Po powieści‑rzece odmalowującej świat po pierwszej wojnie światowej (Do zobaczenia w zaświatach Pierre’a Lemaitre, książka wyróżniona w 2013), francuscy czytelnicy poznawali losy hiszpańskich uchodźców na francuskim południu (Nie płakać Lydie Salvayre, 2014), w powieści Kompas Mathiasa Enarda z 2015 roku wiedeński muzykolog mieszał stare i nowe czasy, próbując rozwiązać współczesny kryzys syryjski, w 2016 roku Leïla Slimani przestrzegała rodziców, żeby dobrze traktowali nanię, gdyż nigdy nie wiadomo, co jej strzeli do głowy (Kołysanka), a w 2017 roku Eric Vuillard przypomniał nam o populistycznych upiorach, jakie zbudziły się w przededniu drugiej wojny światowej (Porządek dnia). Jak widać, nie ma tematów „wielkich” i „małych”. Tak jak nie ma tzw. wysokiej literatury, której należy się najwyższy laur, i „czytadeł” przeznaczonych dla mas, wydają się mówić francuscy jurorzy. Są język i styl – i to one decydują o wartości dzieła. Gdyby zatem kontynuować ten historyczno-społeczny „przekładaniec”, w roku 2018 wyróżniona powieść powinna traktować o życiu zwykłych ludzi. I tak jest rzeczywiście.
Nicolas Mathieu (ur. 1978) otrzymał Nagrodę Goncourtów za swą drugą powieść A dzieci ich po nich (Leurs enfants après eux, Actes Sud). Jest to „tyleż fresk polityczny i społeczny, co powieść o dorastaniu”, argumentowało jury, przyznając swą nagrodę. „To książka o straconych złudzeniach”, dopowiadał szczęśliwy pisarz, który umieścił akcję swej powieści w fikcyjnym miasteczku Heillange, w postindustrialnej Lotaryngii lat dziewięćdziesiątych
Nicolas Mathieu zna życie „zwykłych” ludzi, bo sam z takiego postindustrialnego miasta pochodzi. Syn elektryka i księgowej, Mathieu urodził się w trzydziestotysięcznym Epinal, wokół którego nie ma już pól uprawnych, zniknęły rodzinne manufaktury skórzane i tekstylne, gałęzie przemysłu, z których słynął niegdyś region Wogezów, zastąpiły je usługi. Ni to wieś, ni to miasto, mieszkańcom trudno odnaleźć tam własną tożsamość, dzieci idą dokładnie tą samą drogą, co ich rodzice, nie dzieje się nic i, co gorsza, nic się nie wydarzy. „Chciałem opisać świat, z którego pochodzę. [Moja książka] to literacka i polityczna próba nazwania go. Przedmiotem moich dociekań jest rzeczywistość”, mówił dziennikarzom autor. Jego pozbawione złudzeń, krytyczne, ale również przychylne bohaterom, pełne humanizmu spojrzenie odnotowała Julie Malaure, która nazwała czterdziestoletniego pisarza „Balzakiem
Tak na marginesie: charakterystycznym wyrazem frustracji tej „peryferyjnej” Francji była rewolta „żółtych kamizelek”, która wybuchła pod koniec ubiegłego roku w proteście przeciwko podwyżce akcyzy na paliwa i obniżeniu siły nabywczej, paraliżując połowę kraju. Zablokowane zostały drogi, autostrady, rafinerie i składy paliw, niestety nie obyło się bez trzech ofiar śmiertelnych i kilkuset rannych, w tym wielu policjantów. W szeregi manifestująch wkradły się bojówki miejskie. Odnotowano akty przemocy, wandalizmu, a nawet rasizmu. Paryż stanął w ogniu, a wraz z nim niektóre miasta na prowincji, gdzie spalono merostwa i lokale policji. Francja podzieliła się na tych, którzy rozumieją wymogi ekologii i gotowi są zaakceptować związane z nią wysiłki, i tych „drugich”, zdesperowanych, którzy nie są w stanie związać końca z końcem, czują się pominięci w społecznym porządku i gotowi są pociągnąć za sobą resztę.
Ale i Francja pozostająca w centrum uwagi, Francja mediów społecznościowych, cel wycieczek turystów z całego świata i oczko w głowie francuskich polityków, również i ta Francja przeżywa swoje problemy i tragedie. Do zamachu terrorystycznego na paryską redakcję „Charlie Hebdo” z 7 stycznia 2015 roku powraca wyróżniony nagrodą Femina Philippe Lançon w książce Strzęp (Le Lambeau, Gallimard). Powieść zaczyna się w przeddzień zamachu. Lançon, autor kroniki kulturalnej, ogląda w teatrze Wieczór Trzech Króli. Jeden z bohaterów sztuki, ponury i pozbawiony poczucia humoru Malvolio, żywi nieprzejednaną nienawiść do wszelkich przejawów radości życia, co łączy z chęcią wyniesienia siebie i panowania nad ludźmi. Życie dopisze tragiczny epilog do sztuki Szekspira, kiedy redakcja satyrycznego dziennika zostanie zaatakowana przez islamskich terrorystów. Autor opisuje swoje przeżycia w momencie masakry: zmiażdżoną szczękę, pomieszczenie zalane krwią przyjaciół, własną traumę, a potem żmudną rekonwalescencję i operacje plastyczne (do roku 2017 było ich siedemnaście), mające na celu rekonstrukcję utraconej części twarzy. Opisuje ludzi, którzy starają się mu pomóc: lekarzy, pielęgniarki, policjantów i nie odstępującego go brata. Powieść kończy się 13 listopada tego samego 2015 roku, w dniu ataku terrorystycznego na paryskie kawiarnie i salę koncertową Bataclan. Autor obserwuje te wydarzenia z oddali, przebywa wówczas w Nowym Jorku. „To arcydzieło. Powrót ze świata umarłych do świata żywych”, napisał Jean Binbaum. Autor „opisuje swe intymne przeżycia, podnosząc je do uniwersalnej refleksji na temat świata, naszej egzystencji i naszego zaślepienia” („Le Monde”, 6.11.2018).
