Termin „kultura obrazkowa” towarzyszy nam już od wielu lat. Ostatnimi czasy obserwujemy jednakże jego poszerzone rozumienie. Wydaje się, że powodem tego są bardzo prężna ewolucja platform streamingowych, zajmowanie przez gry komputerowe i konsolowe coraz obszerniejszych pól tematycznych oraz dużo większa ingerencja w codzienność mediów społecznościowych. Co więcej: sami twórcy wysokobudżetowych popkulturowych produkcji często argumentują swe wybory kompozycyjne, odwołując się właśnie do ścisłych relacji młodego pokolenia z platformami społecznościowymi. Twórcy aktorskiej adaptacji disneyowskiego Herkulesa zapowiedzieli, że będzie ona utrzymana w poetyce „tiktokowego musicalu”. Na specyfikę tej aplikacji społecznościowej, która pozwala użytkownikom na nagrywanie krótkich filmów wideo, powoływał się również Tomasz Bagiński, producent wykonawczy netflixowej adaptacji cyklu wiedźmińskiego Andrzeja Sapkowskiego. W ten sposób uznany twórca odpierał zarzuty fanów dotyczące braku spójności narracyjnej i dziur logicznych w drugim sezonie serialu.
Transfer bezpośrednich przeżyć
No cóż, widownia się zmienia. Wszystko się zmienia. Widzę bardzo duże przyśpieszenie procesów, które opisywał Jacek Dukaj w książce Po piśmie (2019). Odrywanie się od ciągów przyczynowo‑skutkowych, odrywanie się od narracji liniowej, to odrywanie się od narracji typowo książkowej. Gdy patrzy się na to, kto ogląda seriale, to widać, że im młodsi widzowie, tym logika intrygi jest mniej istotna. Pojawia się w związku z tym pytanie: a co jest istotniejsze? Odpowiedź brzmi: czyste emocje. Goły miks emocjonalny, bo to są już ludzie wychowani na TikToku, na YouTubie, którzy sobie skaczą z jednego filmiku na drugi.
Powoływanie się na tezy, które Jacek Dukaj zawarł w swym Po piśmie, staje się więc wśród ludzi tworzących współczesną kulturę coraz częstsze. Szczególnie jeśli chodzi o operowanie zabiegami mającymi na celu spłycenie wszelkich sensów naddanych utworu. O czym w takim razie traktuje Dukajowy esej?
Cały koncept Po piśmie jest ufundowany na jednej prymarnej tezie – człowiek ma dostęp do szeroko rozumianej sztuki tylko o tyle, o ile dociera ona do niego poprzez zmysły. W związku z tym nie ma takiej sztuki, której nie można by poddać cyfryzacji, która nie byłaby informacją. Czy w takim razie istnieje jakiegoś rodzaju ostoja, której nie da się scyfryzować? Być może jest nią doświadczenie wewnętrzne, niedostrzegalny gołym okiem zapis egzystencjalny? Autor Starości aksolotla rozważa, czy nowoczesna technika może dotrzeć również do tych najgłębiej utajonych sfer ludzkiego życia. Z całą pewnością zmierza ku temu technologia „transferu bezpośredniego przeżyć”, czyli taka, która umożliwia przesyłanie informacji w sposób niezapośredniczony przez kody czy symbole (na przykład w formie tekstu) – w przeciwieństwie do transferu symbolicznego jest ona rodzajowi ludzkiemu ewolucyjnie bliższa, bardziej naturalna. Oto jak Dukaj mówi o tym w wywiadzie dla Onet News:
My jesteśmy ewolucyjnie przystosowani do odbierania świata bezpośrednio własnymi zmysłami. Nie ma żadnego ewolucyjnego przystosowania do pisma, do kodowania i odkodowywania symboli. To musi być jednostkowo wtłoczone w każdego człowieka przemocą. Widać, jak to bardzo wykrzywia, zmienia i przeformatowuje jego mózg.
Można powiedzieć, że Po piśmie zostało zapowiedziane przez tekst Za długie, nie przeczytam…, opublikowany na łamach „Tygodnika Powszechnego” w 2010 roku, w którym Dukaj przedstawia swe refleksje dotyczące dychotomii pisma i uwarunkowań ewolucyjnych:
Słuchanie muzyki, oglądanie obrazów, sztuk teatralnych opiera się na sprawnościach ludzkich zmysłów i mózgu doskonalonych przez miliony lat. Do lektury natomiast nie wystarczy zdolność dostrzegania znaków na papierze – zachodzi tu nadto skomplikowany proces transformowania symboli w znaczenia. Jest on efektem treningu, który każdy człowiek z osobna musi przejść, zanim przekroczy granicę imperium książki. Ten trening oraz powtarzane doświadczenia czytelnicze zmieniają strukturę kognitywną w sposób jak najbardziej mierzalny. Skany neurologiczne ujawniają obszary mózgu aktywowane w trakcie lektury; uwidaczniają się różnice w skali makro i mikro. Eksperymenty pokazały, że już samo wyobrażenie sobie liter zapala neurony w innych rejonach mózgu, gdy są to małe litery (a), i w innych rejonach, gdy wielkie (A). Wtrenowanie się w biegłość w danym języku oznacza bowiem najzupełniej dosłowne przeformatowanie mózgu, tj. wykształcenie w nim neuronowych połączeń i trybów aktywności najlepiej odpowiadających specyfice danego języka.
