04/2019

Zbigniew Masternak

Zanurzony w czasie

Antoni Pieńkowski nie zalicza się do pisarzy powszechnie znanych, ale nie znaczy to, że jest twórcą gorszym od tych, którzy skupiają na sobie uwagę nie tylko fachowych czasopism literackich, ale także prasy codziennej, kolorowej, o radiu i telewizji nie wspominając. Wiem, co mówię, gdyż czytam Pieńkowskiego systematycznie od jego debiutanckiego zbioru Aniołek i inne opowiadania, wydanego w 2003 roku. Następnie opublikował opowieść biograficzną Ewa (2003), zbiory opowiadań Dookoła pajaca (2004), Prosto do raju (2009), Wujek z Ameryki (2010). W latach 2010−2012 ukazały się jego dwa tomy Utworów zebranych. W 2011 roku wydał tom wierszy satyrycznych Randka na Nowym Świecie.

Z powyższego zestawienia widzimy, że Antoni Pieńkowski to twórca wszechstronnie utalentowany − dziennikarz, reporter, prozaik, dramaturg i poeta. W dodatku jest to autor wyjątkowo płodny – cały czas wydaje kolejne ważne tomy prozy i innych utworów. A na dodatek twórczość Pieńkowskiego stanowi zjawisko rzadko spotykanej na polskim rynku wydawniczym jakości.

Książka składa się z dwóch bloków opowiadań, które łączy przede wszystkim sposób konstruowania opowieści. Ale to nie jedyny wspólny mianownik. Istnieje również tematyczna klamra spinająca części składowe tej książki – problematyka przemijania. Ono to – na wzór ponurego widma – unosi się nad zbiorem i organizuje go w pewną całość, jak choćby w nowelce Świeże siano znad Narwi. Gospodarze czekają, aż zamarznie rzeka, żeby na saniach przetransportować siano. Jest to wyprawa w dzieciństwo autora, o którym chętnie opowiada także w innych opowiadaniach. W tekście Na ścieżkach życia przybliża historię swojej matki, która była jego pierwszą nauczycielką życia. W opowiadaniu Noga za nogą Pieńkowski opisuje pogrzeb na wsi, sprzed lat. Motyw przemijania pojawia się również w Jak sowa obroniła drzewa, w którym autor wyznaje, jak wrócił do korzeni – przymuszony przez życie, znów stał się rolnikiem, siał i orał. Zmusił go do tego galopujący kapitalizm.

W konsekwentnie oszczędnej, prostej narracji Pieńkowski zdaje się sugerować, że język, którym opisujemy zastaną rzeczywistość, jest dla niej (rzeczywistości) z gruntu za mały. Autor puszcza tutaj oczko do realistycznej obsesji „dookreślania” i proponuje w zamian o wiele bardziej frapujący model opisowej powściągliwości. Szczególnie znamienne w tym kontekście wydaje się również opowiadanie Jak zapisałem się do zielonych, w którym prezentuje, jaką słowo pisane ma moc wpływania na rzeczywistość. Postulowana narracyjna prostota jest całkowicie pozorna, Pieńkowski lubi bowiem zbijać z tropu. Wyrazistość tego tomu opowiadań polega właśnie na tym, że bardzo trudno je zaszufladkować, scharakteryzować za pomocą jakiejś zgrabnej krytycznoliterackiej kliszy. Ten zbiór to prawdziwe czytelnicze wyzwanie, stawia bowiem odbiorcę w absolutnie niekomfortowym położeniu. Poznawcza konsternacja wynika z autonomii prezentowanego świata – czytelnik zostaje weń rzucony bez żadnej mapy i drogowskazu, zdany wyłącznie na własne intuicje. Wypowiadane przez bohaterów kwestie to strzępy rozmów, które można usłyszeć na ulicy czy w tramwaju. Czytelnik jest kimś w rodzaju podsłuchiwacza, intruza, kogoś wręcz niepożądanego, dopuszczonego na sekundę w sam środek wydarzeń, których źródeł musi doszukać się już wyłącznie na własną rękę, dopowiedzieć na potrzeby właściwej, toczącej się akcji. Pieńkowski bardzo mocno podkreśla namacalność rzeczy. Historie dzieją się w zupełnie anonimowej przestrzeni, urywającej się tuż za drzwiami lub na granicy skromnego światła z wieczornego ogniska.

Największą obsesją Pieńkowskiego jest piętnowanie wszelkich społecznych nierówności i niesprawiedliwości. Pieńkowski przedstawia sceny ze zwykłego życia, kreśli obyczajowe obrazki − wiele z tych utworów to druzgoczący obraz świata współczesnego, postępu i rozwoju cywilizacji dokonywanych za wszelką cenę.

Dotkliwa obecność przedmiotów zostaje skonfrontowana z nieokreślonością miejsca akcji jako pewnej całości. Podobnie dzieje się z postaciami. Wprawdzie to żadne archetypy, lecz nadal z gruntu jednowymiarowe kukły, określane przez konkretne funkcje – polityk, szef gazety, pasażerka w autobusie. A jednak to przecież zwykli ludzie, zwykłe sprawy i problemy. Życie. Pieńkowski pięknie o tym opowiada, te teksty są jak sen. Patrzymy na świat oczami Pieńkowskiego, a jego opowieść zlewa się z krajobrazem; przejmuje klimat mieściny lub opisywanej wioski. Jest refleksyjna i sentymentalna, a przy tym po męsku szorstka i wrażliwa. Zanurzamy się w czasie i jasności. Pieńkowski w sposób niezrównany wyciąga na wierzch pozornie oczywiste dylematy otaczającej nas rzeczywistości, jednak pokazuje je z perspektywy, która nie pozwala przejść obok nich obojętnie.

Antoni Pieńkowski: Jak zostałem kapitalistą,
Vis-a-vis/Etiuda,
Kraków 2018; s. 290.
WYDAWCA:
WSZELKIE PRAWA ZASTRZEŻONE
©2017-2022 | Twórczość
Deklaracja dostępności
error: Treść niedostępna do kopiowania.