02/2019

Jarosław Iwaszkiewicz

Z listów do Szymona Piotrowskiego

Znajdująca się w archiwum Muzeum im. Anny i Jarosława Iwaszkiewiczów w Stawisku korespondencja Jarosława Iwaszkiewicza i Szymona Piotrowskiego obejmuje lata 1958−1980 i liczy 275 kart (345 stron). Nie ma w niej jednak pełnej symetrii, 96 kart pocztowych i listów Iwaszkiewicza pochodzi bowiem z lat 1963−1980, natomiast 75 listów, kartek pocztowych i telegramów Piotrowskiego mieści się w latach 1958−1974. Mimo tych luk jest to bez wątpienia jedna z najciekawszych Iwaszkiewiczowskich korespondencji. Decyduje o tym przede wszystkim rola, jaką w życiu poety odgrywał Szymon Piotrowski, który został zatrudniony na Stawisku w lipcu 1958 roku. Do jego obowiązków należało administrowanie Stawiskiem oraz pełnienie funkcji sekretarza i kierowcy Iwaszkiewicza. Charakter i zakres jego prac sprawiły, że szybko stał się jedną z najważniejszych dla pisarza osób, powiernikiem jego osobistych kłopotów i sekretów, szarą eminencją Stawiska. Toteż korespondencja z Piotrowskim odsłania nieobecny w innych listach Iwaszkiewicza − lub występujący rzadko − aspekt jego biografii: bycie pisarzem‑instytucją.

Prezentowany wybór listów pochodzi z wiosny 1964 roku i stanowi cenny materiał głównie dlatego, że odzwierciedla myśli, uczucia i postępowanie autora Sławy i chwały krótko po tym, jak wyszła na jaw sprawa Listu 34. W sformułowanym przez Antoniego Słonimskiego memoriale trzydziestu czterech podpisanych pod nim pisarzy i naukowców kierowało do rządu słowa dezaprobaty wobec zaostrzenia cenzury prasowej i ograniczeń przydziału papieru na druk książek i czasopism. 14 marca pismo złożono w kancelarii premiera Józefa Cyrankiewicza, dwanaście dni później o liście poinformowały Agencja Reutera i Radio Wolna Europa. 29 marca Iwaszkiewicz wysłał list do ministra kultury Tadeusza Galińskiego, w którym protestował przeciwko szykanowaniu sygnatariuszy Listu 34 i groził ustąpieniem ze stanowiska prezesa ZLP. 30 marca o godz. 8.20 rano wyleciał do Rzymu. W dzienniku pod datą 11 kwietnia 1964 roku skomentował ten wyjazd: „Nie wyjechałem z Warszawy − uciekłem”.

Pani Marii Iwaszkiewicz-Wojdowskiej dziękuję za zgodę na druk listów.

Robert Papieski


[…]

Roma, 7.4.64


Mój Szymeczku − dziwne przeżywam sprawy. Co rano budzę się w dobrym humorze, gotów do wyjazdu, do wsiąścia do samolotu, pociągu, pegaza czy konia, mułu czy osła − a ku wieczorowi klapnę, opadam, liczę pieniądze, których się nie mogę doliczyć, i osiadam na mieliźnie. Nic mi się nie chce i nigdzie się nie ruszam! Bo i pogoda taka: z rana ładnie, potem duszno, potem pada i robi się ponuro − i we mnie to samo. Już chciałem lecieć do Katanii, a tu tymczasem Etna wybuchła, chciałbym zobaczyć taki wybuch, bo to wspaniałe, ale boję się, że wy będziecie się niepokoić. Katania leży u samych stóp Etny, więc się na razie wycofałem z Katanii. Poza tym absolutnie nie mogę obrachować pieniędzy, czek szwajcarski zabrali do realizacji i dadzą znać za parę dni; tymczasem ambasador mówił, że na pewno z funduszu Balzana to nie zrealizują! I co ja będę robił? Denerwuje mnie to wszystko. Na domiar złego dzisiaj w magazynie, gdzie kupowałem te piórniki dla Twoich małych (oczywiście takich samych już nie ma i jest co innego), sprzedawczyni wytrąciła mi okulary z ręki, które upadły na podłogę. Z początku myślałem, że nic się nie stało, ale przyszedłszy do domu, zobaczyłem, że jedno szkło pękło! Wściekły jestem, bo nie mam z sobą recepty, a to tak łatwo byłoby tu zamienić. Zawsze mam receptę w portfelu, a tym razem ją gdzieś zawieruszyłem. Mówię Ci, wszystko tak drogie, że dotknąć się nie można. I raptem dziś kupiłem mydło palmolive za 25 lirów (obiad około 2000!). Jutro zaprosi mnie na śniadanie (obiad) stary Kołtoński, ojciec pierwszej Eugeniuszowej1, nuda mnie ogarnia na myśl o tym, ale oszczędność jednego jedzenia bardzo dużo znaczy. Dzisiaj kupiłem te lekarstwa, które mi Ozimowski zapisał, też b. duży wydatek, i zaraz zacząłem brać. Jedno jest na naczynia wieńcowe, drugie nie wiem już na co − na artretyzmy. Chciałem pojechać do Katanii, bo tam zaraz obok jest Aci Reale, kąpiele antiartretyczne − może bym wziął kilka, bo ta ręka to mi porządnie dokucza, chociaż dziś mniej. Napisałem dzisiaj artykuł do „Życia Warszawy” o korespondencji Kraszewskiego z Lenartowiczem2, ale to dopiero na maj, bo w kwietniu Rozmów o książkach nie będzie. Tak się to złożyło − ale jak u mnie zawsze − złożyło się dobrze, żeby akurat teraz moich artykułów nigdzie nie było. Trochę się czuję lepiej pod względem nerwów, ale sny w dalszym ciągu koszmarne i bardzo mnie męczą.

Znowu pochmurno i burza, i deszcz, a już było w południe tak ładnie. Grzmi w niebie i łamie w kościach. To życie!

Jak wszystko się składa. W Wenecji aresztowano całą wycieczkę austriacką, bo okazało się, że to tajna organizacja, która chciała wysadzić w powietrze most pomiędzy Wenecją a lądem stałym. Może ich widziałem? Zresztą to wszystko współdziała temu, co ja teraz piszę, nawet dziś w tym sklepie, w którym kupiłem zegarek, widziałem wypchanego kota czarnego z dwoma szmaragdami zamiast oczu i w stroiku z pereł i brylantów. Ogon owinięty sznurem pereł. Akurat to, czego szukałem do mego opowiadania. Ci chłopcy także.

W Wiedniu proces homoseksualisty, bardzo miłego z wyglądu, który mordował kobiety z nienawiści. Ostatnio dziesięcioletnią dziewczynkę, koleżankę ze szkoły, której zadał nożem siedemnaście ran w okolice serca, a czternaście w brzuch. Co z takim zrobić?

Świat jest przerażający. Ale Gomułka mówił o moim optymizmie pisarskim3. Cholera nie optymizm.

Całuję Cię

J.

Drugi dzień niepalenia.


[…]

Opracował Robert Papieski

[wszystkie listy do przeczytania w numerze]

WYDAWCA:
WSZELKIE PRAWA ZASTRZEŻONE
©2017-2022 | Twórczość
Deklaracja dostępności
error: Treść niedostępna do kopiowania.