Ma się pod jesień. Kto zgasił lampę
na werandzie? Podglądałeś z sadu.
Zanosi się na długą noc. Kto przekręcił
klucz w drzwiach na zewnątrz? Niedopałek
papierosa zasyczał w kałuży. Trzeba było
zapamiętać imię tego świata, choć numer
domu, choć szczerbę na progu. Pachniało
popiołem i deszczem. Warstwa liści na
trotuarze tłumiła odgłos ucieczki.
Mówię: drzewo. Mówię: złota iskra
w ciemności, krwiobieg, twoja niewidzialna
dłoń.