Od Miłości więc, ale i Nadziei się zaczęło. Te dwa utwory bowiem posłała początkująca poetka częstochowsko-warszawska uznanej poetce-redaktorce krakowskiej z nadzieją na prezentację w „Życiu Literackim”. W odpowiedzi z dnia 29 marca 1954 roku Wisława Szymborska tak do ich autorki napisała: „Szanowna Koleżanko! Wiersze Wasze przeczytałam z zainteresowaniem. W najbliższym czasie chcemy skomponować w «Życiu» kolumnę młodej poezji i na tę okazję zatrzymujemy w tece wiersz pt. Miłość. Jednocześnie chcę Wam powiedzieć, że specjalnie zaciekawił mnie wiersz Nadzieja jako próba dyskusji ze światopoglądem metafizycznym. Rażą mnie jednak dwie rzeczy…”.
Skończyła się ta wymiana „znaków” przyjaźni na krótko przed śmiercią Marjańskiej. Autorka Córki bednarza zmarła w Warszawie 17 października 2005 roku, ostatni jej list do Szymborskiej nosi datę 19 listopada 2003 roku. Jest niezwyczajnie, jak na wylewną Ludmiłę, lakoniczny, mieści się zresztą na karcie pocztowej, ale gdy przeczyta się go wraz z komentarzem Iwony Skrzypczak-Gałkowskiej, nabiera znaczeń dodatkowych, chciałoby się rzec – podskórnych, dyskretnie zasugerowanych elementami graficznymi karty.
Miron miałby „jubileusz” w ubiegłym roku – a ja zamiast „jubilować” przeprowadziłam się do Wilanowa. Za Twoim przykładem zmieniłam adres, choć z innych przyczyn.
Serdecznie
Cię ściskam
A w przypisie szczegółowy opis pocztówki: „Karta pocztowa czarno-biała, przedstawiająca kilka czarnych i kilka białych pasów ułożonych naprzemiennie, tak że przypominają promienie słońca. Na jednym z białych pasów:
Był to rok, w którym obydwie damy obchodziły osiemdziesięciolecie urodzin, a Ludmiła Marjańska, cztery lata wcześniej owdowiała, była wciąż porażona wieloletnią chorobą i śmiercią męża i możliwe, że obraz księżyca, „wiszącego na spadaniu”, w aluzyjny sposób wskazywał na stan jej ducha – stan, który opisała w Żywicy, Córce bednarza i w Otwieram sen. Mieszkanie przy ulicy Raszyńskiej 15, w którym spędziła z Januszem Marjańskim bodaj pół wieku, było dla niej i za duże, i nazbyt hałaśliwe, i za bardzo oddalone od miejsca zamieszkania córki, dlatego poetka zgodziła się na przeprowadzkę do Wilanowa. Starość stała u progu, a jej serce, wyczerpane przejściami ostatnich lat, potrzebowało ukojenia…
Wisława Szymborska doświadczyła utraty ukochanego mężczyzny dziewięć lat wcześniej, ale zmiana adresu w jej przypadku nie wiązała się z tą stratą, nie dzieliła ona bowiem mieszkania z Kornelem Filipowiczem, nie była jego formalną żoną. Nowe mieszkanie kupiła sobie po otrzymaniu Nagrody Nobla. Przeżyła Ludmiłę o siedem lat, zmarła 1 lutego 2012 roku. Ostatni list wysłała do autorki Żywicy w lipcu 2003 roku. Jego lakoniczność równała się jego wymowności. „Ludmiło! / Dziękuję, i to bardzo, za Żywicę! / Twoja W.” − napisała na białej karteczce przyklejonej na czarny kartonik. Świadoma, jak mało kto wagi tego jednego jedynego słowa wybranego spośród wielu, posłużyła się nieomylnie zaimkiem dzierżawczym: „Twoja” − na tle bieli i czerni. Czyż można powiedzieć więcej, gdy się współodczuwa?
Korespondencyjna więź między poetkami trwała więc prawie pół wieku. W prezentowanym tomie Podobne, a tak różne życie… zgromadzono w sumie sto listów: sześćdziesiąt osiem Ludmiły Marjańskiej i trzydzieści dwa Wisławy Szymborskiej, każdy zbiór z odrębną numeracją. Początek znajomości był jednak niemrawy: datę roczną „1954” mają w zbiorze tylko dwie pozycje − oficjalne pisma redaktorki „Życia Literackiego” do koleżanki-debiutantki, trzecie pismo z podpisem „Za zespół: Szymborska” pochodzi z roku 1956 i informuje „Drogą Koleżankę” o przyjęciu do druku trzech wierszy. Pierwszy w zbiorze list Marjańskiej do Szymborskiej pojawia się w marcu roku 1958 i jest delikatnym, lecz wyraźnym zaproszeniem do… przyjaźni.
pozwalam sobie przesłać Pani swój tomik wierszy Chmurne okna.
Cenię bardzo Pani poezję; przemawia ona do mnie swoim celnym słowem i głęboką treścią.
To wszystko sprawia, że wydaje mi się, iż znam Panią dobrze, mimo że nie miałyśmy dotąd okazji się spotkać.
Dlatego też przesyłam Pani swój zbiorek z nadzieją, że znajdzie Pani chwilę czasu, aby go przejrzeć – pragnieniem moim jest, aby ta „znajomość” nie była tak bardzo jednostronna.
Proszę mi wybaczyć moje zwykłe gadulstwo i przyjąć serdeczne pozdrowienia.
