[…]
Aneks. Ślepy rycerz
Zajrzałem (wzmacniając moje ślepe oczy szkłem powiększającym) do kilku słowników i sprawdziłem, jak naszą ciuciubabkę (lub ciuciućmę, lub ciuciurupę, a także ślepą babkę) nazywają w innych krajach – i oto, czego się dowiedziałem. Słowniki informują, że po rosyjsku ciuciubabka nosi nazwę „żmurki”, a grać w ciuciubabkę to tyle, co „igrat’ w żmurki”. W tym, na pierwszy rzut oka, nie ma nic specjalnie ciekawego (choć może rosyjskie słowniki etymologiczne poprowadziłyby nas gdzieś dalej): nazwa gry „w żmurki” pochodzi najprawdopodobniej od wyrażenia „żmurit’ głaza”, czyli od mrużenia oczu. Według słowników polsko-hiszpańskich ciuciubabka to la gallina ciega, a gra w ciuciubabkę to el juego de la gallina ciega. I tu mamy od razu coś ciekawego, bowiem w języku niemieckim hiszpańską ślepą kurę zastąpiła ślepa krowa: ciuciubabka to u Niemców die Blindekuh, a kto gra w ciuciubabkę, ten die Blindekuh spielt. Dlaczego Hiszpanie woleli umieścić w centrum tanecznego kręgu (a mając na uwadze symboliczne znaczenia ciuciubabki można by nawet powiedzieć – w centrum istnienia) ślepą kurę, a Niemcy – ślepą krowę? Tego nie potrafię wyjaśnić. I lepiej może nie wdawać się w tym wypadku w żadne wyjaśnienia, bo mogłoby to doprowadzić do jakichś nieprzyjemnych rozważań na temat niemieckiego charakteru narodowego oraz niemieckiego wdzięku i niemieckiej lekkości istnienia. Najciekawsza ze wszystkich znanych mi nazw ciuciubabki – ciekawsza nawet od naszej ciuciurupy i naszej ciuciućmy – jest nazwa francuska. U Francuzów ciuciubabka nazywa się colin‑maillard; grać w ciuciubabkę to tyle, co jouer à colin‑maillard. Połączenie colin‑maillard jest nazwą zabawy, ale colin‑maillard to także i ten, kto ma oczy zawiązane. Jak tłumaczą słowniki: celui qui a les yeux bandés. W języku potocznym colin‑maillard oznacza zaś osobę, która szuka czegoś po omacku – personne qui cherche à tâtons. Stąd też pochodzi wyrażenie en colin‑maillard, które znaczy tyle, co à tâtons, czyli po omacku oraz en aveugle, czyli na ślepo, na oślep. To wszystko jednak nie tłumaczy jeszcze, skąd wzięło się połączenie colin‑maillard i co znaczą, wzięte osobno, colin oraz maillard. Niektóre, ale nie wszystkie, słowniki francusko‑polskie informują, że colin to ptak, którego my nazywamy kurką wodną, a jako wyrażenie gminne colin bywa też używane jako nazwa nocnika, ale to z ciuciubabką raczej nie ma nic wspólnego. Wyjaśnienie, w jaki sposób powstało tajemnicze połączenie colin‑maillard, znalazłem w starej, wielotomowej (pochodzącej prawdopodobnie z pierwszych lat XX wieku) encyklopedii Larousse’a. Zamieszczone tam hasło Colin‑Maillard informuje, że według legendy, mającej swój początek w wiekach średnich, niejaki Colin, sławny wojownik z księstwa Liège, przyjął przydomek Maillard, bowiem w czasie walki posługiwał się najchętniej bronią, która nazywa się le maillet. Co to jest le maillet, po polsku nie da się precyzyjnie objaśnić – może to być czekan, czyli bojowy topór z długą rękojeścią, może to być obuch, czyli młot bojowy. Imię z przydomkiem, Colin‑Maillard, powinno zatem zostać oddane po polsku jako Colin Młociarz, ewentualnie jako Colin Obuch, Colin Obuchowicz. Ów Colin Obuchowicz, który został pasowany na rycerza w roku 999 przez króla Francji, Roberta II Pobożnego (le Pieux), słynął ze swojej szaleńczej odwagi, a sławę zyskał walcząc o przyłączenie do królestwa Kapetyngów księstwa Burgundii oraz hrabstw Dreux i Melun. Robert Pobożny był drugim z kolei królem z tej dynastii. W jednej z bitew przeciwko hrabiemu Louvain (to było prawdopodobnie już w wieku XI – Robert Pobożny rządził w latach 996−1031) Colin‑Maillard stracił oczy. Encyklopedia nie mówi, jak to się stało, ale prawdopodobnie oczy zostały albo przeszyte strzałami, albo wyłupione – w haśle czytamy, że „il eut les deux yeux crevés”. Choć tak okrutnie oślepiony, Colin‑Maillard nie zszedł z pola bitwy, lecz walczył nadal, posługując się swoim straszliwym obuchem lub czekanem, i ta to właśnie przygoda ślepego rycerza dała, według mojego starego Larousse’a, początek zabawie nazywanej colin‑maillard – „On ferait remonter à cette aventure l’origine du jeu de colin‑maillard”. Jeśli potraktujemy serio tę legendarną (lub może bajeczną?) opowieść (a nie widać powodu, dla którego należałoby traktować ją inaczej), to będziemy mogli powiedzieć, że mamy w niej dwie bardzo ważne informacje dotyczące ciuciubabki. Pierwsza dotyczy jej pochodzenia, druga jej charakteru. Ta pierwsza mówi, że ciuciubabka to zabawa zamierzchła, wiekowa, taka, której początki ukryte są w ciemności pierwszych stuleci cywilizacji chrześcijańskiej. Informacja druga, ta dotycząca (utajonego lub nawet zagubionego) charakteru ciuciubabki, wydobywająca na jaw ten utajony charakter, mówi nam natomiast, że jest to zabawa okrutna: u jej początków jest wyłupienie oczu; trwałe, a nie chwilowe (przy pomocy czarnej lub białej chusty) pozbawienie wzroku – i właśnie to pierwotne, przedwiekowe wyłupienie organizuje jej zabawową strukturę – krzyki i wrzaski towarzyszące zabawie są, można by powiedzieć, skutkiem wyłupienia. Albo skutkiem potężnych uderzeń żelaznego młota. Stąd zaś wniosek, że u początków wesołej zabawy (ślepej pogoni za jakąś panienką, która, gdy zostanie po omacku schwytana i przyparta do ściany, będzie miło obmacywana) jest cierpienie oślepionego – jego ból i jego krwawe łzy, strumyki krwi wyciekające z pustych (opróżnionych) oczodołów. Czy chcecie, żebym to jeszcze wyraźniej dopowiedział? To jest właśnie życie – od krwawych łez, strumyków krwi i uderzeń potężnego młota, do wesołego, ślepego obmacywania i wkładania ręki pod spódniczkę – lub odwrotnie: od ręki, która pod spódniczką poszukuje podwiązki, do krwawych łez i pustych oczodołów.
[…]
[całość do przeczytania w numerze]