06/2022

Iza Chruślińska

Zechciejmy wysłuchać głosu Ukrainy…

„W ciągu ostatnich kilku miesięcy Ukraina i jej nieznany Zachodowi naród znalazły się w centrum uwagi całego świata. Większość, jak sądzę, zgodzi się, że nie wie o niej nic albo prawie nic. Są ku temu poważne powody. Ci, którzy zniewolili Ukrainę, zadbali o to, aby pozostała nieznana, a nawet zaprzeczali samemu jej istnieniu. Trudno wyobrazić sobie większą niesprawiedliwość niż takie poniżenie nacji, która według dawnych praw należy do europejskiej rodziny narodów. Ale teraz niekontrolowane wydarzenia wyprowadziły Ukrainę na arenę międzynarodową”.

Słowami wypowiedzianymi – nie dzisiaj, ale siedemdziesiąt sześć lat temu – przez brytyjskiego dziennikarza Lancelota Lawtona Oksana Zabużko rozpoczyna esej Ukraina własnym głosem, jeden z kluczowych tekstów zawartych w zbiorze Planeta Piołun (Wydawnictwo Agora, Warszawa 2022, przełożyły Katarzyna Kotyńska i Anna Łazar). Książka miała polską premierę 23 lutego, w przeddzień rosyjskiej inwazji na cały obszar Ukrainy. Dzisiaj, po ponad trzech miesiącach wojny, niezwykłego barbarzyństwa rosyjskiej armii oraz niezłomnego oporu i ukraińskiego społeczeństwa, i Sił Zbrojnych Ukrainy, tom esejów Oksany Zabużko został w Polsce uznany za proroczy. Sama Zabużko stała się z konieczności „tymczasową” emigrantką.

Chciałabym jednak zwrócić uwagę na inne treści zawarte w Planecie Piołun – być może ważniejsze niż fakt, że w obliczu wojny Rosji przeciw Ukrainie i zagrożeń, jakie niesie także dla świata, eseje mogą zostać odczytane jako prorocze. Po pierwsze, pisarka tłumaczy, do jakiego stopnia ukraińska kultura pozostaje nieznana (a może przede wszystkim: niezrozumiana) w zachodnim świecie, podobnie zresztą jak i sama Ukraina. Ów brak zrozumienia miał wpływ na stosunek świata do Ukrainy w kontekście wojny rozpoczętej przez Rosję w 2014 roku. Po drugie, choć świat zachodni może uważać Ukrainę za nieznaną czy niezrozumiałą, wyrasta ona i jest mocno wpisana w szeroko pojętą europejską kulturę. Oksana Zabużko wybiera w esejach kilka przykładów, by śledzić te związki i sploty. Czy nie najciekawszym jest odczytanie przez nią związków pomiędzy filmami Ołeksandra Dowżenki, mistrza ukraińskiego kina, a twórczością filmową Andrieja Tarkowskiego, poprzez niego zaś z Melancholią Larsa von Triera. Wreszcie, w eseju Pożegnanie z imperium. Szkic do pewnego portretu analizuje, z dużą przenikliwością, zjawiska od dawna obecne w rosyjskiej kulturze i w mentalności znacznej części twórców rosyjskich, dostrzega skalę emocji i odczuć – od pogardy, po nienawiść do Ukrainy i do wszystkiego, czym jest ona dla Rosji. Poprzez ten wątek Zabużko z wyprzedzeniem wpisała się w dyskusje toczące się obecnie w świecie i w Polsce, podczas których usiłuje się rozstrzygnąć, czym jest rosyjska literatura (szerzej: rosyjska kultura) w związku z wyjątkowym barbarzyństwem armii rosyjskiej w Ukrainie, z agresywną, imperialną polityką Rosji; czy odrzucać ją, nie czytać klasyków rosyjskich, nie wystawiać w teatrach, czy wręcz przeciwnie – tylko ona się broni (tzn. Rosja [ew. Putin] – nie, jej kultura – tak).

Te trzy tropy, z wielką przenikliwością analizowane przez Zabużko w Planecie Piołun, stanowią i dla jej twórczości, i dla głębszego zrozumienia Ukrainy kluczowe kwestie/pytania. Spróbuję przyjrzeć się im, z konieczności ułamkowo, z perspektywy subiektywnej, z punktu widzenia osoby „żyjącej” Ukrainą od ponad ćwierć wieku i z ogromnym zainteresowaniem tropiącej wszystkie ślady historyczne, kulturowe, tożsamościowe, które ułatwiają jej zrozumienie. Myślę, że bez zrozumienia jej unikatowej historii i kultury, kraju takiego jak Ukraina nie można poznać.

