James Joyce obserwuje baloniki, lejące się
piwo i niemieckich turystów w jaskrawych
szortach. W Puli dogasa ognisko wieczoru.
Portowe żurawie, kutry, stateczki wycieczkowe
cumują przy nabrzeżu. Ciemność przytula
ich bezruch. Jeszcze nie wysłał Ulissesa
w dżdżyste uliczki Dublina, jeszcze nie
pomieszał języków – siedzi i obserwuje
ludzkie mrowisko, zastanawia się nad obrotami
spraw w mieście upadłego imperium.
Pula 25.08.2017