Najnowszy zbiór autora, zatytułowany Ufność. Trzy poematy, przynosi – jakże by inaczej – również hojnie i światło, i muzykę. Złożony z utworów już ogłoszonych, jak Ba! oraz Barszcz Sosnowskiego, i niepublikowanych, jak Pled, wydaje się uwypuklać niebagatelne znaczenie wskazanych dwóch kategorii. W kolejnej odsłonie intensyfikuje też to, czego poszukuje (od dawna) poeta:
niesamowitego
świecenia krajobrazów,
przedmiotów, ludzi,
gdy zechcą się otworzyć
I który zapytuje – a pytanie owo należy do pytań najpierwszych w języku jego liryki – o to, co poprzez słowo i w słowie wybrzmiewa: „Komu w sumieniu bije / dzwoneczek tych słów” (Barszcz Sosnowskiego).
Kass sposobił się do poszukiwań realnego (Realnego) i uczył się formułowania podobnych pytań o słowo (Słowo) oraz jego „święty związek” z rzeczywistością od najlepszych – Hölderlina, Rilkego, Eliota, Audena, Miłosza etc. Bez sięgania do wielowiekowej tradycji poezji byłoby to przecież zajęcie jałowe i nic nieznaczące, czego dowodzi metafora przywołana przez Osipa Mandelsztama: „Słowo to fletnia o tysiącu piszczałek, ożywiona jednocześnie oddechem wszystkich stuleci” (cytat ów został przytoczony, nawiasem mówiąc, w eseju Kassa Ekstaza i rzemiosło). Dziedzictwu temu nie może patronować w sposób symboliczny nikt inny jak tylko Orfeusz, mityczny śpiewak – ojciec poetów.
Trzy poematy przenika zatem światło, chociaż wokół jest tyle mroku… Brzmi to wprawdzie jak efektowny paradoks, ale między wierszami zdaje się pobrzmiewać odwieczne pytanie: cóż po poecie w czasie marnym? Cóż po najstarszej ludzkiej rodzinie, do której Kass również się zalicza, w wieku żelaza? W nieczułej, materialistycznej, wyobcowującej i skażonej bezmyślną oraz pustą logoreą epoce, kiedy nawet pieśni nie chcą czysto rozbrzmiewać? Przecież: „Z kolumnad / gazet wygnany / wiersz. // Pod strzechą / swojską kopnięty / wiersz” (Ba!); „nawet poeci opuścili jego (języka) wartownie” (Barszcz Sosnowskiego); „trudno jest żyć w złym świecie – i śpiewać” (Pled). Cóż pozostaje, kiedy w doczesnym nie próbuje się już widzieć śladu niewidzialnego, a zjednoczenie ze światem stworzonym uniemożliwia bariera cywilizacji i naszej nieuważności wobec istnienia? Odpowiedź zawiera tytuł zbioru i motto zaczerpnięte z Dziennika Sandora Máraiego: „Tym, co w końcu rozstrzyga wszystko w życiu, jest ufność”.
Nie, autor Prószenia i prania nie odnalazł tej prawdy dopiero teraz, on teraz po raz kolejny przekonał się o trafności obranej przed wieloma laty drogi. Mądrość węgierskiego pisarza stała się rękojmią właściwego rozeznania w świecie i potwierdzeniem słuszności egzystencjalnego wyboru. Ufności bowiem poeta zawierzył dawno, o czym świadczy wiersz Wypatrywanie z debiutanckiego zbioru Do światła: „I patrzę jak rośnie moja ufność w pokarmy życia, / polegam więc na słowie, gdy inni stracili w nim oparcie”. Trzy odsłony losu, trzy historie – Ba!, Barszcz Sosnowskiego, Pled – są w konsekwencji wyznaniem wiary w poetów i poezję. I w życie… A równocześnie sprzeciwem wobec nicości, sprzeciwem wobec śmierci. Ostatecznym przeznaczeniem „najstarszej ludzkiej rodziny”, zdaje się mówić Kass, jest niesienie światła wbrew mrokowi.
„Wyobraźnia dźwiękowa” Wojciech Kassa nie ma jednakże zwracać uwagi czytelnika wyłącznie na eufoniczną płaszczyznę jego liryki, ale także – na wartości symbolizowane przez pieśń (poezję) zrodzoną pośród członków „najstarszej ludzkiej rodziny”. Muzyka wiersza – można by rzec nieco górnolotnie – staje się przecież w zamierzeniu poety muzyką ufności. Wewnętrznego spokoju, wyciszenia… Powtórzę jeszcze raz słowa: „Komu w sumieniu bije / dzwoneczek tych słów”, bo „dzwoneczek słów” (niczym „tintinnabuli” u Arvo Pärta) ma być łagodnym rytmem na granicy zamilknięcia, ma być momentem ciszy, ma być wiarą.