Dlaczego? Ponieważ Ukraina ma wiele twarzy1 i jeśli ma się stereotypowe lub powierzchowne podejście, można wśród nich odnaleźć potwierdzenie każdego z błędnych przekonań. Lecz jeśli chce się „pogrzebać”, „zgłębić” zagadnienie – odkrywa się jej nieznane oblicza lub, jak w tytule najważniejszej z dotychczasowych powieści Oksany Zabużko, porzucone sekrety2. Stereotypowe lub powierzchowne podejście do kultury i historii naszych wschodnich sąsiadów związane jest z tym, że Ukraina była od wielu wieków zmarginalizowana, uznana przez zachodni świat za kraj z końca nieznanego świata, na dodatek „przynależny” do „rosyjskiej/radzieckiej” przestrzeni. Dokonało się to przede wszystkim dzięki wielowiekowej rosyjskiej propagandzie, która próbowała (z sukcesem, dodajmy – co widać w niektórych krajach i środowiskach do dzisiaj) udowodnić, że nie ma czegoś takiego jak kultura ukraińska, że historia Ukrainy (czyli Małorosji, ale w znaczeniu pogardliwym) jest częścią historii Rosji, a naród ukraiński nie istnieje, bo stanowi jedynie podrzędną odnogę narodu rosyjskiego. Dzisiaj świat chyba w końcu pojął, skąd bierze się jego nieznajomość Ukrainy (mimo pomarańczowej rewolucji, Rewolucji Godności i trwającej od roku 2014 wojny z Rosją). Do wszystkich tych haseł odwołuje się w swoich orędziach Władimir Putin, po nim zaś powtarzają je od wielu miesięcy jego doradcy i ideolodzy (ze szczególną precyzją w przeddzień militarnej inwazji na Ukrainę oraz, wielokrotnie, podczas trzech miesięcy toczącej się wojny).

Polityka Rosji (niezależnie od nazwy, jaką państwo to nosiło i nosi) wobec Ukrainy, języka i kultury ukraińskiej przynajmniej od XVIII wieku opierała się na tych samych „tezach”, których używa Putin. Właśnie dlatego z taką mściwą determinacją każda władza rosyjska/radziecka niszczyła język, elity, literaturę ukraińską. W carskiej Rosji ukazy wałujewski i emski3 były w rzeczywistości próbą zablokowania jakiegokolwiek rozwoju ukraińskiej kultury i języka. Jak napisał sam minister Wałujew, „języka małorosyjskiego nie było, nie ma i być nie może”. Związek Sowiecki poszedł dużo dalej, podczas terroru lat trzydziestych XX wieku mordując prawie całą ukraińską inteligencję, włącznie z ukrainistami, językoznawcami, twórcami słowników tego języka, prowadząc przymusową rusyfikację, niszcząc wszystkie warstwy społeczne będące nosicielami tradycji ukraińskiej, od twórców, intelektualistów i inteligencji (również technicznej), po chłopów. Nawet język ukraiński został w Związku Sowieckim poddany represjom, wprowadzono do niego takie zmiany, aby nie różnił się zbytnio od języka rosyjskiego. W roku 2013 podczas prezentacji naszego z Oksaną Zabużko tomu rozmów Ukraiński palimpsest wiele miejsca poświęciłyśmy tym kwestiom. Nawet Adam Michnik, znający świetnie historię Rosji i Ukrainy, powiedział wtedy, że nie do końca zdawał sobie sprawę ze skali tego niszczenia. W Ukraińskim palimpseście Zabużko zwróciła uwagę na fakt niedostrzegany nie tylko w świecie, lecz także w Polsce. Otóż, pokolenie „rozstrzelanego odrodzenia” lat trzydziestych XX wieku było czwartym nieprzerwanym w ciągłości pokoleniem ukraińskiej inteligencji. A czwarte pokolenie każdej kulturze nadaje nową jakość. By tak się stało, potrzebny jest grunt, na jakim ono właśnie oraz pokolenia kolejne mogą stworzyć oryginalne zjawiska kulturowe. Tak stało się i z dorobkiem generacji „rozstrzelanego odrodzenia”. Niestety, Stalin i Sowieci „postarali się”, by pozostała ona ostatnią w tej ciągłości. Potem była „wielka przerwa” i dopiero pokolenie szistdesatnyków podjęło próbę odnowienia ukraińskiej kultury. Tyle że i tym razem Związek Sowiecki większość z nich zniszczył w więzieniach i łagrach – zanim ciągłość zdążyła się odrodzić.

