Ewa Sonnenberg jest poetką wymagającą i trudną, może nawet kontrowersyjną. Wymagającą i trudną – bo jej wiersze często są czytelniczym wyzwaniem. Zwykle długie, choć złożone z krótkich komunikatów (zdania pojedyncze, nawet równoważniki zdań); pisane – a przynajmniej takie ma się wrażenie – bez większej kontroli autorki i bez znaczącej redakcji (aktywność facebookowa poetki pozwala przypuszczać, że rzeczywiście wiersze jej się „ulewają”). Sonnenberg daje czytelnikowi poetycki gąszcz, przez który należy się przedrzeć: musimy wyciąć po drodze zdania płytkie, tandetne, niepotrzebne, by dotrzeć do esencji wiersza, wyłuskać najciekawsze frazy, wyłapać celne metafory. Poetka nie troszczy się raczej o czytelnika. Od jego decyzji zależy, czy ma ochotę mierzyć się z tego rodzaju tekstem. Kontrowersyjnym – bo autorka często epatuje ciałem, jest obsceniczna i wulgarna. Nieustanne ociera się o kicz, brzydotę, momentami popada wręcz w grafomanię, racząc czytelników zbiorami frazesów. Schizofrenia & Company daje nam takie właśnie wiersze, ale koncept tej książki ułatwia lekturę. Bełkot szaleńca jest tu wręcz spodziewany, trudności w komunikacji (z czytelnikiem) nieuniknione. Choć – jak już wspomniałam – świat co chwilę staje tu na głowie, jest to świat spójny, zbudowany konsekwentnie, mający swoich bohaterów. Jeśli ktoś nie miał wcześniej do czynienia z poezją Sonnenberg, może rozpocząć od tej książki, by nie zniechęcić się zbyt łatwo.
Schizofrenia zyskuje w tych wierszach rys osobowy, jest personifikowana. Oczywiście, jak mówi tytuł, ma towarzystwo, a tym towarzystwem jest Crazy (często) i Nikita (rzadko). Symbolika nazw – imion właściwie – jest tu jasna i czytelna. Sonnenberg tworzy wyraziste, kobiece portrety, niekiedy posługując się liryką bezpośrednią, innym razem wchodząc w konkretną rolę. Niezależnie jednak od przyjętej perspektywy świat zewnętrzny wobec podmiotu jest tu opresyjny, daleki i niezrozumiały. Świat wewnętrzny jest zaś niestabilny, niekiedy przynosząc ukojenie, innym razem potęgując uczucie samotności oraz wyobcowanie. Męska rola w obu tych światach pozostaje właściwie marginalna i sprowadza się do sfery erotyki, choć momentami, zupełnie niespodziewanie, bohaterki pozwalają sobie na wyrażenie tęsknoty za niecielesną czułością i miłością rozumianą jako prawdziwa bliskość, jedyna możliwa przestrzeń porozumienia. Na ogół jednak świat męski jest tu znienawidzony, a mimo to właśnie męska perspektywa wytycza granice tego świata, organizuje go, ustala reguły funkcjonowania.
Choć schizofrenia determinuje tu relację ze światem zewnętrznym, równocześnie prowadzi oczywiście do namysłu nad światem wewnętrznym, własną psychiką, uczuciami, ciałem. Każda z tych relacji nastręcza pewnych trudności, ale chyba najbardziej złożona pozostaje relacja z ciałem. Bywa ono ośrodkiem przyjemności, lecz – co najważniejsze – to właśnie za jego pośrednictwem podmiot dosłownie styka się ze światem zewnętrznym (dotyka go). Ciało jest tu zatem źródłem poznania, i to dwojakiego: w takim samym stopniu uczestniczy w poznawaniu innych ciał i potrzeb jaźni pozostającej wewnątrz ciała, a zatem jest też podmiotem (lub przedmiotem) choroby, która de facto, choć dotyka psychiki, wpływa również na doznania fizyczne, sposób odczuwania świata, sensorykę. Ciało okazuje się kluczem do schizofrenii (Schizofrenii): „Schizofrenia zaczęła pisać. / Jestem kwiatem twojego ciała, dotknij mnie, poczujesz to samo, co ja. / Poczuj mnie wszystkimi opuszkami palców, / poczuj mnie swoimi ustami, nabierz mnie w usta, / tak jak nabierasz w usta życie, dotykaj mnie o każdej porze, / by zrozumieć swoje miejsce na ziemi”. Relacja z ciałem może doprowadzić do zrozumienia swojej roli w społeczeństwie i umożliwić wewnętrzną integrację podmiotu, choć dynamika doznań, jakich ono doświadcza, ostatecznie – wprost przeciwnie – prowadzi do dezintegracji. Mnogość podmiotów (Schizofrenia, Nikita, Crazy) wynika z potrzeb i możliwości ciała, zatem paradoksalnie ciało jest równocześnie przyczyną choroby i potencjalnym lekarstwem. „Mnie już nie interesuje bycie kobietą. / Brzydzę się pięknem. Lubię ciało bólu. Lubię, jak ciało jest podróżą. / Jak jest wehikułem. Jak jest chłopcem”.
Schizofrenia i Crazy nieustannie podejmują próby dotarcia do świata zewnętrznego, jednak kończą się one niepowodzeniem. Schizofrenia, u kresu sił, zastanawia się nad popełnieniem samobójstwa, ostatecznie jednak „Schizofrenia i Crazy wzięły się za ręce / i poszły w nieznanym kierunku”. Ewa Sonnenberg w najnowszym tomie Schizofrenia & Company zabiera nas właściwie w podróż po świecie zdeterminowanym przez chorobę utrudniającą lub nawet uniemożliwiającą funkcjonowanie w społeczeństwie. Nie należy traktować tej książki jako poetycko-klinicznej definicji schizofrenii ani tym bardziej jako studium przypadku, niemniej jednak schizofrenię należy tu uznać za swoistą figurę retoryczną i równocześnie główną bohaterkę wierszy. W tej podróży towarzyszą nam jednak również Crazy, Nikita oraz – zdaje się – sama poetka. Jaki świat, tacy przewodnicy, a rzeczywistość wyłaniająca się z poezji Sonnenberg raczej nie napawa optymizmem i nie daje się łatwo oswoić. Polecam czytać w małych dawkach, uprzednio akceptując wszelkie ułomności tej poezji, a będzie to podróż z całą pewnością niecodzienna. Raczej wyzwanie niż przyjemność, ale myślę, że autorce właśnie o to chodziło.