym mieście, w tym, w którym żyłam, kiedy jeszcze to nie ja żyłam”.

Jedyne, do czego może wrócić, to cztery siedemnaste pokoju z kolekcją kaktusów, „które trudno zaniedbać”, w domu sióstr ciotecznych. Sióstr, z których jedna nie rusza się z kanapy, a druga jest chora na jakąś tajemniczą przypadłość ciała i umysłu, czyniącą z niej wieczne dziecko, ,,nikt nie wie, co jej jest”. Sióstr nieprzeniknionych i nieprzystępnych, które wydają się należeć do tego domu, są jego nieodłączną częścią.

Poza tym kobiecym, specyficznym życiem rodzinnym i, wydawałoby się, dość przypadkowym życiem erotycznym życie Miry określa jeszcze praca, od której zależy jej być albo nie być (jedna z sióstr, Anka, przypomina jej o konieczności dokładania się do rachunków). Praca definiująca jej wartość i miejsce w świecie, na co ona nie do końca się godzi. Praca z absurdalnym systemem owocowych czwartków, dniami proszenia o podwyżkę, uniformami, protestami, recyklingiem, utylizacją i nocnymi dyżurami w call center. Produkowanie wielkiego NIC, praca dla samej pracy, w której najważniejsze są (auto)promocja i (auto)prezentacja. W pracy tej obowiązują dress code („nie można w cywilu”), slogany, chwytliwe hasła i mdła poprawność, ale nie można czuć się tam bezpiecznie, łatwo zostać wykorzystanym.

Wszędzie jest podobnie i panują podobne zasady, niezależne od tego, czy jest to call center, gdzie Mira musi decydować, czy dzwoniący już „aktywnie ją obraził” i przekracza granice, czy portal społecznościowo‑erotyczny, w którym Mira pracuje jako copywriterka, czy galeria sztuki, czy dom kultury, czy też sortownia ubrań. Nic nie zmienia również to, czy pracownica ma lat dwadzieścia dwa czy trzydzieści pięć. To zbliża ją do bohaterki Mojego roku relaksu i odpoczynku Ottessy Moshfegh. Ona także została przemielona przez kapitalistyczną machinę pracy dla samej pracy i jest bardzo zmęczona. Mira nie decyduje się jednak na tak drastyczny krok jak jej literacka amerykańska odpowiedniczka, a może „przyjaciółka”, nie postanawia w ramach protestu przespać roku przy pomocy farmakologii.

Porusza się po świecie zawodowych zadań i celów strategicznych, niskich zarobków i wysokich wymagań wobec pracowników trochę jak dorosła wersja bohaterki Alicji w krainie czarów, natykając się na wskazówki typu: „zjedz mnie”, „wypij mnie”, a trochę jak postać z utworów Franza Kafki, która musi błądzić w świecie biurokratycznych absurdów, chronicznie zmęczona. Już w poprzedniej, debiutanckiej powieści Zdrój autorkę interesował temat bagażu i powrotu. Mira przyznaje się, że zna wiele historii z uzdrowisk, a zatem tajemnicza uzdrowiskowa przeszłość jest nicią łączącą ją z Kamą, bohaterką Zdroju. Każdy powrót wiąże się z ciągnięciem za sobą bagażu. Klicka, wyznawczyni „małych nadziei na krótkich dystansach”, wydaje się pesymistką, jeśli chodzi o możliwość zaczynania wszystkiego od zera. W Zdroju przypatruje się opresyjnemu, sanatoryjnemu systemowi. W Renecie to, co odczłowiecza i wysysa, to środowisko pracy. Jednak Zdrój ma bardziej realistyczną konwencję, a Kamę można poznać bliżej. Mira jawi się jako tajemnicza i zdystansowana, trudno wiele o niej powiedzieć, czytelnik nie poznaje na przykład jej wad. Trudno się z nią utożsamiać, współodczuwać z nią, mimo że narracja jest pierwszoosobowa, a czytelnik widzi ją także w najbardziej intymnych momentach. Niewiele można się dowiedzieć o relacjach łączących ją z innymi bohaterami.