Przez sześć lat nie dzieje się nic, w każdym razie w zbiorze korespondencji nie ma nic, co by świadczyło, że zawarta w liście serdeczna prośba zapadła adresatce w serce. Ale oto całkiem niespodziewanie we wrześniu 1984 roku w mieszkaniu państwa Marjańskich, niezapowiedziana, zjawia się we własnej osobie królowa polskiej poezji. Przybyła do Warszawy na pogrzeb Jerzego Zagórskiego, no i skorzystała z okazji… Wniebowzięta, ale i zakłopotana gospodyni uraczyła ją, czym mogła, czyli swojską jajecznicą, a potem w liście z 9 września napisała: „dziękuję Ci raz jeszcze za ową
Odtąd listy, kartki, przesyłki książkowe płyną z Warszawy, z Konstancina, Ustki, Zakopanego, Obór, Sztokholmu, Sopotu, a nawet z Młodowic do Krakowa i z Krakowa lub z Zakopanego do Warszawy strumieniem niezbyt wartkim i nie nazbyt obfitym, lecz nieprzerwanym. Ludmiła, szczera z natury i otwarta, pisze częściej i obszerniej, powściągliwa Wisława rzadziej i zwięźlej, raczej aluzyjnymi obrazkami-wyklejankami niż słowami, niemniej jasne jest, że darzy Koleżankę szczerą sympatią, dobrze czuje się w jej obecności, ciągle zresztą zachęca Ludmiłę do wizyt w Krakowie lub w Zakopanem. Sama jednak nie daje się namówić na wieczór autorski w Sandomierzu. Za to gdy nieoczekiwanie spotykają się w Londynie, Wisława, nie znająca angielskiego, zaprasza Ludmiłę, anglistkę, do wspólnego zwiedzania miasta, w tym zwłaszcza Muzeum Sherlocka Holmsa. Różne jak, nie przymierzając, Kalliope i Euterpe, lecz podobnie wielkie duchem i bliskie poczuciem humoru, bawią się ze sobą wyśmienicie, a porozumiewają bez trudu.
Łączy je wszak wartość nad wartościami: poezja. Wymieniają się tomikami, dzielą wrażeniami z lektur, a bywa, że pod osłoną dowcipnych dedykacyjnych rymów komunikują sobie jakieś sprawy ważne, a sekretne. Przykładem może być dedykacja wpisana do tomiku Blizna: „Chociaż, droga Wisławo, / Nie dorównam Ci sławą, / Mam odwagę się przyznać, / że to ma własna «blizna»”.
Autorka Prześwitu w ogóle chętnie stosuje żart, dowcipną aluzję, zabawną rymowankę jako kamuflaż dla głębokich przeżyć i wzruszeń. Na wieść o przyznaniu Szymborskiej Nagrody Nobla reaguje konwencjonalnym listem gratulacyjnym, ale zaraz potem honoruje laureatkę po swojemu, czyli rymowanką: „Co to będzie, co to będzie! / Gdzie nie spojrzeć, Ona wszędzie. / Wielki zaszczyt – wielka bieda, / już się teraz ukryć nie da. / Mikołaju, pod choinkę / daj jej odpoczynku krzynkę”; i drugą: „Powiadają ludzie: wedle stawu grobla, / Ludmiła ma kota, / a Wisława Nobla. / Ludmiła liryki smaży na patelni, / Wisławę limeryk też unieśmiertelni. / Co mi za różnica: limeryk / czy liryk − / i stąd dla Noblistki ten mój / panegiryk”.
Użalanie się nad sobą, wywlekanie spraw bolesnych, pospolicie zwane „bebeszeniem się”, było zarówno Szymborskiej, jak i Marjańskiej obce, może nawet obmierzłe. Dramaty i choroby zbywały w listach wtrącanymi jakby mimochodem napomknieniami, choć przecież krzyżowe brzemię, które wypadło dźwigać w latach dziewięćdziesiątych autorce Żywicy, było Szymborskiej wiadome, bo dwukrotnie, z największą dyskrecją, zgłaszała ofertę pomocy…
Konkludując, stwierdzić należy z satysfakcją: korespondencja Ludmiły Marjańskiej i Wisławy Szymborskiej z lat 1954–2003, zawarta w tomie Podobne, a tak różne życie…, to książka cenna, ważna, ciekawa i piękna. Dla tych, którzy znali obie poetki lub choćby jedną z nich, źródło wielkich wzruszeń. Dla badaczy literatury, zwłaszcza biografów, kopalnia wiadomości. A dla „zwyczajnych” czytelników – i jedno, i drugie.
Za niezwykle staranne i wysoce profesjonalne przygotowanie książki do wydania pokłonić się godzi: Iwonie Skrzypczyk-Gałkowskiej (autorce komentarzy naukowych), Elżbiecie Hurnik (autorce eseju wstępnego) oraz prezesowi Towarzystwa Galeria Literacka panu Bogdanowi Knopowi (koordynatorowi całego skomplikowanego przedsięwzięcia wydawniczego). Za pomysł zaś stokrotnie podziękować trzeba Marii Marjańskiej-Czernik, córce poetki, oraz Jerzemu Krzemińskiemu, byłemu dyrektorowi Muzeum Okręgowego w Sandomierzu i powiernikowi Ludmiły Marjańskiej. A czytelnikowi życzyć wielu olśnień, wzruszeń i… zamyśleń!