I tu znów refleksja zaczerpnięta z życia: po ataku na „Charlie Hebdo” na ulice francuskich miast w niedzielę 11 stycznia 2015 roku wyszły setki tysięcy ludzi. W Paryżu przeszło półtora miliona manifestantów, którzy w milczącym marszu oddali hołd ofiarom i wyrazili swoje przywiązanie do wartości republikańskich. Wspólna tragedia połączyła społeczeństwo francuskie, które na co dzień jest coraz bardziej podzielone.
Wróćmy do francuskiej literatury: pomimo jej mocnego zakorzenienia we współczesności, powieść historyczna nie umarła we Francji, wręcz przeciwnie, dostaje nagrody. Grand Prix Akademii Francuskiej dostał Camille Pascal (ur. 1966) za Lato czterech króli (L’été des quatres rois, Plon). Powieść opisuje rewolucję lipcową 1830 roku, kiedy to po abdykacji Karola
Akademicy ukryli się też w innym jury, w którym zasiadają do spółki z pisarzami, dziennikarzami i przewodniczącym Nagrody Goncourtów. Chodzi o Nagrodę języka francuskiego ufundowaną przez miasto Brive dla książki roku „najlepiej ilustrującej piękno francuszczyzny”. Tym razem jej laureatem został Pierre Guyotat (ur. 1940) za Bzdurę (Idiotie, Grasset). To kolejna już na rynku wydawniczym powieść o dorastaniu. Ta książka opisuje dojrzewanie autora pod koniec lat pięćdziesiątych, rozterki młodego prowincjusza i przeżycia z wojny w Algierii, która do dziś prześladuje autora Edenu, Edenu i Grobu dla pięciuset tysięcy żołnierzy opublikowanego w 1967 roku, powieści oficjalnie zakazanej w ówczesnej armii francuskej. „Patrzymy na narodziny poety rozdartego pomiędzy fascynacją światem a chęcią ucieczki od niego i oddania się wyłącznie sztuce”, napisała Nathalie Crom (
Jak stwierdził wspomniany wcześniej Philippe Lançon, „literatura to najlepszy sposób na to, żeby porzucić siebie, nawet jeśli w rezultacie nie piszemy o niczym innym, jak tylko o sobie”. Jakby potwierdzając jego słowa, część wyróżnionych książek porusza wątki autobiograficzne. Olivia de Lamberterie (ur. 1966) w powieści Z należną sympatią (Avec toutes mes sympathies, Stock) wspomina brata, który kilka lat temu popełnił samobójstwo. Jej świadectwo pozwala czytelnikowi „utożsamić się z kimś, kto całe życie bał się, że się zabije, i jednocześnie obawiał się życia. Niesamowita książka”, zachwycił się Pierre Vavasseur (
Michaël Ferrier (ur. 1967) w książce François, portret nieobecnego (François, portrait d’un absent, Gallimard) wspomina zmarłego tragicznie przyjaciela. „To powraca jak fala. Tamej nocy zrozumiałem, co znaczy określenie «głos wyprany z uczuć». Głos Jérôme’a był wyprany z uczuć. Wspomnienia powracają jak fala”. Owa fala, od której autor zaczyna swą książkę, zabrała jego przyjaciela, realizatora radiowego Françoisa Christophe’a, który utopił się wraz z towarzyszącą mu córką w drugi dzień Bożego Narodzenia podczas wakacji na Wyspach Kanaryjskich. Autor zostaje powiadomiony o wypadku przez telefon. Powraca fala wspomnień, „niedokładnie biografia, nie do końca opowieść, a nawet nie grób. Utkana ze słów wrażliwych i mocnych powieść François, portret nieobecnego miesza miłość i tragizm. […] Zamknąwszy ją, milczymy. Tak jak się milczy w obliczu wielkiego dzieła”. (Loup Besmond de Senneville,
Dziennikarze nie pozostali głusi na społeczne tło, niezbędne w każdej dobrej powieści. Tym razem ich uznanie (i związaną z nim nagrodę dziennikarzy Interallié) zdobył Thomas B. Reverdy za Zimę niezadowolenia (L’Hiver du mécontentement, Flammarion). Określenie zaczerpnięte z monologu Ryszarda
Oto jak wiatr historii wdziera się do domu zwykłych ludzi, wywracając i niszcząc wszystko na swojej drodze, pochłaniając losy jednostek, a niekiedy całych społeczeństw. Jak stawić czoła temu kataklizmowi, żeby przetrwać, zachować pamięć o sobie i tych, co odeszli? Jak przełożyć banał codziennego trudu życia na coś, co pozostanie, choćby tylko w pamięci najbliższych? Nie na wszystkie, ale na część z tych pytań próbują odpowiedzieć ci, którzy piszą powieści.