Żaden problem nie jest dla literatury i jej skromnej tajemnicy
tak znamienny, jak ten, który stawia przekład.
(J.L. Borges, Homeryckie wersje)
Wiemy natomiast, że w różnych okresach życia miał okazję zetknąć się z naszymi rodakami i polską kulturą. Już w czasie nauki w szkole średniej w Genewie blisko zaprzyjaźnił się z paroma polskimi Żydami. Wielokrotnie też w różnych wypowiedziach wyrażał fascynację twórczością Josepha Conrada. Przyznał, że wykorzystał w swej twórczości „ideę z Lorda Jima – z opowieści o tchórzu, który chciał być odważny”. Nawiązywał też do Smugi cienia. A w ogóle Conrada wskazywał – podkreślając nawet, że przed Dickensem – jako jednego z nielicznych powieściopisarzy, którzy umieli tworzyć postaci. Zapytany o to przez Richarda Burgina, odparł: „Conrad niewątpliwie tak, bo u niego wszystko zawsze jest ogromnie realne, a zarazem bardzo poetyckie”.
Miał też Borges kontakt z Witoldem Gombrowiczem, z tym że każdy z pisarzy przykładał do tej znajomości inną wagę. Gombrowicz w wywiadzie dla „Le Monde” z 19 kwietnia 1978 roku powiedział: „Tak, znałem go dość dobrze. Byliśmy przyjaciółmi”. Borges zaś, nieco wcześniej, w wywiadzie udzielonym argentyńskiej dziennikarce potraktował Gombrowicza z pewną wyniosłością, mówiąc między innymi: „Tego Gombrowicza widziałem tylko raz. Wydał mi się czymś w rodzaju histriona. […] Poznałem tego człowieka przez mego przyjaciela, poetę Carlosa Mastronardiego, który był też jego przyjacielem. Mastronardi tyle mówił o Gombrowiczu, że w końcu zabroniliśmy mu wymieniać to nazwisko. Ilekroć potem używał słów «pewien cudzoziemiec, Słowianin, arystokrata, postronny obserwator», wiedzieliśmy już, kogo ma na myśli”. Jak było naprawdę, trudno dziś dociec, nie budzi jednak wątpliwości, że prawdziwa jest zanotowana przez kronikarzy opowiastka, którą przytacza Rajmund Kalicki: „Powiadają ferdydurkiści, że Gombrowicz, odpływając z Buenos Aires, powiódł wzrokiem po zebranej na nabrzeżu gromadce swych uczniów (Mariano Betelú, Jorge Di Paola, Miguel Grinberg, Juan Carlos Gómez…) i zawołał donośnie: «Chłopcy, zabijcie Borgesa!»”. Nie wiemy, czym kierował się nasz rodak, wydając ten rozkaz. Ale wiemy, że uczniowie odebrali polecenie, zgodnie z intencją, raczej symbolicznie.
Warto tu jeszcze wspomnieć pewien mało znany fakt. Borges i jego dwaj koledzy literaci napisali trzy wiersze, każdy po jednym, poświęcone okupowanej Polsce. Alejandro Vaccaro (bibliofil i badacz Borgesa, autor między innymi jego biografii oraz książki El señor Borges, spisanej na podstawie rozmów z Epifaníą Uvedą de Robledo – służącą Borgesa) udostępnił tę publikację Rajmundowi Kalickiemu. Ten podarował fotokopię mnie – w ten sposób znalazła się w moich rękach kopia tej nieprawdopodobnej broszury. Niedługo potem Rajmund Kalicki wydrukował te trzy wiersze w swoim tłumaczeniu w „Twórczości”. Oto, co napisał we wstępie:
Już zamazuje wieczór twoje piaski, twoje ogrody,
a zmyślna noc twoich strasznych gości:
w jej mroku są ludzie śniący, że są wolni
i inni (na których ktoś czeka) uczciwie martwi.
To oczywiście ze strony Borgesa zwykła kokieteria, jest bowiem mnóstwo dowodów na to, ze bardzo interesował się na przykład tym, czy jego książki dobrze się sprzedają. A i do przekładów przywiązywał niemałą wagę. Bo zapytany o sławę odparł: „Sława – zawdzięczam ten przywilej moim francuskim tłumaczom, którzy – nie ulega wątpliwości – mieli więcej talentu niż ja. Oni mnie po prostu wymyślili”.
No cóż, widać nie wiedział, a pewnie i nie przypuszczał nawet, że „pierwszy polski, a być może pierwszy w Europie, przekład jego utworu został opublikowany – o czym nikt w Argentynie nie wie – już w 1922 roku”. I to właśnie w ojczyźnie jego późniejszego znajomego, Gombrowicza.