Dopiero pokolenie pisarzy Oksany Zabużko i Jurija Andruchowycza, debiutujące pod koniec lat osiemdziesiątych i w początkach lat dziewięćdziesiątych XX wieku, stało się tym, które po raz kolejny rozpoczęło cykl odnowy. I spójrzmy – po ponad trzech dekadach dynamicznego rozwoju ukraińskiej kultury okresu niepodległości rosyjski agresor „zamierzył” właśnie kolejne zniszczenie Ukrainy i przerwanie ciągłości ukraińskiej kultury!

Nieprzypadkowo Rosjanie zbombardowali Muzeum Hryhorija Skoworody, wielkiego ukraińskiego filozofa i myśliciela, mieszczące się pod Charkowem, w miejscowości, gdzie filozof zmarł. Dzisiejsza Skovorodynivka to niewielka osada, w której nie ma żadnych strategicznych obiektów – poza Muzeum Skoworody. Tak, dla Rosjan stanowiło ono „cel strategiczny”! Skoworoda jest bowiem tym celem! Jego utwory, choć za życia pisarza niedrukowane, rozchodziły się po Ukrainie w odpisach rękopiśmiennych, wywierając ogromny wpływ na dalszy rozwój piśmiennictwa i myśli ukraińskiej. Oddziaływanie myśli Skoworody na ukraińską kulturę w ciągu dwóch stuleci – w tym na ukraińskich poetów: Pawła Tyczynę, Maksyma Rylskiego, Iwana Dracza – jest nie do przecenienia. Ale skoro nie ma ukraińskiego narodu, nie może być również ukraińskich filozofów i myślicieli! Nie lekceważmy „znęcania” się podczas tej wojny nad ukraińskimi muzeami. W pierwszych dniach inwazji Rosjanie ostrzelali jeszcze Muzeum Krajoznawcze w Iwankowie w obwodzie kijowskim. Niewielka placówka posiadała w swoich zbiorach dwadzieścia pięć dzieł ukraińskiej artystki Marii Prymaczenko. Prawie wszystkie zostały zniszczone. Prymaczenko była ukraińską malarką ludową, przedstawicielką sztuki naiwnej, odwołującej się do ukraińskich motywów, kolorów, haftów. W Charkowie Rosjanie „znęcają się” nad obiektami sakralnymi i zabytkami architektury – należącymi do światowego dziedzictwa kulturowego. Akty niszczenia ukraińskiej kultury nie stanowią marginesu tej wojny, szczególnie jeśli dodamy do nich palenie przez Rosjan ukraińskich książek na ulicach Mariupola, śmierć ukraińskich twórców podczas bombardowań lub w walce. Serhij Żadan na szczęście nie zginął – ale zamiast zajmować się pracą twórczą, od trzech miesięcy nie opuszcza ostrzeliwanego i bombardowanego Charkowa, by nieść pomoc mieszkańcom, którzy z miasta nie wyjechali, i pozostać, w wymiarze „duchowym”, ze swoim miastem (przypomnijmy: miastem twórców „rozstrzelanego odrodzenia”, skąd wywożono ich do Gułagu, na Sołowki, gdzie katowano ich na śmierć w więzieniu).

Planecie Piołun Zabużko mówi o stu latach ukraińskiego kulturowego nieistnienia w oczach zewnętrznego świata. Jak stwierdza, stało się tak dlatego, że kontekst kulturowy, do którego należą ukraińscy twórcy, dla publiczności nieukraińskiej pozostaje niewidzialny. Zabużko cytuje jednego z amerykańskich krytyków, który w recenzji z Muzeum porzuconych sekretów napisał: „Dawno nie czytałem tak mistrzowskiej i wstrząsającej historii i jest to tym dziwniejsze, że to wszystko wyrosło w pustej przestrzeni [podkreślenie ICh]” (sic!).

