07-08/2019

Włodzimierz Paźniewski

Dorożka wyobraźni

Ktoś odkrył całkiem niedawno, że „myśli krążą szybciej niż ludzie i nie potrzebują do tego paszportu”. Dorożka wyobraźni, którą na praskiej ulicy jeszcze w roku 1979 zatrzymał pisarz czeski Josef Kroutvor, by zabrać ze sobą w tę trochę zwariowaną podróż wiele miast i krajów, do tej pory cały czas znajduje się w drodze. Jeszcze nie dotarła na miejsce swego przeznaczenia. Do końca nie ma również pewności, kto zapłaci za tak długi kurs. W czasie licznych postojów Józef K. na początek podyktował jej życiorys zatytułowany Europa Środkowa: anegdota i historia, który potem opublikował emigracyjny miesięcznik czeski „Svedectvi”. Tekst czeskiego pisarza miał liczne przekłady na języki obce. I wyraźnie nawiązywał do głośnego eseju Milana Kundery Zachód porwany czyli tragedia Europy Środkowej, który swego czasu wywołał liczne polemiki i żywą dyskusję.

Zapewne, aby wprowadzić w błąd tajną policję polityczną w ówczesnej Czechosłowacji, gdzie nadal szalała tzw. normalizacja po Praskiej Wiośnie, autor na wszelki wypadek skrył się za pseudonimem Józefa K., pożyczonym prawdopodobnie od Franza Kafki, i tak już pozostało. W ten sposób za jego sprawą pechowa część naszego kontynentu ma sporządzone wiarygodne CV. I jak na razie nie potrzebuje ono sprostowań ani uzupełnień, gdyż zdania eseju mówią same za siebie:

„Udziałem Europy Środkowej jest ciągły kryzys, nieustanne rozdrabnianie, dzielenie struktury, kult detalu. Niekiedy ingerencje zewnętrzne są tu tak silne, że zagrażają wprost egzystencji narodów, zajmujących tę zamkniętą przestrzeń. Nie istnieje ciągłość historii, która ulega bezustannemu rozpadowi; epoka i człowiek nie mają czasu na osiągnięcie pełnej dojrzałości. Jednak nie jest to wyłącznie sprawa owych zewnętrznych, naruszających historyczną spójność ingerencji, ponieważ także wewnątrz zachodzi tu zjawisko entropii, powolny rozkład świadomości historycznej, erozja nieśpiesznej rzeczywistości. Dla mieszkańców tego regionu historia to przede wszystkimi suma gorzkich doświadczeń”. Ale nawet tragedie tej części kontynentu prędzej czy później zmieniają się w nostalgiczną groteskę, jakby nad scenariuszem wydarzeń czuwał co najmniej Bohumil Hrabal. Zdaje się, że głównie na tym polega zniewalający urok peryferii. Inaczej życie pod tym adresem byłoby nie do zniesienia i są na to liczne dowody.

Wysyłając list gończy za Europą Środkową, autor nie pomija żadnego drobiazgu, który może się przydać w prowadzonym przez niego doraźnym śledztwie. Notuje wszystko, np. typowe cuchy, wonie i zalatywania. Nad tą częścią kontynentu unosi się „ciężka woń gotowanej kapusty, zwietrzałego piwa”, pisze, „czuje się tu mdły zapach przejrzałych arbuzów”. Przy okazji główny księgowy i polityk mają także coś do dodania do tego obrazu. „W Europie Środkowej wszystko jest płaskie, wyrównane, podporządkowane powszechnej przeciętności. Drogą Europy Środkowej jest droga złotego środka. Nie ma tu skrajnej nędzy ani wielkiego bogactwa, skrajnej prawicy ani radykalnej lewicy, gwałtownych namiętności ani trzeźwego rozumu, intuicja, ostrożność oraz dowcip są dobre na wszystko”. Jednym słowem, doskonała strefa umiarkowanych temperatur życia społecznego, często mylona z ospałością lub nawet podejrzewana o pielęgnowanie w sobie lenistwa. Poza tym – nikt się do tego otwarcie nie przyzna – kołacze tutaj sporo strachu przed podjęciem jakiegokolwiek ryzyka.

