2/2025

Zbigniew Mentzel

„Znana?… Kto znał mnie?”

Mając siedem lat, zakochałem się w Marii Konopnickiej. Ściśle mówiąc, zakochałem się w jej fotografii i była to miłość od pierwszego wejrzenia. Fotografię zobaczyłem w bibliofilskim wyborze Poezyj z początku zeszłego stulecia: Konopnicka siedzi na krześle z głową przechyloną na bok i wspartą na ręce, którą przyłożyła do czoła. Poetka musiała wydać mi się skończoną pięknością, bo natychmiast porzuciłem dla niej w myślach inną sławną z urody kobietę, amerykańską aktorkę filmową, samą Kim Novak! W jakim była wieku na tej fotografii? Trudno powiedzieć. Nie ma jeszcze binokli, z czasem nieodłącznych, które będą ją postarzać. Eliza Orzeszkowa zauważa w jednym z listów, że kobietą piękną Konopnicka stała się dopiero po czterdziestce. „Zazwyczaj bywa to pora schodzenia z pola pod każdym względem, ona tymczasem w porze tej weszła na wszystkie możliwe”.


*
Fotografię, która zachwyciła mnie, gdy byłem siedmioletnim chłopcem, zobaczyłem teraz w Dezorientacjach. Biografii Marii Konopnickiej, napisanej przez Magdalenę Grzebałkowską (Wydawnictwo Znak, Kraków 2024). Patrzę na nią i rozumiem swoje szczenięce zauroczenie. Piękna, zamyślona, tajemnicza twarz! Nic dziwnego, że autorka tej rewelacyjnej książki oprócz przytoczonych słów Elizy Orzeszkowej wybrała jako motto fragment poematu swojej bohaterki:


Ale się lękam tak jak Mojżesz trądu,

Że po mej śmierci jakaś dłoń Judasza

Zacznie artykuł od słów: Znana nasza…

Znana?… Kto znał mnie? Chcę widzieć człowieka,

Coby mi w oczy powtórzył to słowo

Tak, by mu kłamstwem nie drgnęła powieka.


*

Po lekturze wcześniejszej, równie wybitnej biografii, którą ma na swoim koncie Magdalena Grzebałkowska (Beksińscy. Portret podwójny), Dorota Masłowska napisała, że autorka ta nie tylko brawurowo przepłynęła wpław ocean materiałów dowodowych, lecz także potrafiła je „powiązać tak, że tworzą spójną, arcybarwną opowieść, tak wieloperspektywiczną i zagadkową, jak co najmniej samo życie”. I tym razem dostaliśmy książkę podobną, reportaż wnikliwy, wielogłosowy, niejednoznaczny, po którego przeczytaniu główna jego bohaterka „wydaje się bardziej realna, niż czytelnik wydaje się sam sobie”. Grzebałkowska wyznała, jak bardzo zależało jej, by oddać ducha epoki, w której żyła Maria Konopnicka, i z jak wielkim trudem odrywała się od gazet, wspomnień i pamiętników, nawet urzędowych dzienników czy przepisów kodeksu karnego Królestwa Polskiego. „Wszystko wydawało mi się ważne: konstrukcja krynoliny, ciężar sybirackich kajdan, cena wynajmu pokoju w Warszawie w roku 1885 i liczba miejsc w zakładach dla obłąkanych”. Mało tego. Żeby wczuć się w rolę kobiety dziewiętnastowiecznej, Grzebałkowska spełniła marzenie swego życia i na jeden dzień wypożyczyła gorset, bieliznę i suknię – strój, jaki mogła nosić Konopnicka pod koniec XIX wieku. „W stroju z epoki przemierzałam ulice Warszawy, wspinałam się schodami kamienicy na Starówce, jadłam i pisałam. Nie było mi niewygodnie, ale po trzech godzinach poczułam, że mam już dość, i zdjęłam pancerz. Kobiety z czasów Konopnickiej tak dobrze nie miały”.


*

Ocean materiałów biograficznych, który znowu przepłynęła brawurowo Grzebałkowska, tworzy głównie korespondencja Konopnickiej, zarówno ta ciągle jeszcze rozproszona po archiwach, jak i już wydana w czterech grubych tomach (kilka tysięcy stron) przez Ossolineum. Z ogromu tych listów i liścików autorka biografii potrafiła odtworzyć świat, który poraża czytelnika swoją prawdą i ani na chwilę nie nudzi, nawet kiedy pogrąża go w szczegółach nie mających, wydawałoby się na pozór, większego znaczenia. „Wyobrażam sobie Konopnicką, jak…” – często spotykamy w książce takie lub podobne zdanie. Oto więc na przykład Konopnicka na strychu dworu, w którym zamieszkała po ślubie, odnajduje stos książek leżący bezładnie wśród połamanych krzeseł i stołów. Są tam Próby Monaigne’a, są Wyznania św. Augustyna, a także Maxymy i uwagi moralne de la Rochefoucaulda, jest Najnowszy opis Królestwa Polskiego i Wielkiego Księstwa Litewskiego autorstwa siedemnastowiecznego geografa Andreasa Cellariusa… W liście do Elizy Orzeszkowej przyszła poetka pisze, że te książki – własność pułkownika Janusza Koryckiego, uczestnika powstania listopadowego, powinowatego Konopnickich – „służyły już to jako nogi przeróżnym faskom i skrzyniom kalekim; już to jako pastwa myszom, już wreszcie jako zapas bibuły, dwom może pokoleniom gospodyń domu”. A teraz Grzebałkowska: „Wyobrażam sobie, jak uśmiechnięta kuca przy swoim znalezisku i bierze po kolei okaleczone egzemplarze do ręki. Zdmuchnięty kurz unosi się w powietrzu, a ona gładzi strony, które nie trafiły na podpałkę, i próbuje dopasować do książek oderwane okładki. Podnosi jedną z nich i wącha z zamkniętymi oczami. Układa je potem w słupki i znosi do sypialni”.


[…]


[Dalszy ciąg można przeczytać w numerze.]

WYDAWCA:
WSZELKIE PRAWA ZASTRZEŻONE
©2017-2022 | Twórczość
Deklaracja dostępności
error: Treść niedostępna do kopiowania.