Pustej? – a gdzie zniknęły z tej przestrzeni: dorobek ukraińskich twórców XIX wieku, jak Łesi Ukrainki, europejskiej prekursorki m.in. feminizmu w teatrze, twórczyni profetycznych dramatów, teatr Łesia Kurbasa z tekstami teatralnymi Mykoły Kulisza, które współtworzyły europejską awangardę, gdzie podziała się twórczość nowej szkoły w malarstwie, Mychajło Bojczuk (jego działalność została uznana przez Sowietów za tak niebezpieczną, że nie tylko go zamordowano, lecz także zniszczono większość jego obrazów oraz prac jego uczniów ze szkoły tzw. bojczukistów), gdzie poezja Wasyla Stusa i wielu innych… Świat nie wie, że wśród ukraińskich dysydentów unicestwionych w sowieckich łagrach (jak Wasyl Stus, Iwan Switłycznyj) byli znawcy europejskiej kultury i literatury – nawet w łagrach dokonywali przekładów niemieckich czy francuskich poetów!

„A po naszej stronie ściany – pisze Zabużko w roku 2016 – wkraczają rosyjskie wojska, żeby na oczach całego świata nas zabijać [wojna Rosji z Ukrainą trwa od 2014 roku, o czym przed 24 lutego raczej nie chcieliśmy pamiętać – ICh] – tak samo jak robili to sto lat temu. I świat w oszołomieniu spogląda, gubiąc się w domysłach: może mimo wszystko jest tam jakaś racja, choćby częściowa, dla usprawiedliwienia takich poczynań?4 W końcu rosyjskie, a właściwie radzieckie, story jest wszystkim znane i opiera się na pełnym wyborze rozpoznawalnych obrazów i memów, podczas gdy po ukraińskiej stronie nie ma absolutnie nic w tym rodzaju… A zwycięstwo zawsze należy do tego, kto opowie lepszą historię – wszystko jedno, prawdziwą czy zmyśloną. Tak powoli uświadamiamy sobie, że dla wolnego narodu strategią przetrwania nie jest milczenie, lecz mówienie”.

Przydługi cytat, ale jest w nim zawarta niesłychanie ważna, może kluczowa dla tych esejów myśl. Czy tym razem, w obliczu obecnej wojny i putinowsko-rosyjskich celów, jakie jej przyświecają, głos Ukrainy w końcu przebije się do świata i zostanie usłyszany?! Na razie rozchodzi się, choć – na co zwraca uwagę wielu ukraińskich intelektualistów, w tym i Zabużko – usiłuje go przytłumić głos kręgu światowych wielbicieli rosyjskiej kultury. W polskiej prasie w ciągu ostatnich trzech miesięcy argumenty w jej obronie pojawiają się systematycznie. Nie podejmuję się tu polemiki z nimi, nie wierzę w jej sensowność. Chcę jednak zwrócić uwagę na esej Oksany Zabużko, o którym wspomniałam na początku tych rozważań – Pożegnanie z imperium. Szkic do pewnego portretu. Tekst niewątpliwe najbardziej „drapieżny” w całym tomie, poświęcony mentalności imperialnej znacznej części rosyjskich twórców różnych epok, na przykładzie Josifa Brodskiego – szkic do portretu rosyjskiego noblisty. Przykład Brodskiego doskonale nadaje się do zastosowania tego typu skrótu myślowego. Po ogłoszeniu w roku 1991 aktu niepodległości Ukrainy adorowany przez zachodnią publiczność poeta napisał wiersz zatytułowany Na niepodległość Ukrainy, w którym dał upust swoim odczuciom – porażającym antyukraińską wymową i pogardą dla Ukraińców. Nie da się go opowiedzieć, trzeba słowa Brodskiego przeczytać (przekład Leszka Szarugi):

Drogi Karolu XII, bitwa pod Połtawą

Chwała Bogu, przegrana. Graserką chropawą

Mówił, że czas pokaże, jego mać, ruiny,

Kość pośmiertnej radości z posmakiem Ukrainy.

To nie trawnik–widmo, skażony izotopem.

Żółto-błękitny Lenin ponad Konotopem,

Skrojony z płótna, widać, przysłała Kanada,

Za darmo i bez krzyża, lecz chachłom wypada.

Gorzki wszy karbowaniec, ziarnek w garści pełno.

Nie nam, Kacapom, wolno zarzucać im niewierność.