Co do życia erotycznego, Mira w zimnym, kolczastym, „nowym‑starym” pokoju najczęściej je wspomina. Są to wyzwalające, słodko‑gorzko‑bolesne migawki, „momenty kapitulacji”, w których „puściły pręty, które wcześniej unieruchamiały […] [jej] głowę , a pokolenia kobiet które ściskały [jej] czaszkę, postanowiły nagle założyć na palce pierścionki z brylantami”.

Mira mogłaby być podmiotem lirycznym, a mikropowieść Klickiej niemal wierszem czy poematem. Prawie każde zdanie jest tu niedopowiedziane. Na przykład jeden rozdział zaczyna się tak: „Wracam do domu przez ciemne”. Wyobcowana Mira w nieprzyjaznym świecie przerzuca przytłaczające stosy ubrań i rzeczy. Bohaterka mikropowieści zaplątana jest w ich nadmiar, w chaos, labirynt. W chaosie opowieści może się zgubić także czytelnik: „Na blatach, na parapecie, na stole, na podłodze i gazowych palnikach, wszędzie mieszkają tu rzeczy”. Niczym w Mdłościach Jeana‑Paula Sartre’a dla Miry „nie ma ani poniedziałku, ani niedzieli: są tylko dni popychające się w bezładzie”.

Renecie nie obowiązuje chronologia, wspomnienia mieszają się z teraźniejszością, a między słowami jest dużo przestrzeni. Upływ czasu jest przedstawiony skrajnie subiektywnie. „Jest piąta rano. Do kuchni szłam niemal całą noc, od chwili, w której stało się jasne, że póki co nie potrafię spać w jednym pokoju z taką ilością kolczastych roślin”. Fabuła jest mgławicowa, pretekstowa, podobnie jak zdania – pełna niedopowiedzeń.

I w poezji, i w drugiej książce prozatorskiej codzienność, mimo że destrukcyjna, jest dla Klickiej magiczna, autorka i tu, posługując się wersem jednego ze swoich wierszy – „zmienia kranówkę / w nieposkramialne żywioły”, dywan jak w Zdroju może być morzem itd. Magia i poezja kryją się w tym, co trywialne, zwyczajne, a nawet obrzydliwe.

Motto książki stanowią słowa indiańskiego wodza plemienia Wron „Wiele Przewag”: „odkąd odeszły bizony, serca moich ludzi upadły na ziemię i nikt ich już nie podniósł. Później nic już się nie wydarzyło”, które przywołuje w swojej pracy Nadzieja radykalna Jonathan Lear. I w tym „później” tkwi Mira, zmęczona monotonią wydarzeń bez znaczenia.

Mikropowieść ta ma dziwną konstrukcję, przy lekturze odnosi się wrażenie, że mogłaby się zacząć i kończyć właściwie w dowolnym miejscu. Dialogi są krótkie, lakoniczne i wieloznaczne. Zdania w tej książce mogą niepokoić, intrygować i irytować zarazem. Choćby ostatnie: „– Teraz – mówi, ale wcale nie”. Wydawca napisał na okładce, że „to postapokaliptyczna opowieść”. Jeśli to Apokalipsa, to na pewno mała, bardziej kryzys, załamanie. Jeśli koniec świata, to również mały, prywatny, jednostkowy – może Piotra o oku „w kolorze wody”, współpracownika Miry, może sióstr – Anki, której „kąciki ust przemieszczają się między policzkami a brodą, jakby pokonywały za każdym razem wiele pięter”, może wiecznego dziecka – Róży, a najprędzej samej Miry. To koniec świata, który następuje i się powtarza w skrawku domu, niczym w skrawku recyklingowanego materiału, w pokoju – pustkowiu z kaktusami z widokiem na drzewo poznania dobra i zła. Wobec Apokalipsy mamy większe oczekiwania. A może i wobec drugiej powieści Klickiej… Jednak przecież wiemy skądinąd, że „innego końca świata nie będzie”…

Barbara Klicka: Reneta.
Wydawnictwo W.A.B.,
Warszawa 2023, s. 112.
WYDAWCA:
WSZELKIE PRAWA ZASTRZEŻONE
©2017-2022 | Twórczość
Deklaracja dostępności
error: Treść niedostępna do kopiowania.