Z powyższego zestawienia widzimy, że Antoni Pieńkowski to twórca wszechstronnie utalentowany − dziennikarz, reporter, prozaik, dramaturg i poeta. W dodatku jest to autor wyjątkowo płodny – cały czas wydaje kolejne ważne tomy prozy i innych utworów. A na dodatek twórczość Pieńkowskiego stanowi zjawisko rzadko spotykanej na polskim rynku wydawniczym jakości.
Książka składa się z dwóch bloków opowiadań, które łączy przede wszystkim sposób konstruowania opowieści. Ale to nie jedyny wspólny mianownik. Istnieje również tematyczna klamra spinająca części składowe tej książki – problematyka przemijania. Ono to – na wzór ponurego widma – unosi się nad zbiorem i organizuje go w pewną całość, jak choćby w nowelce Świeże siano znad Narwi. Gospodarze czekają, aż zamarznie rzeka, żeby na saniach przetransportować siano. Jest to wyprawa w dzieciństwo autora, o którym chętnie opowiada także w innych opowiadaniach. W tekście Na ścieżkach życia przybliża historię swojej matki, która była jego pierwszą nauczycielką życia. W opowiadaniu Noga za nogą Pieńkowski opisuje pogrzeb na wsi, sprzed lat. Motyw przemijania pojawia się również w Jak sowa obroniła drzewa, w którym autor wyznaje, jak wrócił do korzeni – przymuszony przez życie, znów stał się rolnikiem, siał i orał. Zmusił go do tego galopujący kapitalizm.
W konsekwentnie oszczędnej, prostej narracji Pieńkowski zdaje się sugerować, że język, którym opisujemy zastaną rzeczywistość, jest dla niej (rzeczywistości) z gruntu za mały. Autor puszcza tutaj oczko do realistycznej obsesji „dookreślania” i proponuje w zamian o wiele bardziej frapujący model opisowej powściągliwości. Szczególnie znamienne w tym kontekście wydaje się również opowiadanie Jak zapisałem się do zielonych, w którym prezentuje, jaką słowo pisane ma moc wpływania na rzeczywistość. Postulowana narracyjna prostota jest całkowicie pozorna, Pieńkowski lubi bowiem zbijać z tropu. Wyrazistość tego tomu opowiadań polega właśnie na tym, że bardzo trudno je zaszufladkować, scharakteryzować za pomocą jakiejś zgrabnej krytycznoliterackiej kliszy. Ten zbiór to prawdziwe czytelnicze wyzwanie, stawia bowiem odbiorcę w absolutnie niekomfortowym położeniu. Poznawcza konsternacja wynika z autonomii prezentowanego świata – czytelnik zostaje weń rzucony bez żadnej mapy i drogowskazu, zdany wyłącznie na własne intuicje. Wypowiadane przez bohaterów kwestie to strzępy rozmów, które można usłyszeć na ulicy czy w tramwaju. Czytelnik jest kimś w rodzaju podsłuchiwacza, intruza, kogoś wręcz niepożądanego, dopuszczonego na sekundę w sam środek wydarzeń, których źródeł musi doszukać się już wyłącznie na własną rękę, dopowiedzieć na potrzeby właściwej, toczącej się akcji. Pieńkowski bardzo mocno podkreśla namacalność rzeczy. Historie dzieją się w zupełnie anonimowej przestrzeni, urywającej się tuż za drzwiami lub na granicy skromnego światła z wieczornego ogniska.
Największą obsesją Pieńkowskiego jest piętnowanie wszelkich społecznych nierówności i niesprawiedliwości. Pieńkowski przedstawia sceny ze zwykłego życia, kreśli obyczajowe obrazki − wiele z tych utworów to druzgoczący obraz świata współczesnego, postępu i rozwoju cywilizacji dokonywanych za wszelką cenę.
Dotkliwa obecność przedmiotów zostaje skonfrontowana z nieokreślonością miejsca akcji jako pewnej całości. Podobnie dzieje się z postaciami. Wprawdzie to żadne archetypy, lecz nadal z gruntu jednowymiarowe kukły, określane przez konkretne funkcje – polityk, szef gazety, pasażerka w autobusie. A jednak to przecież zwykli ludzie, zwykłe sprawy i problemy. Życie. Pieńkowski pięknie o tym opowiada, te teksty są jak sen. Patrzymy na świat oczami Pieńkowskiego, a jego opowieść zlewa się z krajobrazem; przejmuje klimat mieściny lub opisywanej wioski. Jest refleksyjna i sentymentalna, a przy tym po męsku szorstka i wrażliwa. Zanurzamy się w czasie i jasności. Pieńkowski w sposób niezrównany wyciąga na wierzch pozornie oczywiste dylematy otaczającej nas rzeczywistości, jednak pokazuje je z perspektywy, która nie pozwala przejść obok nich obojętnie.