Zdaje się, że Józef K. znajduje się pod wyraźnym wpływem myśli Františka Palacky’ego (1798–1876), czeskiego polityka i historyka, głównego propagatora koncepcji austroslawizmu, która w dziewiętnastym wieku sporo namieszała w Wiedniu, jednego z głównych animatorów czeskiego odrodzenia narodowego, autora monumentalnej pracy Dzieje narodu czeskiego w Czechach i na Morawach. Okazał się on jednym z organizatorów Zjazdu Słowiańskiego (1848) i do dziś pozostaje postacią u naszych południowych sąsiadów powszechnie szanowaną. W Pradze jego zasługi upamiętnia pomnik na placu Palacky’ego oraz most Palacky’ego. Także eksponowane miejsce w dziejach nauki czeskiej ma zapewnione. Jego imię nosi Uniwersytet Palacky’ego w Ołomuńcu. Portret polityka znajduje się również na współczesnym banknocie wartości tysiąca koron. W Czechach nie jest więc osobą anonimową.

Austrosłowianizm był dosyć żywym nurtem myśli społeczno-politycznej w dziewiętnastym wieku, powstałym głównie w Czechach, według którego Słowianie są (a raczej powinni być) główną siłą, na jakiej opiera się monarchia Habsburgów. W końcu to okazało się właśnie jednym z istotnych warunków jej przetrwania po roku 1918. Palacky to przewidział. Największymi wrogami dawnego austrosłowianizmu, podobnie jak dzisiaj Trójmorza, byli dwaj wielcy sąsiedzi Europy Środkowej: Prusy oraz carska Rosja. Przeciwieństwo i zagrożenie stanowiły także buzujące nacjonalizmy poszczególnych narodów wchodzących w skład Austro‑Węgier, które ostatecznie doprowadziły do rozpadu tego państwa po Pierwszej Wojnie Światowej, przegranej przez państwa centralne. Powstało wiele małych krajów, praktycznie bez żadnego politycznego znaczenia. Istotę dawnych Austro‑Węgier stanowiły jej słowiańskie peryferie. Józef K. nie ma co do tego żadnych wątpliwości. I jeszcze jedna okoliczność: spójność temu obszarowi zapewnia kultura, i to jeszcze obecnie, zwłaszcza literatura. Tożsamość oparta na kulturze to niezmiernie ważny atut tego obszaru poddawanego przez historię ciężkim próbom.

Biorąc to pod uwagę, nikt bardziej od Františka Palacky’ego nie nadaje się na politycznego patrona obecnej koncepcji Trójmorza, jaka pojawiła się niedawno, czyli pomysłu budowania współpracy i jedności krajów oraz narodów żyjących pomiędzy Bałtykiem, Morzem Czarnym i Adriatykiem, czyli Europy Środkowej. Pierwsza taka myśl narodziła się w dziewiętnastym wieku. Jest więc do czego nawiązywać. W samym założeniu Trójmorza Czechy, podobnie jak pobliska Polska i Słowacja, będą z racji swojego położenia i potencjału kulturalnego ważnymi częściami tego projektu politycznego, lecz przede wszystkim cywilizacyjnego. Przed Europą Środkową, i to poza UE, która w ostatnich latach nie bardzo wie, co sama ma ze sobą zrobić, otwierają się jakieś nowe szanse i furtka, która do tej pory była zamknięta na cztery spusty. Jej koncepcja narodziła się w genialnej głowie Palacky’ego ponad sto pięćdziesiąt lat temu.

Najnowszy krewniak Józefa K., prozaik, eseista i historyk sztuki Josef Kroutvor, przyszedł na świat w Pradze w roku 1942. Studiował filozofię na Uniwersytecie Karola, skazany w tamtym okresie, jak dzisiaj stało się jasne, wyłącznie na nieprawomyślne lektury i mocno podejrzane znajomości, czego widoczne ślady odnajdziemy w jego prozie, a zwłaszcza w esejach, w których autor wyraźnie płynie pod prąd. Był bliskim znajomym Bohumila Hrabala od lat sześćdziesiątych zeszłego stulecia. Także status dysydenta wcale nie ułatwiał mu osobistego życia, wręcz przeciwnie. Obecnie szefuje Działowi Grafiki Użytkowej i Plakatu w Muzeum Sztuki Użytkowej w Pradze. Uprawia więc z powodzeniem zawód historyka sztuki.

Obszar tej części naszego kontynentu kreśli na mapie Kroutvor w sposób następujący: „Na zachodzie granicę wytycza Monachium i mniejsza, czy jest to fakt pozytywny, czy negatywny. Na górze Drezno jako drugie z miast niemieckich. Pozostałość po dawnej monarchii austro‑węgierskiej reprezentują Wiedeń, Budapeszt, a także Kraków. Należy pamiętać, że i żydowski Lwów należy do Europy Środkowej. Wewnątrz leży jeszcze Bratysława, Brno i wreszcie Praga jako idealne centrum środkowoeuropejskiej przestrzeni”.

