Elegijne wizje Frajlich wprost lub pośrednio, zwłaszcza w pierwszej części tomu, opierają się na rodzinnych przekazach i autobiograficznych doznaniach, które podlegają uniwersalizacji. Wspomnienie o decyzji, by w 1969 roku, po fali antysemickich nastrojów i ataków, wyjechać z Polski, formuła „jak najdalej od Europy” uzmysławia poetce prawidłowość jej losu od chwili urodzenia w Kirgistanie. Eurocentryzm dostaje się w krytyczny nurt. Wszak Europa jest usiana miejscami „spełnionej Apokalipsy”, ludobójstwa, masowej niesprawiedliwości, a wreszcie stanowiła źródło światowych wojen. Polska poezja za sprawą emigracji i migracji wciąż się globalizuje.
Tom składa się z czterech części (Odjazdy, powroty, pamięć, A jednak jeszcze czytają, Szukanie klucza, Snem wiecznym żyć), które jednak ponawiają – powracającą w różnych konfiguracjach – sytuację poznawczą. Polega ona na stawaniu wobec tego, co nieznane, dalekie, zapomniane, pierwsze, zagadkowe, zamknięte, bezpowrotne, niespełnione. Bohaterka tych wierszy odczuwa obecność nieobecnych bytów, osób, zdarzeń, sensów, zasypanych niedostępnymi warstwami lub zakrytych nieprzenikalnymi zasłonami (na przykład przeglądając stare albumy, próbuje się wczuć w fotograficzne cienie osób, których od dziesięcioleci nie ma wśród żywych). W ten sposób, idąc „traktem niepamięci”, odkrywa swoją niewiedzę, która skutkuje powstaniem napięcia pomiędzy podmiotem poznającym a tym, co nienamacalnie gdzieś trwa; choć nie pozwala się rozpoznać, to jednak daje ledwo uchwytne znaki.
Ujawniona przez Frajlich niewiedza jest negatywem odbijającej się w człowieku – w jego uczuciach i przeczuciach, symbolach i poetyckich doświadczeniach – wiedzy, która oznacza tu szczególny rodzaj wyższej świadomości, a może bytowania w wymiarze doskonalszym. Prawdopodobnie wraz z wejściem w jego „nieśmiertelną” przestrzeń spotkamy wszystkich utraconych i wszystko, co przeminęło i zaginęło – niekiedy bez śladu. Przypuszczalnie
Wiersze odwracają się od patosu dziejów. Rejestracja i kontemplacja miejsc, przypominanie małych i większych radości oraz załamań życiowych więcej waży niż najbardziej wzniosłe uczucia i myśli czy idee. Kształty urody istnienia, zaprawionej w tej poezji goryczą, utożsamiane są z nieidealizowanymi krajobrazami, widokami, drobnymi zdarzeniami, dającymi się geograficznie zlokalizować, jak to w podróży (Rzym, Toskania, Lwów, Wilno, Quebec, Boston itd.). Trudno powiedzieć, czy któreś z nich są jakoś szczególnie uprzywilejowane: „mapa jest jak horoskop / niby odczytana / a jednak kryje w sobie / tajemniczą wiedzę”. Dlatego wiele liryków skonstruowanych jest na zasadzie powrotu do poznanego niegdyś miejsca, które nie przestaje być nieznane.
Nie tylko do jednego kontynentu odnosi się autoironiczne wyznanie: „Lubię wracać / do tych samych miejsc / odkrywać Amerykę pod liściem / łopianu”. Odkrywanie Ameryki przez Frajlich nabiera wieloznaczności, między innymi wchodzi w spór z idiomatyczną semantyką zwrotu frazeologicznego ‘odkrywać Amerykę’. Kołowrót powrotów uruchomiony w tej poezji jakże przypomina pisarską wyobraźnię Jarosława Iwaszkiewicza. Źródłem kreacji jest nieodparta potrzeba powracania do przeszłościowego konkretu.
Anna Frajlich za pomocą empirii poetyckiej sprawdza, a następnie odnotowuje, szybko i niezauważalnie rozrzedzający się i unieważniający dramat rozpadu zarówno indywidualnej, jak i wspólnotowej egzystencji. Liryki czerpią ze stawiania oporu przez ich bohaterkę przybierającemu na sile wrażeniu, że to, co się zdarzyło, staje się niebyłe. Jednakże dramat rozpadu w wymiarze fizykalnym, psychologicznym, biologicznym, społecznym jest niezbywalnym przejawem upływu czasu. Poetka nie tylko uczy się rozsądnie akceptować przemijanie, lecz także wyzwala w sobie imperatyw świadomego i twórczego towarzyszenia mu.
W wierszach z tomu W pośpiechu rzeka płynie występuje dużo stwierdzeń nacechowanych oczywistością, bo poetka nie celuje w wymyślaniu „awangardowych” znaczeń. Wpisuje swój los w mapę świata, w historię ludzkiej rodziny, a także w ciągłość poezji polskiej. Najbardziej intensywnie czyni to w części A jednak jeszcze czytają. Liryczna dokumentacja własnych lektur to jedna sprawa. Pochwała czytania to druga. Jego wartość bierze się stąd, że w trakcie tej czynności stoimy przed tym, co ukryte, i odnawiamy nadzieję na rozpoznanie celu naszego błądzenia.
Aktywizm podróżny, instynkt wędrówki i chęć poznawania odsłania się przekornie w symbolice „szukania klucza”, ale już inaczej niż w dwóch pierwszych częściach tomu. W zestawie utworów zatytułowanym Szukanie klucza poetka mówi z punktu widzenia człowieka stacjonarnego, który udaje się do wnętrza siebie i wnętrza własnego domu. A i tu napotyka drogi ku doznaniom przynoszącym wiedzę, bo wszędzie dostrzega zmienność i stany odmienne: „tylko w różnicy / kryje się / poznanie”.
Tom domykają liryki epitafijne, poetyckie nekrologi, funeralne zamyślenia, zebrane pod tytułem Snem wiecznym żyć. Jawią się one jak rozpisane określenie Jana Kochanowskiego z Trenu
W poezji Anny Frajlich, uprawianej z miłości do ludzi i świata oraz z woli poznawania wyznacznika człowieczeństwa, nieustannie dokonuje się przewartościowywanie złego mitu