My sami, tak jak oni siedem lat w Riazaniu

Katorgi smak czuliśmy żyjąc na wygnaniu.

Mówmy, dźwięków materię pauzami znacząc surowo:

Krzyż wam na drogę, chachły, po liżniku droga.

Idźcie strojni w żupany, by nie rzec – w mundury,

W rosyjskie trzy litery, w świata cztery strony.

Niechaj teraz w lepiance chórem z wami Hansy

z Lachami zrobią porządek, pohańcy.

[…]

Żegnajcie, chachły, razem żyliśmy – i z oczu!

Splunąć by w Dniepr, być może jeszcze się wstecz potoczy.

Brzydzicie się godnie nami, znudzeni, znużeni swą męką,

Rozłączonymi węgłami, wielowiekową udręką.

Źle nas nie wspominajcie, waszego chleba, nieba

Nam, gdy stłoczycie makuchy, fałszywego nie trzeba.

Nie ma co krwi psuć czy rwać na piersi koszuli,

Skończyła się, widać, miłość, jeśliście ją czuli.

[…]

Z Bogiem orły, kozacy, hetmani i gieroje,

Lecz kiedy umierać wam przyjdzie, hultaje i buhaje,

Będziecie rzęzić, czepiając się skraju materaca,

Te strofy Aleksandra, a nie brednie Tarasa.


Można wymienić wielu rosyjskich pisarzy, intelektualistów, dysydentów prezentujących podobny stosunek do Ukrainy. Z pewnością warto wspomnieć o jednym z nich, o Aleksandrze Sołżenicynie – ze względu na biografię, uznanie w świecie, fakt, że także był noblistą. Po upadku ZSRR okazało się, że to wprawdzie antykomunista, przeciwnik Związku Sowieckiego, ale nie imperium – imperialna mentalność i przekonanie o wielkości Rosji były w nim na tyle mocno zakorzenione, że Ukrainie niepodległości nie przebaczył.

W tekstach opublikowanych w ostatnich tygodniach Oksana Zabużko mówi wprost o konieczności odrzucenia rosyjskiej kultury przez Ukrainę i ukraińskie społeczeństwo po wybuchu tej wojny. Mówi stanowcze „nie!” – dzisiaj Ukraina musi się skupić na swoich priorytetach, na obronie swego terytorium, swego społeczeństwa, własnej kultury, a nie zajmować się roztrząsaniem, czy odrzucenie i zanegowanie rosyjskiej kultury jest dobre, czy złe, a może niesprawiedliwe! Ukraina ma w końcu mówić własnym, silnym głosem o tym, że nie tylko jest częścią europejskiej kultury, ale jej częścią pełnowartościową i jako taka ma prawo istnieć i być rozpoznawalna w świecie!

Przywracając sobie tożsamość w wojnie o niepodległość, Ukraińcy – nareszcie, po raz pierwszy – zobaczyli, jak wiele światu mają do powiedzenia. Może tym razem świat posłucha… Życzę światu, by zechciał posłuchać (i wysłuchać) głosu Ukrainy. Bez tego nie będziemy w stanie rozpoznawać wyzwań, zagrożeń i szans.

Post scriptum
Kiedy zakończyłam już pisanie tego tekstu, w ręce wpadł mi artykuł Maksima Levady, ukraińskiego archeologa, opublikowany w „Gazecie Wyborczej” 17 maja. Znalazłam tam myśl, która i mnie plątała się po głowie w kontekście sporów o kulturę rosyjską, ale nie potrafiłam jej zwerbalizować. W obliczu imperialnych dążeń i wojennego barbarzyństwa Rosjan Levada każe nam się zastanowić nad tym, co dała światu nie kultura rosyjska, lecz ukraińska. I odpowiada: „dała ludzi, którzy wypędzili rosyjską armię z Buczy i Irpienia, którzy nie poddali się ani w Charkowie, ani Czernihowie i Sumach i którzy nie chcą się poddać w Mariupolu. Jeśli ktoś nie wie, proszę sprawdzić, co dało początek świeckiej literaturze ukraińskiej? Satyryczny poemat Eneida Iwana Kotlarewskiego, a wtedy wiele stanie się zrozumiałe”.
WYDAWCA:
WSZELKIE PRAWA ZASTRZEŻONE
©2017-2022 | Twórczość
Deklaracja dostępności
error: Treść niedostępna do kopiowania.