Autor zauważa również, że obecnie następuje wyraźna i znaczna zmiana generacyjna. Ludzie wychowani w kulturze słowa pisanego i druku inaczej myślą, zapamiętują i postrzegają świat. Nowe pokolenie nie uczy się już „słuchowo”, poprzez rozmowę, nie jest też kształtowane przez osobowe relacje z mistrzem czy nauczycielem. Młodzi ludzie zdobywają wiedzę (za pośrednictwem wzroku) od martwego i niezmiennego tekstu, „od nikogo”.
Literatura Google’a
Następnie Dukaj pisze o wytworzeniu się specyficznego rodzaju „literatury Google’a”. Epickie dzieło zastępują dziś inne formy medialne, takie jak bardzo złożona rozgrywka komputerowa czy ciągnący się przez wiele sezonów serial. Literatura reaguje na te zmiany i niejako się do nich przystosowuje. Jak pisze Dukaj:
Przede wszystkim „literatura Google’a” operuje mikromodułami narracji. Rzuca się to w oczy już w graficznym układzie tekstu. Proszę otworzyć w dowolnym miejscu któryś z tomów serii Millenium Stiega Larssona, tego wzorca współczesnego bestsellera (a każdy tom to ponad 600 stron). Mamy tu bloki tekstu wprost odpowiadające scenom z nowocześnie montowanego serialu: ujęcie, ujęcie, dialog, cięcie. Z tym wiąże się druga cecha wspólna z serialami: symultaniczność. Akcja rozbita zostaje na kilka (a niekiedy – jak u Kinga, w technothrillerach czy sagach fantasy – kilkanaście lub kilkadziesiąt) wątków, lokalizacji, wiodących postaci. W ten sposób powieść (i serial) sztucznie zaspokaja owo wdrukowane w zguglowany mózg pragnienie przeskakiwania do wciąż nowych strumieni danych: nie mogę na kartkach książki otworzyć kolejnego okna przeglądarki czy wejść na kolejny kanał czatu, ale zanim ten odruch bezwarunkowy wyrwie mnie z lektury – jestem już w innym wątku, w innej scenografii, z innymi bohaterami.
Jak wynika z przytoczonego fragmentu, istotna stała się dziś zasada fragmentacji, dzięki której ludzki umysł nie jest zmuszony sięgać poza obecnie czytany (lub oglądany) fragment. Łączy się to z techniką powtórzenia, która pozwala odbiorcy na ciągłe odnajdywanie się w danym tekście kultury. W serialu dzieje się tak za sprawą zamkniętej struktury scenariusza każdego odcinka, jak również streszczenia zdarzeń poprzednich. W przypadku powieści Google’a, by czytelnik nie poczuł się zagubiony w trakcie obcowania z lekturą, pisarz powinien używać zabiegu repetycji. Te tezy Dukaj powtarza również w Po piśmie, choć na marginesie warto zwrócić uwagę na to, że twórca pomija w swych rozważaniach bardzo istotną cechę literatury, jaką jest jej nieprzewidywalność. Pisze o tym Michał Tabaczyński:
U Dukaja literatura doby pisma jest właściwie wyłącznie strukturą fabularną: „Dla kultury pisma charakterystyczny jest porządek fabuły, aż do poziomu matematycznej ścisłości wynikania, gdy ze sceny 102 wynika scena 103 itd.”. To niezwykle konserwatywne podejście, które w hierarchii wytworów pisma premiuje jeden tylko model literatury oraz jedno tylko wyobrażenie czytania. A przecież aż tak prosto nie jest. Ani powieść – nawet ta xix‑wieczna oraz jej xx‑wieczne spadkobierczynie – nie jest strukturą spójną i celową, ani nasza lektura nie powiela takiego modelu.
Wracając jednak do rozważań Dukaja – w Po piśmie wyróżnia on cztery kategorie metod transferu. Są to:
– Słowa – w przypadku transferu słownego nie przekazuje się wrażeń bezpośrednio, ale należy polegać na aktywnej współpracy z odbiorcą. Ten ma do dyspozycji jedynie kody i symbole wrażeń, które mogą się uaktywnić poprzez twórczą moc jego wyobraźni.
– Sztuka figuratywna – poprzez zdjęcia, obrazy i nagrania odbiorca doświadcza niepełnych, spłaszczonych, sztucznych, ale niewymagających dekodowania symboli. Dzięki różnego rodzaju obrazom odbiorca nie musi przyswajać w trakcie lektury detalicznych deskrypcji strona po stronie, ponieważ łatwiej mu wyobrazić sobie coś, co widział już wcześniej (choćby jedynie w formie zapośredniczonej).
– Augmented Reality oraz Virtual Reality – AR polega na nakładaniu na rzeczywistość postrzeganą zmysłami sztucznych, wirtualnych warstw. Niektóre z nich dodają do świata rzeczywistego nowe elementy lub przekształcają te już istniejące. VR natomiast całkowicie wymazuje i zastępuję wszelkie wrażenia zmysłowe ze świata fizycznego. Człowiek doświadcza wirtualnej rzeczywistości poprzez urządzenia angażujące zmysły: wzroku, słuchu, dotyku – każde przeżycie przechodzi więc przez filtr ciała.
– Mind‑machine interface – technika ta nie wymaga żadnych zewnętrznych urządzeń ani też udziału zmysłów. Bodźce wzbudzane są w samej korze mózgowej. Najgłębsze przeżycie związane z doświadczaniem świata, innych ludzi, jak i własnego ja odbywa się bezpośrednio na neuronach.
[…]
[Dalszy ciąg można przeczytać w numerze.]