Nikomu
Tak się porobiło, że nawet autorytety moralne cytują imperatyw kategoryczny Kanta „Niebo gwiaździste nade mną, prawo moralne tam, gdzie słońce nie dochodzi”. Filozofowie przedzierzgnęli się w głupich filozofów, Myślicieli Rodina siedzących na stolcu w świątyniach dumania. Idealiści zgadzają się z Feuerbachem, iż „człowiek jest tym, co zje i popije”4 (vide: Tatar5). A znów materialiści mają gdzieś6 zjadacza chleba i wierzą w życie po żarciu, czyli latrynianie7.
Ludzie pióra już nie piszą, tylko robią innym koło pióra. Jakby białe kruki powstawały w wyniku obsrania przez ptaki. Każdy, jak sraluch i Tołstoi z toi toi8, używa tylko czterech liter alfabetu: „de, ee, fe, gie”, by wyprodukować de facto (gówno prawdę). Jeden po drugim dziennik zamienia się w nocnik, czym potwierdza sąd Nietzschego, że nie ma faktów – są tylko interpretacje. Ci, co pisali złotymi literami, teraz podpisują się gównem. Na usprawiedliwienie cytują ludowe mądrości: „Gdzie drwa rąbią, tam drwale kloce stawiają” lub „Życie jest długie, szare i do rzyci, czyli do usranej śmierdzi” (w skrócie „Od CV do WC”). Jak nie urok to sraczka9: titicaca10 lub titicacao11.
O, ja!12 Za krąg towarzyski robi dziś rolka srajtaśmy13. Piśmiennych rajcuje biodegradacja, czyli nasranie na pagony, ufajdanie każdego, kto nie lubi Harnasiów Szymanowskiego, czyli chamstwa i góralskiej muzyki. Hejterów kręcą porównania do Goebbelsa uprawiającego Hejt Hitler. I obsmarowanie ludzi tak, by wyglądali jak nieboskie stworzenia, a nie jak pomazańcy boży14. Podoba im się „Dup!” – odgłos upadku na cztery litery.
Tępi się włóczęgostwo15, wspiera wycieczki osobiste16. Łazienki Królewskie (tam, gdzie król chodzi piechotą) są trendy jak Canossa, gdzie cesarz chodzi piechotą. Modne są spacery Trasą Łazienkowską (Trasą W-C) do WyChodka17, gdzie gówno chodzi per pedes i per perystaltyka, gdy ma wychodne.
Ślepi z nienawiści nie potrafią spojrzeć prawdzie w oczy. Wszyscy jak jeden mąż stanu i nie-mąż stanu18 obrzucają się fekaliami i podobnymi do nich fake newsami. Prawo patrzy na to przez palce19, więc wszędzie słychać pierdzielenie20. Nikt nie używa słodkich słówek. Co najwyżej częstuje dropsami – cukierkami z gatunku „pies ci mordę lizał”. Teraz bowiem czworonożnym przyjacielem człowieka jest nie tylko stołek, ale przede wszystkim psubrat, psiapsiółka – wyszczekana baba, i jamnik, który jak każde kłamstwo ma długi nos i krótkie nogi.
Nie wiadomo, jaka to epoka literacka. Inspirowane Burzą Szekspira gównoburze wskazują na Renesans, a fascynacja chamstwem na Młodą Polskę21. Jedni uważają, że mamy pozytywizm, inni, że negatywizm, jeszcze inni, że Romantyzm, bo mierzy się siły na zasiłki. Są wreszcie tacy, którzy twierdzą, że nastały mroki Średniowiecza, a nawet że jesteśmy w dupie. Ci proponują slogan: „Ciemno jak w dupie u Murzyna? Chcesz widzieć dalej niż srasz? Kupuj żarówki OSRAM!”.
Hejt kasuje Manzoniego, który sprzedawał swój kał jako artefakt – Gówno artysty, po sto dwadzieścia tysięcy złotych za puszkę. Pecunia non olet22. Hasło Białostockiego „sztuka cenniejsza niż złoto” Włoch zmienił na „gówno cenniejsze niż sztuka złota”. Niedawno w muzeum Guggenheima wystawiono złoty sedes. Przypomina się pup-art Duchampa, który przytargał na wystawę pisuar i zatytułował go Fontanna, a kopię Mony Lizy podpisał L.H.O.O.Q. (fonetycznie ‘ma gorący tyłek’).
Dadaiści – banda świrów. Na wystawę psychiatry Ernsta wchodziło się przez klop23. Jarry wzuwał szpilki, żłopał absynt z atramentem i strzelał ze spluwy do słowików. A Vaché chciał strzelać do widzów ostrymi nabojami! Dziś do publiki strzela się gównem. Króluje humor kloaczny (WiCe i żart gówniany – kupa śmiechu). Gorszy niż humor rabelaisowski i rewia24 w sraczach z filmu Monty Pythona. Przez g25 literatura nie może wylecieć ponad poziomy. Nie ma kto pisać do czytelnika, więc na pytanie, co będziemy czytali, odpowiem jak pułkownik u Márqueza: – Gówno!