Był to wiersz Poranek. Ukazał się on w przekładzie Tadeusza Peipera w efemerycznym czasopiśmie (wyszły tylko dwa numery) „Nowa Sztuka” w lutym 1922 roku, a więc przeszło dziewięćdziesiąt lat temu, gdy autor miał dwadzieścia trzy lata. (W założycielskim komitecie redakcyjnym pisma był między innymi Jarosław Iwaszkiewicz). Trudno teraz ustalić, czy Peiper uzyskał ten wiersz od samego autora podczas swojego pobytu w Hiszpanii, gdzie w tym czasie mieszkał też Borges, czy też natrafił nań w numerze 1 madryckiego czasopisma „Ultra” z 27 stycznia 1921 roku, gdzie był po raz pierwszy (i jedyny) drukowany.
świat rośnie jak jasne drzewo
słońce pijane jak śruba
gra pobudkę na dachach
i rozdziera swemi ostrogami zwierciadła
Jak karta do gry
cień mój spadł na gościniec
W górze unosi się niebo
a ptaki jak błędne noce wyżłabiają w niem bruzdy
Świeży poranek kładzie się na moje barki.
Potem przez trzydzieści trzy lata Borgesa w Polsce nie publikowano. Dopiero od 1955 roku, początkowo bardzo nieśmiało, na łamach różnych czasopism, nie zawsze literackich, zaczynają się ukazywać jego opowiadania. Te pierwsze przekłady charakteryzują się bardzo mierną jakością i z wielu powodów robią wrażenie przekładów z przekładów, czyli – jak się to ładnie po hiszpańsku mówi – traducciones-nietas (przekłady-wnuczki). Głębsze zainteresowanie tłumaczonym już na wiele języków i wyróżnionym licznymi (w tym również międzynarodowymi) nagrodami pisarzem zaczyna się w 1966 roku. Przez kilka lat utwory Borgesa są w Polsce drukowane jedynie w czasopismach. Dopiero w styczniu 1972 roku PIW wydaje Fikcje, a w czerwcu tego samego roku Czytelnik – Alefa. Jednocześnie rozpędu nabierają publikacje w czasopismach i w latach siedemdziesiątych Borges staje się popularny w kraju nad Wisłą. Do chwili obecnej (31 marca 2018) ukazało się w Polsce łącznie 2746 utworów Borgesa. W liczbie tej zawierają się wszystkie publikacje, a więc również utwory drukowane kilkakrotnie, w tych samych lub innych przekładach, w czasopismach i w drukach zwartych.
Tłumaczenie utworów wielkiego Argentyńczyka jest z różnych względów nadzwyczaj trudne, ale, widać, kuszące, skoro podejmowano tyle prób, a z pewnością będą i następne. We wstępie do jubileuszowego wydania tragedii Szekspira, opublikowanego w czterechsetną rocznicę jego urodzin (William Szekspir, Tragedie, PIW, Warszawa 1964), Stanisław Helsztyński podaje, że przez czterysta lat przekładami Szekspira zajmowało się w Polsce czterdzieści pięć osób. Borgesa, przez osiemdziesiąt lat, przekładało w Polsce pięćdziesięciu dwóch tłumaczy. Wśród nich poeci tej miary, co Zbigniew Herbert, Artur Międzyrzecki, Czesław Miłosz, Jerzy Prokopiuk, Janusz Strasburger, Adam Ważyk.
Utwory argentyńskiego pisarza drukowane były w sześćdziesięciu czasopismach (w tym czterech emigracyjnych: londyńskiej „Oficynie Poetów”, londyńskich „Wiadomościach”, paryskim „Kontakcie” i paryskich „Zeszytach Literackich”), nie tylko tej klasy, co „Twórczość”, „Poezja”, „Odra”, „Literatura na Świecie”, „Literatura”, „Pismo Literacko-Artystyczne”, „Życie Literackie”, ale nawet tak popularnych, jak „Nowa Wieś”, „Przyjaciółka”, „Sztandar Młodych” czy „Życie Warszawy”.
Wydano dotychczas pięćdziesiąt pozycji Borgesa w jedenastu wydawnictwach, niektóre z nich dwu- lub trzykrotnie, czasem pod różnymi tytułami.
Niewątpliwe zainteresowanie czytelników dziełami Borgesa pozwala mieć nadzieję, że to nie koniec jego polskich wydań, z których powstała już całkiem spora biblioteka. I godzi się tu przestrzec przyszłych translatorów przed podjęciem tego trudu. Wszak Borges w swych utworach obficie korzysta ze swej niebywałej erudycji – kiedyś nawet powiedział, że przeczytał niemal wszystko – i cytuje, niefrasobliwie zapominając o cudzysłowach czy nawet pomijając nazwisko autora. Zresztą cytaty też często po prostu zmyśla. Trzeba by erudycji i pamięci Borgesa, żeby się w tym odnaleźć. Odnaleźć w świecie człowieka, który wyobrażał sobie raj nie tyle jako ogród, ile jako rodzaj biblioteki.
[…]
[dalszy ciąg do przeczytania w numerze]