Dlaczego podejmowane wcześniej próby budowania środkowoeuropejskiej jedności i solidarności kończyły się niepowodzeniem? Najlepszym tego przykładem, bardzo negatywnym, były stosunki polsko‑czechosłowackie zaraz po roku 1918. Stało się tak, bo zarówno Niemcy, jak i Rosja nigdy nie miały specjalnych kłopotów, by bardzo umiejętnie szczuć jedne narody na drugie i skłócać istniejące na tym obszarze państwa. Ta praktyka skutecznie bywa stosowana również w naszych czasach. Nacjonalizmy małych środkowoeuropejskich narodów są stale podsycane i politycznie wykorzystywane przez wielkich sąsiadów. Skutki już są. Słowacy tradycyjnie nienawidzą Węgrów, i vice versa. Węgrzy utopiliby Rumunów w łyżce wody za Siedmiogród. Czesi nie przepadają za Polakami. Ci ostatni nie mają zbyt wielu powodów, by traktować ich jak sojuszników. Na co było ich stać, pokazali w roku 1918 i później.

Czeska inwazja na Śląsk Cieszyński w roku 1919, zajęcie Zaolzia, mimo zawartych układów w czasie, gdy Polska walczyła z nawałą bolszewicką, tak naprawdę nie zostały zapomniane. Jeszcze większą przepaść wykopała pomiędzy naszymi narodami osobista decyzja prezydenta Masaryka o nieprzepuszczaniu przez czechosłowackie terytorium węgierskich pociągów wiozących broń i amunicję dla wojska polskiego podczas bitwy warszawskiej latem 1920 roku. Paradoksalnie, w tym czasie nie było większego wroga niepodległej Polski niż prezydent Czechosłowacji. Węgierskie pociągi wysyłano okrężną trasą. Przez cały czas Praga działała na korzyść bolszewików. A jednak ta antypolska polityka poniosła klęskę. 12 sierpnia 1920 roku węgierski pociąg wiozący amunicję dla obrońców Warszawy dotarł do Skierniewic, skąd amunicję dostarczano samochodami i furmankami, czym się tylko dało, z dworca prosto na front. Ta węgierska pomoc nadeszła w ostatniej chwili. Przypomnijmy: natężenie walk o stolicę Polski nastąpiło właśnie w trzech dniach sierpniowych: 13, 14 i 15. Postępowanie Pragi było karygodne i nie miało nic wspólnego ze słowiańską solidarnością, o której w najlepszej wierze tak często pisał Palacky.

Bez względu na to, czy w Europie Środkowej w najbliższych latach coś się stanie, czy też nie, krajów i mieszkańców tego rejonu – jeśli nie będą ze sobą współdziałać, lecz podejmą starania w pojedynkę lub w rozproszeniu, przeceniając swoją siłę – nie czeka w przyszłości nic dobrego. Dlatego na wszelki wypadek zawsze instynktownie przygotowują się do klęski, do czego przyzwyczaiła ich historia. Takie panuje powszechne nastawienie. Nikt nie spodziewa się tutaj cudownej odmiany losu swojej ojczyzny.

Dla Europy Środkowej najważniejszy pozostaje przeklęty dylemat, jak przetrwać kolejne ekscesy dziejów i ponieść przy tym stosunkowo niewielkie straty, możliwe do szybkiego odrobienia. Najbardziej przygnębia, co podkreśla Józef K.: nic tutaj nigdy nie jest dokończone. Czy takie bywa nasze przeznaczenie? A może, nie zwracając uwagi na wybryki historii w przeszłości, najwyższa pora to zmienić i mimo piętrzących się przeciwności zadbać o lepszą przyszłość. Nic tak nie demoralizuje, jak bezczynność i czekanie ograniczone do bierności. Na to od wieków liczą wrogowie Europy Środkowej, traktujący jej obszar jako teren swojej wyłącznej ekspansji i dominacji. A są nimi niezmiennie Niemcy i Rosja. I to się w najbliższych latach nie zmieni. Trójmorze jeszcze nie powstało, a ma już, o czym należy zawsze pamiętać, dwóch przeciwników, z czego jeden (Rosja) jest mocarstwem globalnym, a drugi (Niemcy) podporządkował sobie Unię Europejską i coraz mocniej rozpycha się w Europie, jakby na obszarze, który zajmuje, zrobiło się mu nagle bardzo ciasno.

Josef Kroutvor: Europa Środkowa:
anegdota i historia

przeł. Jan Stachowski,
Świat Literacki,
Warszawa 1998, s. 120.
WYDAWCA:
WSZELKIE PRAWA ZASTRZEŻONE
©2017-2022 | Twórczość
Deklaracja dostępności
error: Treść niedostępna do kopiowania.