Człowieczeństwo poetka postrzega nie jako stan, ale jako zadanie do wykonania. Polega ono na poznawaniu świata i zacieśnianiu z nim relacji. Dotyczy to również poznawania samego człowieka, cielesności, bo fizycznym wymiarem człowieczeństwa w wierszach Uty Przyboś jest właśnie materia. Mówiąca w wierszach demonstruje te poszukiwania, próby dojścia do prawdy o sobie, na przykładzie własnego ciała („nie ma nic bardziej ludzkiego niż dotyk”) i zmysłów, dzięki którym ciało odczuwa. „Człowiek, nawet nie pyłek – nieistotność totalna” i „drapieżnik z palcami do rozdrapywania” określa świat, nazywa go w swoim języku. Przyroda więc żyje i odczuwa po ludzku: „namiętne drzewa”, „naga magnolia”, „brzozy osiwiałe szronem”. Ta personifikacja pozwala stwierdzić, że człowiek jest materią podstawową, nadającą otaczającemu go światu istnienie w szerszym, językowym i niematerialnym, wymiarze.
Materia nieożywiona jest jakby drugą stroną widzialnego świata – opresyjną, zagrażającą, wrogą:
Pomimo tego przedmioty to jedyne, co zostaje po człowieku. Niemym świadkiem życia kobiety, która już odeszła, jest biżuteria z „takim czarnym brudem w zakamarkach – żałobną drobinką tamtego czasu”. Zamknięta w niej przeszłość przypomina o szczęśliwych czasach, których wspomnienie boli, przeraża pustką po zmarłej. Śmierć zresztą w zebranych w Tykaniu wierszach często powraca. Jest ona ściśle związana z upływem czasu, który objawia się w sposób widoczny, jak „dwie ciemne plamki na dłoni, / kupki czasu wypalonego ze mnie”. Ciemne plamki, reprezentanci starości, nieustannie przypominają o przemijaniu, „jak dwie źrenice śmierci gapią się wciąż na mnie”. Ale starość nie jest tu opresją. Podmiot jest pogodzony ze śmiercią, jej nieuchronność przyjmuje ze spokojem: „może trzeba zabrać się za umieranie. / Lepiej wcześniej niż później”, a nawet ciekawością: „jestem ciekawa umierania. / Oczywiście oprócz bólu”. Ta świadomość umierania świadczy o szczególnym odczuwaniu natury, w której przemijanie i rozkład są wpisane w ciągłość istnienia. Czuła bliskość ze światem przyrody demonstrowana i podkreślana jest zresztą w poezji Uty Przyboś wielokrotnie, jak choćby w wierszu A w stajni bez zmian, w którym mówiąca konstatuje, że to właśnie konie pozwalają jej pojąć „niepotrzebność czasu i radość, że zniknie”. Cała natura jest w pewnym sensie synonimem wolności i szczęścia, w przeciwieństwie do cywilizacji, której symbolem jest miasto:
Człowiek stojący w rozkroku między żywiołem natury a nowoczesnością, od której nie ma ucieczki, próbuje utrzymać równowagę między tymi dwoma sferami. Choć cielesność zajmuje w Tykaniu miejsce szczególne, poetka nie ogranicza istnienia wyłącznie do materii. Słowo ma u niej wyjątkowe znaczenie, wykracza poza przedmioty, jest nośnikiem jakości metafizycznych, odbija się w nim transcendencja.
Tykanie to wyraz zażyłości ze światem, za który człowiek jest odpowiedzialny jako ten, który nadaje znaczenia jego elementom. Uta Przyboś w swojej poezji próbuje zdefiniować człowieczeństwo jako postawę, którą człowiek powinien przyjąć wobec świata, tworzonego przecież według jego wizji, nabierającego znaczenia w idiomie języka.