Przypomnę: Giedroyć (1906–2000) już od swoich czasów studenckich był aktywny politycznie i literacko. Wojna „wyrzuciła” go do Rumunii, potem znalazł się w Palestynie, był związany z Armią Andersa, a w końcu wylądował w Londynie, następnie w Rzymie… Do kraju już nie wrócił. Nie sposób tu opisać szczegóły jego biografii i aktywności… Istotne m.in. jest to, że założył w Rzymie Instytut Literacki, a potem miesięcznik „Kultura” oraz „Zeszyty Historyczne”. Jego wkład w ówczesne życie literackie był nie do przecenienia.
Jerzy Gömöri to węgierski polonista. Zbratał się z Giedroyciem, który miał „pod ręką” – cytuję – „eksperta, korespondenta, pośrednika do spraw węgierskich dla «Kultury» i «Zeszytów Historycznych», dzięki czemu tematyka węgierska była obecna na łamach paryskich czasopism przez dekady. Węgierski polonista, literaturoznawca uzyskał w ten sposób forum, możność przekazu swych myśli w jednym z najważniejszych periodyków polskiej emigracji, gdzie reprezentował «węgierski punkt widzenia», co z kolei przyniosło mu w kręgach polskiego uchodźstwa politycznego pewną rozpoznawalność. W dodatku Węgier uzyskał stały i łatwy dostęp do wydawnictw Instytutu Literackiego, przedstawianych, recenzowanych później w węgierskich lub anglosaskich czasopismach, więc i promowanych wśród szerszego kręgu czytelników, co w oczywisty sposób pasowało także i Giedroyciowi. Redaktor zaś był «kluczem» do innych literatów emigrantów (Gombrowicz, Mrożek, Hłasko), których dzieła Gömöri tłumaczył na język węgierski (i w związku z tym prosił ich o prawa autorskie dotyczące przekładów)”.
Tak więc obaj Panowie zasłużyli się sporo dla czytelników węgierskich i polskich. Podtrzymali pierwszą część starego powiedzonka: „Polak, Węgier, dwa bratanki…”. Niestety, śmierć Giedroycia w 2000 roku rozdzieliła to pobratymstwo. Tym bardziej ta książka Lagaziego jest tak ważna i utrwala arcyciekawy rozdzialik naszej literatury. Ważny rozdzialik!
Cała ta książka to po prostu skrupulatnie przekazana korespondencja obu Autorów.
Dla przykładu List Giedroycia: „Drogi Panie – 27
Gömöri odpowiada 13
Będę w Paryżu koło 5–6-ego, a zadzwonię do Pana przed wyjazdem do Maisons-Laffitte. Więc na razie.
Serdeczne pozdrowienia – Jerzy Gömöri”.
Cytuję tego typu listy, by uświadomić sobie i wam, ile w tej opasłej korespondencji było drobiazgów, wątków, zdarzeń, wymiany poglądów, spraw bieżących itp. I jak wówczas „mała” była tamta Europa, w której jeszcze można było utrzymywać zażyłe, wieloletnie kontakty. Dzisiaj jest to łatwiejsze, jednak czy takie korespondencje są nadal w zwyczajnym obiegu? „Mleko się rozlało”, tajfun literatury nie daje się już ogarnąć, a i jego format jakby zmalał.
Ta książka jest dokumentem przyjaźni literackiej, która trwała czterdzieści dwa lata. Ale też dokumentem czasu, który dziś jakby się zatraca albo po prostu tonie w innej aurze życia i literatury. Tym większa chwała za trud Gábora Lagziego za skrupulatne opracowanie książki.